[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyjechał panu naprzeciw?- Nie, sir.Według moich kalkulacji nic o mnie nie wiedział.Przybył, jakby to powiedzieć, bo taki był jego plan działania.Tam, w głębi kraju, zdarzyły się dziwne rzeczy, sir, o których muszę panu opowiedzieć.Dryden wskazał mu krzesło polowe:- Siadaj i opowiadaj, senior!- Hm! Nie jestem przygotowany do tak długiej opowieści, sir.Gardło łatwo mi przy mówieniu wysycha i jeśli.- Ależ dobrze! - przerwał ze śmiechem Dryden.- Postaram się zaraz o krople, które doskonale zwilżają zeschnięte gardło.Otworzył szafkę, wyjął butelkę i nalał pełną szklankę.- Pij na zdrowie, master! Zapewne jest pan także głodny!- Nie przeczę, sir, ale głód może jeszcze poczekać.Jedzenie przeszkadza opowiadaniu.Słowa chcą wyjść na zewnątrz, a kęs gramoli się do wnętrza, spotykają się, zderzają, a z tego, kalkuluję, nic dobrego nie wyniknie.Natomiast kropla trunku na języku nie przeszkadza mówieniu.Pociągnął mały łyk ze szklanki.Prawdziwy westman zawsze pije powoli.- A ja jestem ciekaw - w oczach trapera pojawił się chytry uśmieszek - jak pan to przyjmie.- Czy przywozi pan wieści ważne dla naszej wyprawy?- Tak, a nawet więcej.Są one ważne i z innych względów.A więc - zaczął opowiadać z tajemniczą i szelmowską miną - zajeżdżam do fortu Guadalupe do starego Pirnera, chłop na schwał, ale swoją drogą wyjątkowy osioł, sir.Odwrócił się i splunął - zapewne na wspomnienie rozmowy z Pirnerem - tak celnie, że ślina przeleciała tuż nad Drydenem i znikła w otwartym okienku kajuty.Dryden cofnął głowę i skrzywił się z niesmakiem.- Wypraszam to sobie! Czy wystrzał był we mnie skierowany?- Ależ skąd, sir! Nie zwykłem nigdy chybiać.A więc zjawiłem się w Guadalupe i znalazłem tam Czarnego Gerarda.Miałem nadzieję, że zaprowadzi mnie do Paso del Norte, ale to było zbyteczne, gdyż prezydent przyjechał do fortu.Nie bez powodu zresztą.Czy wie pan, że Juarez rozpoczął już działania wojenne?- Nie, nie wiem.- Ma poparcie Apaczów.W Guadalupe pobił wrogów na głowę.Teraz wyruszył, by zdobyć Chihuahua, a potem Monclovę.Następnie podąży na spotkanie z panem.- Gdzie ma ono nastąpić?- U zbiegu rzek Sabinas i Salado.Według moich kalkulacji przybędziecie tam jednocześnie, jeśli pan wypłynie jutro rano.- Wolałbym jeszcze dziś wieczorem, o ile ciemności nie stoją na przeszkodzie.- Bynajmniej.Rzeka jest szeroka, a woda tak błyszczy, że nie sposób pomylić kierunku.- Czy Juarez osobiście chce spotkać się ze mną, czy też wyśle kogoś w zastępstwie?- Jak kalkuluję, osobiście.- Oczywiście w asyście dużego oddziału.- Rozumie się! Nie zabraknie ludzi, gdyż jak tylko prezydent pojawi się w Chihuahua, wielu wolontariuszy zaciągnie się pod jego rozkazy.- A więc wie pan na pewno, że pokonał Francuzów w Guadalupe?- Na pewno, gdyż sam brałem udział w bitwie.- Czy Juarez dowodził?- Można powiedzieć, że tak, aczkolwiek najwięcej zdziałali, przynajmniej z początku, Czarny Gerard i Niedźwiedzie Oko, wódz Apaczów.- Mocno zaakcentował imię Indianina.Dryden zmarszczył brwi:- Niedźwiedzie Oko? Co za podobieństwo!- Do Niedźwiedziego Serca, prawda?- No właśnie.Czy znał pan tego Indianina?- Dawniej nie znałem, ale teraz to i owszem.- Co pan powiada!? Zna pan wodza o imieniu Niedźwiedzie Serce?! Gdzie go pan spotkał?- W forcie.- To niemożliwe! Niejeden Indianin mógł przybrać takie imię - po namyśle zauważył sir Dryden.- O nie! Indianin nie przyswaja sobie imienia należącego do kogoś innego.- A jeżeli ten ktoś należy do innego plemienia?- Tym bardziej nie.- Z jakiego plemienia pochodzi pański Niedźwiedzie Serce?- Z Apaczów, a Niedźwiedzie Oko jest jego bratem.- Prawdziwy Niedźwiedzie Serce zaginął przed wielu laty.- Istotnie, sir.Niedźwiedzie Oko długo go szukał i nawet już sądził, że brat został zamordowany przez białych.- Ale powiada pan, że widział Niedźwiedzie Serce.Tego zaginionego?!- Tak, jego we własnej osobie.Lord zerwał się z krzesła.- Master, nie zdaje pan sobie sprawy, jaką nowinę mi przyniósł! Traper uśmiechnął się nieznacznie.- Czy nie wie pan, gdzie ten Apacz przebywał tyle czasu?- Gdzie mógł przebywać? Zawieruszył się w sawannie lub gdzie indziej.Czerwonoskórzy są wiecznymi włóczęgami.- Och, ale nie on! Czy sądzi pan, że będzie towarzyszył prezydentowi i razem z nim przyjedzie nad Rio Sabinas?- Tak sądzę, sir.- Dzięki Najwyższemu! Zobaczę go i będę mógł z nim rozmawiać! Dowiem się o jego dawnych towarzyszach i o ich losie! No właśnie.Czy z Niedźwiedzim Sercem byli jacyś ludzie?- O, tak, niejeden - powiedział traper z obojętną miną.- Był z nim pewien Hiszpan, imieniem Mindrello, Indianka Karia, jakaś seniorita Emma.- I kto jeszcze?! Mów pan, na Boga! Sępi Dziób udał, że nie słyszy pytania.- Ta seniorita, zdaje się, jest mężatką.Tak myślę, bo bardzo czule odnosi się do pewnego seniora.- Czy zna pan jego imię?- Nazywa się Unger i w swoim czasie był znakomitym myśliwym.Nadano mu przydomek Piorunowy Grot.Poznałem również jego brata, sternika czy kapitana.Lord położył drżącą rękę na ramieniu westmana.W jego głosie słychać było wzruszenie, kiedy zapytał:- Czy to już wszyscy towarzysze wodza Apaczów?- Muszę się zastanowić, milordzie.Zaraz.Przypominam sobie jeszcze jednego: olbrzymiego draba z brodą sięgającą do pasa.Był niegdyś lekarzem, ale również sławnym myśliwym.Nazywali go Władca Skał.- Sternau?- Tak, Sternau.Niemiec.- I nikogo więcej już pan nie pamięta?- Aha.Był jeszcze starszy pan, don Fernando.Zdaje się, że stary Pirnero mówił, iż ten senior to hrabia Rodriganda.Lord z trudem panował nad sobą.- Na miłość boską, człowieku! - krzyknął.- Czy naprawdę o nikim nie zapomniałeś?!- Cierpliwości, sir.Tak.Ale ten to już naprawdę ostatni.Mimo różnicy wieku niezwykle podobny do starego hrabiego.Sternau i on są na ty.Doktor nazywał go chyba Marianem.- A więc i on uratowany! Boże, dzięki ci! Opowiadaj, master, opowiadaj!- Chętnie, milordzie! Dowie się pan o wszystkim.Chociaż, milordzie, znowu gardło zaschło i tak stwardniało, że.- Tu stoi butelka.Niech się pan częstuje!Sępi Dziób nalał sobie, łyknął i zaczął dokładnie, już bezponaglania, zdawać relację.Lord, a nawet sternik, słuchał z napiętą uwagą.Wreszcie opowieść trapera dobiegła końca.- To wszystko, co wiem.O szczegóły niech pan pyta, milordzie, tych panów, kiedy spotkacie się nad Rio Sabinas.- Moglibyśmy już wyruszyć, ale pan jest zbyt zmęczony, prawda?- Phi, dobry myśliwy nie zna uczucia zmęczenia.Skoro pan chce jechać, jestem do pańskich usług.Czy ludzie są na stanowiskach?- Wszyscy.Nawet kotły już nagrzane, jak pan chyba zauważył.- Łodzie transportowe przymocuje się do obu parowców.Moje miejsce jako przewodnika jest na pierwszym.A pańskie?- Także tam.- Wieczorami nie będziemy zarzucać kotwicy koło brzegu, jak się to zazwyczaj robi, lecz na środku rzeki.Czy pańscy ludzie są dobrze uzbrojeni?- Tak.Zresztą mam amunicję na łodziach.Nie ma powodu do obaw, master.- Tak też sądzę, ale musimy być na wszystko przygotowani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]