[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na to ojciec odpowiedziałz uśmiechem: "Ależ właśnie wszyscy mi mówią, że jesteś bardzo sprytny".Następnego dnia pojechałem do Cambridge, aby zobaczyć się z Henslowem, astamtąd do Londynu na spotkanie z Fitz-Royem; wkrótce załatwiłem wszystko.Pózniej, gdy zżyłem się z Fitz-Royem, dowiedziałem się, że o mały włos mojakandydatura byłaby odrzucona ze względu na kształt mojego nosa.Fitz-Roy byłgorącym wyznawcą poglądów Lavatera i był przekonany, że z rysów twarzymożna poznać człowieka.Wątpił przeto, czy ktoś z nosem takim jak mój wykażesię dostatecznym stopniem energii i stanowczości koniecznej w czasie podróży.Pózniej jednak, jak się zdaje, był bardzo zadowolony z tego, że mój nos fałszywieświadczył o mnie.Fitz-Roy odznaczał się dosyć osobliwym charakterem, choć miał wiele cechszlachetnych.Bardzo obowiązkowy, wyrozumiały wobec błędów, śmiały,stanowczy, niezmiernie energiczny był równocześnie prawdziwym przyjacielemwszystkich swych podwładnych.Nie cofnąłby się przed podjęciem jakiegokolwiektrudu, aby pomóc tym, którzy według jego zdania zasługiwali na to.Był to pięknymężczyzna, prawdziwy gentleman, odznaczał się wysoce uprzejmym obejściem,podobnie jak jego wuj, sławny lord Castlereagh, jak mi to mówił poseł angielski wRio.Przy tym musiał odziedziczyć on coś z wyglądu po Karolu II, jak sądzę o tymze zbioru fotografii otrzymanych od dra Wallicha.Uderzyło mnie podobieństwojednej z nich do Fitz-Roya.Spojrzawszy na nazwisko stwierdziłem, że przedstawia 33ona Ch.E.Sobieskiego Stuarta, hrabiego Albany [jak podaje Franciszek Darwin,pochodzenie hrabiego Albany z rodu królewskiego jest mitem], nieprawegopotomka tego monarchy.Usposobienie Fitz-Roya było wysoce nieszczęśliwe.Ujawniało się to nie tylko wwybuchach gniewu, ale i w napadach długotrwałej gderliwości w stosunku do tego,kto go uraził.Zazwyczaj w najgorszym usposobieniu był wczesnym rankiem iswym orlim okiem zawsze wypatrzył, że na okręcie coś jest nie w porządku, awówczas nie szczędził słów nagany.Młodsi oficerowie przy porannej zmianiezwykli byli pytać, "czy podawano dużo kawy rano", co było równoznaczne zpytaniem o humor kapitana.Był on nieco podejrzliwy i czasami wpadał wprzygnębienie, co pewnego razu wręcz wyglądało na obłęd.Czasem wydawało misię, że zawodzi go trzezwy sąd i zdrowy rozum.Dla mnie był wyjątkowouprzejmy, lecz trudno było się z nim zżyć w jednej kajucie i przy wspólnym stole.Często kłóciliśmy się; gdy wpadał w rozdrażnienie, stawał się zupełnienierozsądny.Tak np.na początku podróży, gdyśmy byli w Bahia w Brazylii, zacząłbronić i zachwalać niewolnictwo, które dla mnie było rzeczą wstrętną, ioświadczył, że właśnie gościł u wielkiego właściciela niewolników, któryprzywołał wielu z nich i pytał, czy są szczęśliwi i czy życzyliby sobie uzyskaćwolność, na co wszyscy odpowiedzieli: "Nie".Spytałem go wówczas, zapewne niebez drwiny, czy uważa, że odpowiedzi niewolników w obecności ich pana mająjakąkolwiek wartość.Strasznie go to rozgniewało.Powiedział, że nie możemyrazem dłużej mieszkać, ponieważ wątpię o prawdziwości jego słów.Myślałem, żebędę musiał porzucić okręt, lecz gdy tylko nowina rozeszła się - a rozeszła sięszybko, bo kapitan posłał po pierwszego porucznika, aby sobie ulżyć wylewającprzed nim całą złość na mnie - z wielką satysfakcją otrzymałem od wszystkichoficerów propozycję wspólnego mieszkania.Po kilku wszakże godzinach Fitz-Royokazał swą zwykłą wspaniałomyślność posyłając po mnie oficera z przeprosinami iprośbą, abym z nim dalej mieszkał.Przypominam sobie inny przykład jegobezpośredniości.Jeszcze przed wyjazdem z Plymouth okropnie się rozgniewał nahandlarza naczyń, który odmówił wymienienia pewnych przedmiotówzakupionych w jego sklepie.Kapitan spytał wtedy kupca o cenę bardzokosztownego serwisu porcelanowego i rzekł: "Kupiłbym to, gdyby nie był Pan taknieuprzejmy".Wiedziałem, że jego kajuta jest dosłownie zapchana wszelkiminaczyniami, zwątpiłem więc o szczerości tego zamiaru.Nie powiedziałem anisłowa, musiało to wszakże odbić się na mojej twarzy.Opuszczając sklep, popatrzyłon na mnie i zapytał, czy nie wierzę temu, co mówił i musiałem to potwierdzić.Milczał parę minut, a następnie powiedział, że mam rację i że postąpiłniewłaściwie ze złości na tego łajdaka. 34W Conception w Chile biedny Fitz-Roy był strasznie przepracowany i bardzoprzygnębiony.Uskarżał się gorzko przede mną, że musi wydać wielkie przyjęciedla wszystkich mieszkańców miasta.Zaprzeczyłem mu i powiedziałem, że niewidzę, by okoliczności go do tego zmuszały.Na to wpadł we wściekłośćoświadczając, że należę do tych ludzi, którzy korzystają chętnie z wszelkichwzględów, nic w zamian nie dając.Wstałem więc i opuściwszy bez słowa kajutę,wróciłem do Conception, gdzie wówczas mieszkałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]