[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wcale się tam nie wybieramy, to nie dla nas.Takieświństwa.Pan to lubi?Przewodnik poczerwieniał jak pomidor.Czerwone światło na skrzyżowaniu byłoblade w porównaniu z nim.Odwrócił się na pięcie i poszedł.Zarykiwali się ze śmiechu.*Dzień drugi.JW, Abdulkarim i Fahdi najechali dzielnicę shoppingu.Londyn, mekka luksusowych domów towarowych: Selfridges, Harrods.Ale najlepszy:Harvey Nichols.Mieli limuzynę wynajętą na cały dzień.JW dzień wcześniej przeprowadził się do hotelu Abdulkarima, kiedy ten uznał go zabezpieczny.Fahdi przeniósł się tam nieco później tego samego dnia.Zaczęli od hotelowego brunchu, rozmiar XL: kiełbaski, bekon, żeberka, kurze udka,pieczone ziemniaki, omlety z syropem, siedem gatunków pieczywa, müsli, płatki Kellogga,jajecznica, trzy rodzaje świeżego soku, marmolada, Marmite, Vegemite, masa serów - stilton,cheddar, brie - dżem, nutella, lody, sałatka owocowa.Ile dusza zapragnie.Obżerali się.Fahdi uwielbiał jajecznicę, nałożył sobie dwa talerze.Starsze panie przystoliku obok gapiły się na nich.Abdulkarim zamawiał świeży sok cztery razy.JW wstydziłsię i nie wstydził zarazem.Poprawił sobie mankiety i popatrzył na sąsiadki.Mrugnął jednymokiem.Sprawiało mu to pewną frajdę.*Gablota, limo, podjechała po nich o pierwszej.Abdulkarim ostro nakręcony, chwalił się, ile to zarobią na koksie, który Jorge ściągnąłprzez tę Brazylijkę.Opowiadał, jak to zabawią się w Londynie.Wszystkie beaches miałyposmakować Abdulkarima.Wszyscy chuligani mieli popamiętać Fahdiego.Ubiegłego wieczoru Abdulkarim też mówił tylko o jednym - słynnej ucieczce Jorgegoz Västerbron.JW pełen podziwu.Trzy kilo koli dla nich.Dokładnie to, o co chodziło, dużailość.Zatrzymali się przed Selfridges.Abdulkarim otworzył drzwi i wyjrzał.Wrzasnąłfatalną angielszczyzną:- Jedziemy stąd.Tu nie jest dla nas dosyć elegancko.JW zerknął ze śmiechem na Fahdiego.Czyżby Abdulkarim pociągnął sobie snifaprzed śniadaniem?Szofer nawet nie mrugnął okiem.Kaprysy Abdulkarima to pewnie nic w porównaniuz chimerami naprawdę bogatych i sławnych ludzi, których woził.Pojechali dalej.Na trotuarach było tłoczno, a na ulicach pełno samochodów.Klasyczne piętrusy przeciskały się, zjeżdżając ku przystankom.Limuzyna stanęła koło Harveya Nicholsa.Weszli do budynku i szybko znaleźli dział męski.Gigantyczny.Dla JW, fanatykashoppingu, czciciela luksusu, była to jedna z najszczęśliwszych chwil w życiu.Ślinił się, śpiewał w duchu, tańczył taniec konsumenta.Raj firm: Dior, Alexandre ofLondon, Fendi, Giuseppe Zanotti, Canali, Hugo Boss, Prada, Cerruti 1881, Ralph Lauren,Comme des Garçons, Costume National, Dolce & Gabbana, Duffer of St.George, Yves SaintLaurent, Dunhill, Calvin Klein, Armani, Givenchy, Energie, Evisu, Gianfranco Ferre,Versace, Gucci, Guerlain, Helmut Lang, Hermès, Iceberg, Issey Miyake, J Lindeberg,Christian Lacroix, Jean Paul Gaultier, CP Company, John Galliano, John Smedley, Kenzo,Lacoste, Marc Jacobs, Dries Van Noten, Martin Margiela, Miu Miu, Nicole Farhi, Oscar de laRenta, Paul Smith, Punk Royal, Ermenegildo Zegna, Roberto Cavalli, Jil Sander, Burberry,Tod’s, Tommy Hilfiger, Trussardi, Valentino, Yohji Yamamoto.Było wszystko.Abdulkarim kazał ekspedientowi chodzić za sobą i ciągnąć wózek na zakupy.Wrzucałtam garnitury, koszule, buty i swetry.JW chodził sam.Wybrał klubową marynarkę, Alexandre of Savile Row, parę dżinsówHelmuta Langa, dwie koszule, jedną Paula Smitha, drugą Prady, i pasek Gucciego.Rachunekwyniósł w sumie tysiąc funtów.Fahdi zdawał się zagubiony.Najlepiej czuł się w zwykłej skórzanej kurtce i dżinsach,a zatem kupił sobie parę dżinsów Hilfigera i skórzaną kurtkę Gucciego.Cena samej kurtki:trzy tysiące funtów.Gucci - fetysz maniaków luksusu.JW wyobrażał sobie, jak bardzo wszystko się uprości, gdy już zdobędzie wypranepieniądze.Marzyło mu się korzystanie z porządnych kart kredytowych.Uczucie, za którymtęsknił: móc rzucić na ladę American Express Platinum Card.Obsługa pomogła im zanieść do limuzyny wszystkie torby i torebki.Dla ekspedientównajwyraźniej była to rutyna.Londyn to miejsce dla wstrętnych bogaczy.Gablota pojechała dalej wzdłuż Sloane Street, głównej ulicy wytwornych butików:Louis Vuitton, Prada, Gucci, Chanel, Hermes leżały jeden przy drugim.Oczy JW pieściły powabne linie logotypów.Po minucie Abdulkarim znowu zacząłkrzyczeć.Wysiedli.Abdulkarim pobiegł do butiku Louisa Vuittona.JW patrzył na jego zwisające spodniei kusą kurteczkę na marynarce, myśląc: taki styl ubierania się powinien być karalny.Odźwierny sklepu spojrzał najpierw sceptycznie na Abdula - jakiś śniady świr? Potemzobaczył limo.Wpuścił go.Spędzili jeszcze półtorej godziny na Sloane Street.Ostateczny rachunek JW wyniósł cztery tysiące funtów, nie licząc tego, co zapłacił uHarveya Nicholsa.Trofea do pokazania boysom w domu: skórzana teczka Gucciego, płaszczMiu Miu, koszula Burberry.Nieźle.Pewna myśl przemknęła mu przez głowę: czy to było życie, czy blef? JW czuł, jakrozpiera go radość, niemal euforia.Mimo to nie mógł nie pomyśleć o tym, jak musiała czućsię Camilla, kiedy jechała z tym gościem z Belgradu jego żółtym ferrari.Jak bardzo byli dosiebie podobni, ona i JW?Lunch zjedli w Wagamama przy końcu Sloane Street, w jednej z tych trendowychazjatyckich knajp z minimalistycznym białym wystrojem.Abdulkarim sarkał, że zbyt wieledań zawiera wieprzowinę.- Jak jutro będziemy świętować - powiedział - to zjemy coś w jakimś lokalu halal.Fahdi, zdziwiona mina.- Co mamy świętować?Abdulkarim z uśmiechem:- Jutro, kolego, spotykamy się z tymi, z którymi mamy się tu spotkać.Jutro się okaże,czy będziemy milionerami.39.Mrado siedział w domu na sofie, po treningu.Zmęczone mięśnie.Włosy mokre.Pozatym - najedzony, wmusił w siebie dwie puszki tuńczyka z makaronem plus koktajlproteinowy.Do tego Ultra Builder 5000, dwie tabletki - Metandienon, anaboliczno-androgenne sterydy najwyższej klasy.Leniuchował, oglądał Fight Club, Eurosport.K-1, Elimination Tournament.Poprzednimistrz K-1, Jörgen Kruth, komentował.Analizował ciosy pięścią, kopnięcia i kolana.Jegonosowy, gnuśny głos mówił sam za siebie - facet zaliczył za wiele ciosów w nos.Jeden z największych, Remy Bonjasky, wykańczał na ringu przeciwnika.Zagnałgościa do rogu.Kolanem w brzuch.Niskie kopnięcia na łydkę.Przeciwnik krzyknął z bólu.Bonjasky wyprowadził dwa szybkie lewe proste.Facet nie zdążył podnieść rąk do gardy.Ochraniacz szczęki wyleciał.Nim sędzia zdążył przerwać, Bonjasky dokończył kopnięciemokrężnym, trafił w lewe ucho.Prawdziwy nokaut: przeciwnik traci przytomność, nimwyląduje na podłodze.Mrado sam lepiej by tego nie zrobił.W ostatnich dniach Mrado był w wyśmienitym humorze.Trening szedł na wysokichobrotach.Serotonina w przypływie.Lepiej sypiał.Gangi pod kontrolą - udało mu się.Większość na tyle skłonna do ugody, żeby cały pomysł zadziałał.Wiedzieli, co jest grane -jak długo każdy trzyma się swojej strefy, biznes się rozwija.Gliny przegrywają.Oni robiąkasę.Zadzwoniła jego komórka.Po drugiej stronie: Stefanović.- Witaj, Mrado.Jak tam sprawy stoją? - zapytał formalnym tonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]