[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jak to.? Dlaczego mniej?Bo mnie tu nie było nie widziałem nic, oprócz tego trupa.Pan tu był odrana.Czy ten obraz nic panu nie mówi? Nie.Oni oni się ruszali.Czyli żyli jeszcze wtedy? Co mieli na sobie? Teplamki. Nie ruszali się.To złudzenie.Engramy utrwalają się jak fotografia.Czasemjest zbitka złożona z kilku obrazów; w tym wypadku jej nie było. A te plamki? To także złudzenie? Nie wiem.Wszystko jest możliwe.Alewydaje mi się, że nie.Co pan sądzi o tym, Nygren?Mały lekarz wyswobodził się już ze skafandra. Nie wiem powiedział. Może to i nie był artefakt.Na stropie ich niebyło, prawda? Tych plamek? Nie.Tylko na nich.i na podłodze.I kilka na ścianach. Gdyby to była druga projekcja, pokrywałyby raczej cały obraz powie-dział Nygren. Ale to nie jest pewne.Zbyt wiele przypadkowości w takichutrwaleniach. A głos? Ten ten bełkot? dopytywał się rozpaczliwie Rohan. Jedno słowo było wyrazne: mama.Słyszał je pan? Tak.Ale tam było jeszcze coś. Ala. lala. to się powtarzało. Powtarzało się, bo przeszukałem całą korę ciemieniową mruknął Sax.To znaczy całą okolicę pamięci słuchowej wyjaśnił Rohanowi. To było naj-niezwyklejsze. Te słowa? Nie.Nie te słowa.Konający może myśleć o czymkolwiek; gdyby myślało matce, byłoby to nawet zupełnie normalne.Ale jego kora słuchowa jest pusta.Zupełnie pusta, rozumie pan? Nie.Nic nie rozumiem.Jak to pusta? Zazwyczaj skanowanie płatów ciemieniowych nie daje wyników wy-jaśnił Nygren. Jest tam zbyt wiele engramów, zbyt wiele utrwalonych słów.To jest tak, jakby pan próbował czytać sto książek naraz.Wynika z tego chaos.A on patrzał na podłużny kształt pod białym płótnem nie miał tam nic.%7ładnych słów oprócz tych kilku sylab. Tak.Przechodziłem od sensorycznego ośrodka mowy aż po sulcus Ro-landi powiedział Sax. Dlatego te sylaby powtarzały się, to były ostatniestruktury fonetyczne, które ocalały. A reszta? A inne? Nie ma ich. Sax, jakby tracąc cierpliwość, podniósł ciężki aparat, ażzaskrzypiała skóra rękojeści. Po prostu nie ma ich i koniec.Proszę mnie niepytać, co się z nimi stało.Ten człowiek stracił całą słuchową pamięć.35 A ten obraz? To coś innego.Widział go.Mógł nawet nie rozumieć, co widzi, ale foto-aparat także nic nie rozumie, a jednak utrwala to, na co go skierować.Zresztą niewiem, czy rozumiał, czy nie. Pomoże mi pan, kolego?Obaj lekarze, niosąc aparaty, wyszli.Drzwi zamknęły się.Rohan został sam.Ogarnęła go wtedy taka rozpacz, że podszedł do stołu, uniósł płótno, odrzucił jei rozpiąwszy koszulę zmarłego, która odtajała i była już całkiem miękka, uważ-nie zbadał jego pierś.Drgnął od jej dotyku, bo nawet skóra stała się elastyczna;w miarę jak tkanki tajały, przychodziło do wiotczenia mięśni, głowa dotąd niena-turalnie uniesiona, opadła biernie, jakby ten człowiek naprawdę spał.Rohan szukał na jego ciele jakiś śladów zagadkowej epidemii, zatrucia, uką-szeń, ale nie znalazł nic.Dwa palce lewej ręki odemknęły się, ukazując drobnąrankę.Jej brzegi były lekko rozwarte; ranka zaczęła krwawić.Czerwone kroplespadały na białą powłokę pianową stołu.Tego było już za wiele dla Rohana.Niezasłoniwszy nawet całunem umarłego, wybiegł z kajuty i zmierzał, roztrącającskupionych przed nią ludzi, do głównego wyjścia, jakby go coś goniło.Jarg zatrzymał go u komory ciśnień, pomógł założyć aparat tlenowy, nawetustnik wetknął mu między wargi. Nic nie wiadomo, nawigatorze? Nie, Jarg.Nic.Nic!Nie wiedział, z kim jedzie na dół windą.Silniki maszyn wyły na obrotach.Wiatr wzmógł się i fale piasku przelatywały, siekąc powierzchnię kadłuba, chro-pawą i nierówną.Rohan zapomniał zupełnie o tym zjawisku.Podszedł do rufyi wspiąwszy się na palce, dotknął końcami palców grubego metalu.Pancerz byłjak skała, właśnie jak bardzo stara, wypróchniała powierzchnia skały, najeżonatwardymi gruzełkami nierówności.Widział między transporterami wysoką syl-wetkę inżyniera Ganonga, ale nawet nie próbował pytać go, co sądzi o tym feno-menie.Inżynier wiedział tyle co on.To znaczy nic.Nic.Wracał z kilkunastoma ludzmi, siedząc w kącie kabiny największego trans-portera.Jak z wielkiego oddalenia słyszał ich głosy.Bosman Terner mówił cośo zatruciu, ale zakrzyczano go. Zatrucie? Czym? Wszystkie filtry są w doskonałym stanie! Zbiorniki pełnetlenu.Zapasy wody nienaruszone.żywności w bród. Widzieliście, jak wyglądał ten, któregośmy znalezli w małej nawigacyj-nej? spytał Blank. Znałem go.Nie byłbym go poznał, ale miał taki sy-gnet.Nikt mu nie odpowiedział.Powróciwszy do bazy, Rohan udał się prosto doHorpacha.Ten orientował się już w sytuacji, dzięki transmisji telewizyjnej i ra-portom grupy, która wróciła wcześniej, przywożąc także kilkaset wykonanych36zdjęć.Rohan poczuł mimo woli ulgę, że nie musi relacjonować dowódcy tego,co widział.Astrogator przyjrzał mu się uważnie, wstając od stołu, na którym mapę okoli-cy zalegały odbitki fotograficzne.Byli we dwóch, w dużej kajucie nawigacyjnej. Niech się pan wezmie w garść, Rohan powiedział. Rozumiem, co panczuje, ale potrzebny jest nam przede wszystkim rozsądek.I opanowanie.Musimydojść sedna tej obłąkanej historii. Mieli wszystkie środki zabezpieczenia: energoboty, lasery, miotacze.Główny antymat stoi tuż przy statku.Mieli to samo, co my bezbarwnym gło-sem powiedział Rohan.Usiadł nagle. Przepraszam. powiedział.Astrogator wyjął z szafki ściennej butelkę koniaku.Stary środek, czasem sięprzydaje.Niech pan to wypije, Rohan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]