[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natychmiast pojawiÅ‚ siÄ™ kelner. Napije siÄ™ pan kawy? spytaÅ‚ Gregory. Owszem.Dobrze zgodziÅ‚ siÄ™ Sciss.Wciąż kryÅ‚ rÄ™ce pod obrusem. Zdaje siÄ™, że siÄ™ upiÅ‚em. powiedziaÅ‚ ze wstydliwym uÅ›miechem, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™dokoÅ‚a niepewnie, ze zdziwieniem. Od czasu do czasu jest to konieczne powiedziaÅ‚ Gregory.NalaÅ‚ tylko sobie.Kawa byÅ‚a gorÄ…ca i mocna.Pili jÄ… w milczeniu.ByÅ‚o duszno, coraz duszniej.GregoryposzukaÅ‚ oczami kelnera, a nie widzÄ…c go, wstaÅ‚.ZnalazÅ‚ go przy barze, za kolumnÄ…,i poprosiÅ‚ o otwarcie okna.Gdy wróciÅ‚, delikatny, chÅ‚odny powiew poruszaÅ‚ już parÄ…unoszÄ…cÄ… siÄ™ nad filiżankami.Sciss siedziaÅ‚ oparty silnie o balustradÄ™, oczy miaÅ‚ zapad-niÄ™te i zaczerwienione.OddychaÅ‚ gÅ‚Ä™boko, drobne, twarde żyÅ‚ki wystÄ…piÅ‚y mu na skro-niach. Czy pan siÄ™ zle czuje? spytaÅ‚ Gregory. Nie znoszÄ™ alkoholu Sciss mówiÅ‚ z zamkniÄ™tymi oczami. To znaczy mój or-ganizm nie znosi go.StajÄ™ siÄ™ w Å›rodku mÄ™tny, po prostu mÄ™tny, nic wiÄ™cej. Bardzo mi przykro powiedziaÅ‚ Gregory. Och, to nic Sciss wciąż nie otwieraÅ‚ oczu. Nie mówmy o tym. Czy pan byÅ‚ przeciwnikiem wojny prewencyjnej? MyÅ›lÄ™, wtedy, w czterdziestymszóstym. Tak.ZresztÄ… nikt nie wierzyÅ‚ w jej skuteczność, nawet ci, którzy jÄ… propagowali.Nie byÅ‚o psychologicznej gotowoÅ›ci, wie pan.Ogólna euforia pokojowa.PomaÅ‚u moż-na doprowadzić nawet konklawe d« kanibalizmu.Byle postÄ™pować stopniowo, krok zakrokiem.WÅ‚aÅ›nie jak teraz. Co pan robiÅ‚ potem? Różne rzeczy.ZaczynaÅ‚em wiele, ale wÅ‚aÅ›ciwie niczego nie mogÅ‚em skoÅ„czyć.ByÅ‚em zwykÅ‚e tym kamieniem, na który trafiajÄ… kosy, wie pan, a z tego ma siÄ™ niewiele.109Tej ostatniej sprawy też pewno nie skoÅ„czÄ™.Zawsze dochodziÅ‚em do martwego punk-tu.Ba, gdybym wierzyÅ‚ w fatalność.ale to tylko kwestia charakteru.Nie znoszÄ™ kom-promisów. Pan nie ma żony, prawda? Nie.Sciss patrzaÅ‚ podejrzliwie na Gregory ego. Czemu pan pyta? Gregory wzruszyÅ‚ ramionami. Po prostu.chciaÅ‚em wiedzieć.Przepraszam, jeÅ›li. PrzestarzaÅ‚a instytucja. mruknÄ…Å‚ Sciss. Dzieci też nie mam, jeÅ›li chce pandokÅ‚adnie wiedzieć.No, gdyby siÄ™ je robiÅ‚o gÅ‚owÄ….Nie lubiÄ™ tej loterii genów, wie pan.Zdaje siÄ™, zdaje siÄ™, że ja jestem goÅ›ciem? A wiÄ™c: chyba już pójdziemy.Gregory zapÅ‚aciÅ‚.Gdy schodzili, orkiestra pożegnaÅ‚a ich przerazliwym jazzem, mu-sieli przemykać siÄ™ brzegiem tanecznego ringu, potrÄ…cani przez pary.Za obrotowymidrzwiami Sciss z ulgÄ… wciÄ…gnÄ…Å‚ w pÅ‚uca chÅ‚odne powietrze. DziÄ™kujÄ™ panu.za wszystko powiedziaÅ‚ ociężale.Gregory szedÅ‚ za nim ku sa-mochodom.Sciss dÅ‚ugo szukaÅ‚ kluczyka w kieszeni, otworzyÅ‚ drzwiczki, rozpiÄ…Å‚ pÅ‚aszcz,potem zdjÄ…Å‚ go i rzuciÅ‚, zmiÄ™ty, na tylne siedzenie.UsiadÅ‚ przy kierownicy.Gregsrywciąż staÅ‚.Sciss nie zamykaÅ‚ drzwiczek i nie ruszaÅ‚ siÄ™. Nie mogÄ™ prowadzić. powiedziaÅ‚. OdwiozÄ™ pana zaofiarowaÅ‚ siÄ™ Gregory. Może siÄ™ pan przesunie?PochyliÅ‚ siÄ™, żeby wsiąść. Ale pan ma tu swój wóz. GÅ‚upstwo.WrócÄ™ po niego.Gregory wsiadÅ‚, zatrzasnÄ…Å‚ drzwiczki i ruszyÅ‚ ostro z miejsca.RozdziaÅ‚ VIIPuste auto zostaÅ‚o na podwórzu.Gregory wróciÅ‚ do sieni.Sciss opieraÅ‚ siÄ™ o porÄ™czschodów, z przymkniÄ™tymi oczami, na ustach bÅ‚Ä…kaÅ‚ mu siÄ™ niewyrazny, trochÄ™ obola-Å‚y uÅ›miech.Gregory nie żegnaÅ‚ siÄ™ czekaÅ‚.Tamten odetchnÄ…Å‚, wydawaÅ‚o siÄ™, że wes-tchnÄ…Å‚.Nagle otworzyÅ‚ oczy, patrzyli na siebie. Nie wiem odezwaÅ‚ siÄ™ wreszcie Sciss czy pan ma.czas?Gregory skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i milczÄ…c ruszyÅ‚ obok Scissa na górÄ™.Nie mówili nic.Przeddrzwiami, z rÄ™kÄ… na klamce Sciss naraz znieruchomiaÅ‚, coÅ› chciaÅ‚ powiedzieć, przytrzy-maÅ‚ nawet drzwi, które siÄ™ już odmykaÅ‚y, ale znów je rozwarÅ‚. PójdÄ™ pierwszy, bo ciemno zauważyÅ‚.W przedpokoju paliÅ‚o siÄ™ Å›wiatÅ‚o.Drzwi do kuchni staÅ‚y otworem, nie byÅ‚o w niej ni-kogo, tylko czajnik Å›wiszczaÅ‚ cicho, kipiÄ…c na maÅ‚ym ogniu.Powiesili pÅ‚aszcze.Pokój w Å›wietle biaÅ‚ej kuli pod sufitem miaÅ‚ wyglÄ…d schludny i odÅ›wiÄ™tny.Na biurkustaÅ‚ zbudowany z książek jednakowego formatu dÅ‚ugi murek, ołówki i pióra leżaÅ‚y sy-metrycznie, pod półkami bibliotecznymi przysuniÄ™to do szklanego stolika dwa klubowefotele, bardzo niskie, zielone, z jaskrawymi poduszkami w geometryczne wzory.Stolikzastawiony byÅ‚ szklankami, kieliszkami, tackami peÅ‚nymi owoców i ciastek.Ayżeczki,widelczyki wszystko byÅ‚o przygotowane dla dwu osób.Sciss zatarÅ‚ swoje koÅ›ciste, ar-tretyczne rÄ™ce. Niech pan siada pod książkami, tam wygodniej powiedziaÅ‚ z nadrabianym ani-muszem. MiaÅ‚em goÅ›cia po poÅ‚udniu, mogÄ… sÅ‚użyć resztkami.Gregory chciaÅ‚ odpowiedzieć lekko, wesoÅ‚o, tak żeby pomóc Scissowi, ale nic nie byÅ‚w stanie wymyÅ›lić, odsunÄ…Å‚ fotel i przysiadÅ‚ na jego porÄ™czy, zwrócony twarzÄ… ku książ-kom.MiaÅ‚ przed sobÄ… imponujÄ…cy zestaw różnojÄ™zycznej literatury naukowej pół-kÄ™ wypeÅ‚niaÅ‚y dzieÅ‚a antropologiczne, nastÄ™pna miaÅ‚a plastykowy szyldzik z napisem Matematyka.KÄ…tem oka dostrzegÅ‚ jakieÅ› cieliste plamy na planszach wystajÄ…cychz otwartej szuflady biurka, ale gdy spojrzaÅ‚ w tÄ™ stronÄ™, Sciss ruszyÅ‚, a raczej rzuciÅ‚ siÄ™tam niemal na swoich dÅ‚ugich nogach, kolanem wepchnÄ…Å‚ szufladÄ™ i zamknÄ…Å‚ z haÅ‚a-sem drzwiczki biurka.111 NieporzÄ…dki, nieporzÄ…dki wyjaÅ›niÅ‚ z wymuszonÄ… swobodÄ…, raz jeszcze zatarÅ‚rÄ™ce i usadowiÅ‚ siÄ™ na kaloryferze pod oknem. Pana nowe zainteresowanie mojÄ… osobÄ… winienem uznać za równie podejrzanejak to pierwsze powiedziaÅ‚. Jest zbyt.zbyt wszechstronne. Musi pan mieć wiele zÅ‚ych doÅ›wiadczeÅ„ zauważyÅ‚ Gregory.WyjmowaÅ‚ na chy-biÅ‚ trafiÅ‚ grube tomy i przepuszczaÅ‚ pod palcami strumienie kartek, na których drgaÅ‚yi skakaÅ‚y formuÅ‚y algebraiczne. Raczej tak.Napije siÄ™ pan kawy czy herbaty? przypomniaÅ‚ sobie Sciss obowiÄ…z-ki gospodarza. NapijÄ™ siÄ™ tego, co pan. Dobrze.Sciss poszedÅ‚ do kuchni.Gregory odstawiÅ‚ Principia mathematica i przez chwi-lÄ™ patrzaÅ‚ na zatrzaÅ›niÄ™te drzwiczki biurka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]