[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co? powiedział przez sen Julian, czując niemal palący żar i coraz bliższe pło-mienie.Dojrzał w sercu ognia przyzywającą go postać. Kim.kim jesteś? Znasz mnie, synu.Nasze spotkanie trwało krótko i nastąpiło jeszcze przed twoimprzyjściem na świat, ale przypomnisz je sobie, jeśli tylko spróbujesz. Gdzie ja jestem? Przez chwilę przy mnie.Nie pytaj, gdzie jesteś, ale gdzie ja jestem.Oto krzyżowewzgórza tu zaczął się twój los i tu kończy się mój.Dla ciebie to tylko sen, a dla mniestraszliwa rzeczywistość wołał Tibor Ferenczy. To ty! Bodescu rozpoznał go.Rozpoznał ów głos, przyzywający go nocą, do tejpory zapomniany.Głos Potwora uwięzionego w ziemi.yródło. Ty? Mój.ojciec? Właśnie! Choć nie stałem się nim dzięki miłosnej schadzce z twoją matką.Nieprzez pożądanie i nie przez miłość, jaką mężczyzna czuć może do kobiety.A mimo tojestem twoim ojcem.Przez krew, Julianie, przez krew!Bodescu dławił w sobie strach przed płomieniami.Czuł, że śni mimo iż realnyi niemal dotykalny był ten sen wiedział też, że nic mu nie grozi.Wszedł w piekło ognia, zbliżając się do ginącej w nim sylwetki.Kłęby czarnegodymu i szkarłatne płomienie przesłaniały mu obraz, a żar bił jak z pieca, ale Julian mu-siał zadać pewne pytania, na które odpowiedzi znał tylko gorejący Stwór. Prosiłeś, bym cię odnalazł.Zrobię to.Ale w jakim celu? Czego ode mnie chcesz? Za pózno! Za pózno! wrzasnęła gniewnie ognista zjawa.Julian pojął natych-miast, że udręka zawarta w tym krzyku płynie nie z fizycznego bólu, a z dojmującej go-ryczy. Mógłbym być twym nauczycielem, synu.Tak, poznałbyś wszystkie sekretywampirów.A w zamian.Nie mogę zaprzeczyć, że i moja nagroda byłaby wielka.Mógł-bym znów stąpać po świecie ludzi, zaznawać raz jeszcze niepojętych rozkoszy młodo-ści! Ale już za pózno.Próżne stały się wszelkie sny i plany.Popiół do popiołu, proch doprochu.Sylwetka z wolna topniała, jej zarys zmieniał się, kurczył.223Bodescu musiał dowiedzieć się więcej, zobaczyć wszystko wyrazniej.Wszedł w samoserce ognistej zawieruchy, stanął obok płonącego Stwora. Już znam sekrety wampirów! przekrzykiwał huk ognia, trzask dopalających siędrzew i syk spieczonej ziemi. Sam do nich doszedłem! Potrafisz przybierać kształty niższych stworzeń? Potrafię biec na czworakach jak wielki pies odpowiedział Julian. Nocą każ-dy by przysiągł, że jestem psem! Ha! Pies! Człowiek, który może być psem! A gdzież tu ambicja? To jest nic! Czypotrafisz rozwijać skrzydła, szybować jak nietoperz? wołał uwięziony w ziemi Po-twór. Nie.nie próbowałem. To nic nie umiesz. Potrafię tworzyć innych, podobnych do mnie! Głupcze! To najprostsza z rzeczy.O wiele trudniej ich nie tworzyć! uniósł sięgniewem. Kiedy wrogowie są w pobliżu, wyczuwam ich umysły. To instynkt, odziedziczony po mnie.Zaiste, wszystko, co masz, odziedziczyłeś pomnie! A zatem czytasz w myślach? A czy potrafisz skłaniać umysły, by spełniały twojąwolę? Tak, używając wzroku potwierdził Bodescu. Oczarowanie, hipnoza, cyrkowe sztuczki! Jesteś niewiniątkiem! Do cholery! Duma Juliana została urażona, jego cierpliwość się kończyła. A czyż ty jesteś czymś więcej niż trupem? Powiem ci, czego się nauczyłem: potrafięwziąć martwe stworzenie, wydobyć z niego tajemnice i dowiedzieć się wszystkiego, copoznało za życia! Nekromancja? Naprawdę? I nikt cię tego nie uczył? Oto osiągnięcie! Jest jeszczedla ciebie jakaś nadzieja. Moje obrażenia znikają bez śladu i mam siły za dwóch.Mógłbym położyć sięz kobietą i kochać się z nią aż do jej śmierci, jeśli taka byłaby moja wola i nawet nie za-znałbym zmęczenia.Wystarczy tylko mnie rozezlić, drogi ojcze, i zabiję, zabiję, zabiję!Ale nie ciebie, ty już jesteś martwy.Nadzieja dla mnie? Z pewnością jest.Ale jaką ty mo-żesz mieć nadzieję?Ginący Stwór milczał przez chwilę. Achhh! Naprawdę jesteś mym synem, Julianie! Zbliż się, zbliż się jeszcze zawo-łał.Bodescu podszedł do Stwora na odległość mniejszą niż długość ramienia.Spojrzałmu w twarz.Swąd był potworny.Zwęglona, skruszała powłoka rozwiała się nagle.Mło-dzieniec odkrył, iż to, na co patrzył, jest jego lustrzanym odbiciem.W chwilę pózniej224ogarnęły je płomienie, ale zdążył jeszcze rozpoznać te same rysy, proporcje, tę samąsmagłą cerę.Oblicze upadłego anioła.Byli podobni do siebie jak dwie krople wody. Ty.ty jesteś moim ojcem! zachłysnął się. Byłem jęknął tamten. Teraz jestem niczym.Jak widzisz, wypalam się.Nawetnie ja, ale coś, co po sobie pozostawiłem.Moja ostatnia nadzieja, dzieki której, z twojąpomocą, mógłbym raz jeszcze stać się potęgą w świecie ludzi.Ale na to już za pózno. Dlaczego więc się mną przejmujesz? dociekał Julian. Dlaczego przyszedłeśdo mnie lub ściągnąłeś mnie do siebie? Jaki masz w tym cel, skoro nie mogę ci pomóc? Zemsta! Głos płonącego Stwora jak nóż wbił się w umysł śniącego młodzieńca. Za twoim pośrednictwem! Powinienem cię pomścić? Ale na kim się zemścić? Na tych, którzy mnie tu znalezli.Na tych, którzy teraz niszczą moją ostatnią szan-sę.Na Harrym Keoghu i jego sforze białych magów! To nie ma sensu Julian potrząsnął głową, wpatrzony z niesamowitą fascynacjąw topiącego się Stwora.Zobaczył, że rysy twarzy tamtego rozmywają się.Spalone strzę-py skóry unosiły się w powietrzu. Jacy biali magowie? Harry Keogh? Nikogo takiego nie znam! Ale on ciebie zna.Najpierw poznał mnie, a potem ciebie, Julianie! Harry Keoghzna nas i zna także sposób: kołek, miecz i ogień! Powiadasz, że wyczuwasz obecnośćwrogów czy nie wyczułeś, że są już blisko? To jedni i ci sami.Najpierw skończą zemną, a potem z tobą!Nawet przez sen Bodescu czuł, jak włos mu się jeży. Oczywiście, tajemniczy obser-watorzy! przypomniał sobie. Co muszę zrobić? Pomścić mnie i uratować siebie.To także jedno i to samo.Oni wiedzą, czym jesteś,Julianie, i nie pozwolą nam żyć.Musisz ich zabić, inaczej oni zabiją ciebie!Z koszmarnej istoty spadł ostatni strzęp ludzkiego ciała, ujawniając jej prawdziwą,wewnętrzną naturę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]