[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toteż mało ludzi włóczyło się w tej okolicy.Laintal Ay skręcił w krzaki.Fagorom kazał wnieść tam chorych panów i złożyć w zaroślach.Stworzenia wykonały to obojętnie i po chwili chorzy wili się w kurczach na ziemi.Wargi sine, wywinięte, odsłaniały żółtawe zęby po dziąsła.W powykręcanych członkach trzeszczały kości.W pewnym stopniu świadomi swojego położenia, nie mogli jednak powstrzymać skurczów tężejących mięśni, od których wywracały się gałki oczne i napinała skóra na twarzach.- Wiesz, co tym ludziom dolega? - zapytał Laintal Ay.Gojdża Hin kiwnął głową, złośliwym uśmiechem podkreślając swoją znajomość wiedzy ludzkiej.- Są chorzy - rzekł.Laintal Ay też nie zapomniał gorączki, jaką kiedyś zaraził się od fagora.- Zabij ich.Każ fagorom wygrzebać łapami groby.Jak najszybciej.- Tak jest.Dozorca niewolników ruszył ciężkim krokiem.Laintal Ay nie czując nawet, że gałąź rżnie go w plecy, stał i patrzył, jak starzec robi to, co mu kazano.Jak Gojdża Hin zawsze robił.Na każdym etapie tych poczynań Laintal Ay wydawał polecenie, które zostało wykonane.Czuł się w pełni współuczestnikiem tego wszystkiego i nie pozwolił sobie na odwrócenie wzroku.Gojdża Hin dobył krótkiego miecza i dwakroć pchnął, przeszywając serca chorych ludzi.Fagory wygrzebały groby rogowatymi dłońmi dwa białe fagory i Myk, otyły jak jego pan, z czarnym ze starości, zjeżonym włosem, powolny w ruchach.Fagory miały kajdany na nogach.Nogami wtoczyły zwłoki do dołów i nogami przysypały je ziemią, po czym swoim zwyczajem stanęły nieruchomo, w oczekiwaniu na dalsze rozkazy.Polecono im wygrzebać jeszcze trzy doły pod krzakami.Uczyniły to jak nieme zwierzęta.Gojdża Hin wraził miecz między żebra dwóch obcych fagorów, później otarł klingę rozmazując żółtą posokę na ich futrach.Mykowi kazano zepchnąć je do dołów i przysypać ziemią.Skończywszy Myk wyprostował się przed Laintalem Ayem, wsuwając białawy mlecz w prawe nozdrze.- Nie zabijać teraz Myk, panie.Odrąbać mu łańcuchy i pozwolić odejść i umrzeć.- Co, puścić cię wolno, stary zasrańcu, po tylu latach? - Gojdża Hin ze złością wzniósł miecz.Powstrzymawszy Gojdżę, Laintal Ay utkwił wzrok w starym fagorze.Stworzenie woziło go na barana, kiedy był dzieckiem.Poczuł się wzruszony, że Myk nie próbuje mu o tym przypominać.Żadnego odwoływania się do sentymentów.Myk stał jak posąg, czekając na to, co nastąpi.- Ile masz lat, Myk?Sentymenty, moje sentymenty.Czyżby nie starczało mi odwagi do wydania koniecznego wyroku śmierci?- Ja za więźnia, nie rozliczać z lat.- “Zety” bzykały, mu z gardła jak pszczoły.- Raz my ancipici rządzić Embruddock, a wy Syny Freyra być za naszych więźniów.Zapytaj matkę Shay Tal - ona znać.- Mówiła mi.I wy zabijaliście nas, jak my was zabijamy.Szkarłatne oczy mrugnęły jeden jedyny raz.- My zachować was przy życiu - warknęło stworzenie - przez stulecia, kiedy Freyr zachorować.Bardzo głupio.Teraz wy, Syny Freyra, umrzeć wszyscy.Wy rozciąć mi łańcuchy, pozwolić mi pójść zemrzeć w uwięzi.Laintal Ay wskazał otwarty grób.- Zabij go - rozkazał Gojdżi Hinowi.Gojdża Hin stoczył wielkie cielsko nogą do dołu i butem nagarnął na nie piachu.Następnie wyprężył się pośród chaszczy, twarzą w twarz z Laintalem Ayem, oblizując wargi, nadrabiając miną.- Znałem cię od małego, jaśnie panie.Byłem dobry dla ciebie.Zawsze mówiłem, że to ty powinieneś być lordem Embruddocku.zapytaj mych kumpli, czy nie mówiłem.Nie próbował się bronić.Wypuścił miecz z dłoni i osunąwszy się na kolana, zaczął beczeć ze zwieszoną siwą głową.- Myk pewnie miał rację - powiedział Laintal Ay.- Pewnie mamy zarazę w sobie.Pewnie już jest poniewczasie.Nie obejrzawszy się zostawił klęczącego Gojdżę Hina i wielkimi krokami zawrócił do tłumnego miasta, wściekły na siebie, że nie zadał śmiertelnego ciosu.Późno było, gdy wszedł do swej izby.Rozejrzał się wokoło, nie rozchmurzywszy ponurej twarzy.Poziome promienie Freyra, jasne jak ogień, oświetlały przeciwległy kąt, resztę pokoju pogrążając w niesamowitym cieniu.Zaczerpnął w dłonie zimnej wody z misy, obmył twarz i ręce, i pozwolił wodzie spływać po czole, powiekach, policzkach i ściekać po brodzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]