[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwięcej trudnościnastręczyło mu słowo: talent.W każdym razie przedtem Babsi nie wyła.W każdej innej sytuacji Kowalski by też zawył, alez nieznanych powodów od kilku dni był w niesłychanie dobrym nastroju.Wciąż nie rozumiałdlaczego, bo przecież Babsi nie żyje, do tego jeszcze ta pęknięta rura w łazience i Tschapieski,i skrzypce&Malarz stukał już z góry, najprawdopodobniej znalazł to, na czym Kowalskiemu zależało.Tymrazem chodziło o informacje, kto to taki Ernesto Markez.Będzie chciał za tę przysługę iśćz Kowalskim do knajpy.Nic z tego dzisiaj nie będzie.Kowalski umówił się z Dag.Z Dagmarą znaczy.Komisarz odstawił kubek na szafkę nocną, znów się kawa wylała.Wrzucił do torby czyste majtki,wziął zimny prysznic w łazience z pękniętą rurą i zagwizdał.Czuł rześkość, coś w nim było nowego,coś, czego nie czuł od dawna.Jego prywatny stary komputer już burczał i warczał, jeszcze starszadrukarka powoli i z trudem drukowała.W kuchni znów gwizdał czajnik, malarz wsuwał w szparępod drzwi gęsto zapisane kartki.Zaraz będzie to wszystko czytał, myślał i pracował, mówiącnajoględniej, będzie się przygotowywał do spotkania z Dagmarą.Pracowicie spędzili ostatnie dnii chyba posuwali się dalej w tym labiryncie niewiadomych.Coś się zaczynało dziać wreszcie, cośdrgnęło w śledztwie.Ogolił się, wklepał jakiś szczypiący preparat w policzki, zacierał ręce, czytając informacje odmalarza, i otwierał swój plugawy kajet.Kajet skórzany, który komisarz zabrał Flatowowi i już mu gonie odda.Potem patrzył na rząd cyfr, czyli telefon do Dagmary Bosch, specjalny, tylko dla niego, i naswój, specjalny, tylko dla niej.Nie dzwoni.Dagmara Bosch nie dzwoni.Niby czemu ma dzwonić? Ciekawe, czy już się czegoś o kamienicy Romów dowiedziała.Właśniesię zastanawiał, czy może to on powinien do niej zadzwonić, kiedy jego komórka zaczęła wibrować. Mam już wszystko! Mam taką bombę, że nie uwierzysz! Właśnie myślałem o tobie wyrwało mu się.Co on mówi? To on mówi? Dlaczego on mówitakie rzeczy? Znaczy, żeby zadzwonić, myślałem! O, to świetnie! usłyszał wesoły głos Dagmary. Myślałem, żebyśmy może spotkali się wcześniej, może już o piątej? Aż mu skóra ścierpła,kiedy usłyszał te słowa.Był to jego głos i brzmiał idiotycznie.Jakim był okropnym mazgajem,nigdy tak nie rozmawiał z kobietami, w ogóle uświadomił sobie, że dawno z nimi nie rozmawiał, boprzecież z dziewczyną z burdelu to nie rozmawiał, tylko& Ja też mam ciekawe informacje! Dodał jeszcze rozpaczliwie, żeby zatrzeć wrażenie tego rozmemłania, ale ku własnemu zaskoczeniuusłyszał ciepły głos po drugiej stronie: Cieszę się! Spiesz się! Cieszę się! Spiesz się!.Czy ona to naprawdę powiedziała, czy tylko mu się wydaje? Trzymałjeszcze przez chwilę w ręce ciepłą komórkę i czuł, że się czerwieni.Coś się z nim dzieje niedobrego,może ta utrata kontroli nad sobą to jakieś uboczne skutki tabletek, może za długo je już bierze?Głośne walenie w drzwi wyrwało go z zamyślenia.Trzeba otworzyć i nakłamać Pawłowi, złotejrączce, że już zadzwonił do administracji w sprawie pękniętej rury.Zarumieniony i zaniepokojonytym zarumienieniem, poczłapał na korytarz.Ale to nie sąsiada ujrzał, lecz Flatowa z uniesioną dogóry pięścią, najwyrazniej zdecydowanego walić dalej. Musimy pogadać powiedział surowym tonem jego były asystent i wyminąwszy go, wszedł dośrodka.Po raz pierwszy, odkąd razem pracowali, udało się mu zaskoczyć komisarza.Kowalski wskazał mu kuchnię, jedyne miejsce poza korytarzem, gdzie nie stała woda.Flatowusiadł na krześle pod oknem i nerwowo zastukał palcami w stół. Czego się pan napije? zapytał Kowalski, czując, jak mu się w środku wszystko przewraca.Nienawidził stukania w cokolwiek i nie lubił Flatowa. Kawy! Kawy? Komisarz usiadł naprzeciw niego i przesunął w jego kierunku kubek z wizerunkiemBabsi.Miał jeszcze tylko resztki własnej zimnej kawy.To było wszystko, co mógł mu zaoferować.Flatow uśmiechnął się zdawkowo, nie wiedząc, jak zareagować na taką szczodrość.Kiwnął jednakgłową na znak, że dziękuje, i z miejsca przystąpił do rzeczy.Położył na stole jakiś podłużnyprzedmiot, ale co to jest, tego komisarz już nie zauważył, bo Flatow szybko zakrył go chudą, żylastąręką, jakby się obawiał, że Kowalski zechce mu to zabrać.Nic takiego jednak nie nastąpiło.RękaFlatowowi drżała, więc szybko ją cofnął i schował do kieszeni razem z tym, co wcześniej wyciągnął. Przychodzę do pana prywatnie, bo pana szanuję zaczął, wprowadzając komisarza ponowniew zdumienie, jak gdyby chciał wynagrodzić mu rok siermiężnej nudy ze sobą. Jeśli nie da mi pansatysfakcjonującej odpowiedzi, będę zmuszony wezwać pana do siebie. Wymawiając ostatnie słowa,o mało nie pękł z dumy, ale jakoś się opanował. Co pan powie? Tak potwierdził nerwowo Flatow. A co pan chce wiedzieć? zapytał życzliwie Kowalski. Gdzie pan był wczoraj o godzinie czternastej? Flatow utkwił w rozmówcy nieruchomy wzrok,jego twarz ani na chwilę nie straciła nic z powagi. Chyba na obiedzie.A czemu? odparł lekko Kowalski. Sam? Niestety nie. Kowalski westchnął szczerze. W asyście wielu, wielu ludzi. Jakich ludzi?Komisarz nie odpowiedział od razu.Siedział luzacko odchylony na krześle, z papierosemw ustach, i spokojnie wypuszczał dym przez nos. Kuracjuszy odparł wreszcie.Papierosową sztuczkę podpatrzył dawno temu we francuskich filmach kryminalnych i przejął jąpo wielu godzinach wytrwałych ćwiczeń.Krwiści francuscy komisarze o czarnych grzywach, białychcerach, z przyklejonymi do ust papierosami mówili, kochali się i chodzili paryskimi ulicami,dymiąc ze wszystkich otworów jak stare parowozy.Papierosy nigdy im nie wypadały z ust, jakbyzrośnięte z nimi na stałe.Kowalski od lat inaczej już palić nie potrafił.Na jego asystencie Flatowierobiło to zawsze piorunujące wrażenie i chociaż dzisiaj bardzo się starał nie ulec, było tak samo. Rozumiem powiedział tylko. Dobra, o co chodzi? Kowalski spojrzał wymownie na kuchenny zegar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]