[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wciąż na nowo podkreślałswoje wieloletnie doświadczenie, wykształcenie, doskonałąznajomość kraju.Daremnie.Wiele lat temu Isabel złożyłaswe życie w ręce Monty'ego i zyskała dzięki temu niejakiepoczucie bezpieczeństwa.Nie miała zamiaru z tegozrezygnować.Każda potyczka kończyła się więc tak, żechoć książę groził, iż zwiąże i zaknebluje upartegomłodzieńca, a nawet posieka, jechali dalej szlakiem jakiwyznaczył Monty.Isabel była jednak dość rozsądna, by nieprowokować Bretta w jakiejkolwiek innej ważnej sprawie.Tak więc, na życzenie Bretta, zatrzymywali się każdej nocyw zajezdzie, Isabel więc mogła codziennie zażywaćrozkoszy kąpieli.Jamie, siedząc obok Isabel, chrupał jabłkoi przyglądał się, jak Brett zręcznie rozdaje karty.- Niesądzę, żeby Jack panu wspominał, jak to którejś nocy wnależącym do ojca domu gry w Brukseli wygrałpięćdziesiąt tysięcy guldenów od barona Erslitza? To byłapikieta, prawda, Jack?Brett spokojnie odchylił się na oparcie i utkwiłwzrok w talii kart.- Myślałem, że gram z szulerem.- Wręcz przeciwnie - Isabel zmarszczyła brwi.-Jestem jedynie wilkiem, który od czasu do czasu przebierasię za owieczkę.Baron zanadto oskubał jednego znajlepszych przyjaciół Monty'ego.Monty poprosił mnie,żebym się tym zajął, no więc się zająłem.- Sporo żądał od pana w ciągu tych lat - zauważyłBrett, spoglądając na nią znad kart.- Mam piątkę.- Nie więcej, niż byłem gotów zrobić, sir.Pas.64 - Czy kareta wygrywa?- Wszystko jest możliwe na tym świecie, Brett.Co jąbije?- No jak to, mocna dziewiątka, rzecz jasna.- Niestety, sir.Mam czwórkę waletów.- Co za szkoda.Dwie dziesiątki wystarczą?- O tak, niewątpliwie.wystarczyłyby, gdyby nie to,że mam dwa króle.- Czemuż Monty nigdy nie wziął mnie pod swojąopiekę? - westchnął książę.Isabel uśmiechnęła się do niego uprzejmie.- Moja kolej, jak sądzę.Mam szóstkę.- Niezwykle celne posunięcie - ocenił Jamie, gdyIsabel zbierała karty.- I niezwykle proste - dodał Brett.- Czy niezamierza pan przypadkiem opróżnić moich kieszeni, tak jakzrobił to pan w przypadku barona Erslitza tamtej pamiętnejnocy?- Wciąż próbuję, Brett, ale nie chce mi panwyświadczyć tej grzeczności.Niełatwo wyprowadzić panaw pole tak jak barona.I nie traci pan tak szybko głowy.Pod koniec był tak rozdrażniony, że postawił wszystko najedną kartę.To było niemal krępujące, zabierać mupieniądze.- A nie było krępujące pracować w domu gry?Isabel spojrzała na Bretta, zaskoczona.- Dlaczego? Przecież to jeden z najlepszych domówgry w Europie.- Monty zawsze bardzo dbał o to, kto nas odwiedza -wyjaśnił Jamie.- Byli to wyłącznie ludzie bogaci iutytułowani.- Ale to chyba nie najlepsze środowisko dla młodego65 chłopca - zauważył Brett cokolwiek surowo.- A raczejdwóch młodych chłopców gdyż, jak zrozumiałem, ty takżenie pozostawałeś za kulisami.- Pełniłem funkcję lokaja albo kelnera, zależnie odmiasta - Jamie wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Miałemdzięki temu okazję podsłuchać wiele rozmów, z którychskorzystałem nieskończenie wiele.- Szczególny system wychowawczy, mówiącoględnie - mruknął Brett.Na moment jego błękitnespojrzenie zatrzymało się na twarzy Isabel.Wzruszyła ramionami.- Jestem mu za to wdzięczny.Dzięki temudowiedziałem się, jak funkcjonuje ten świat, i nauczyłemtwardo stać na własnych nogach.Byłem krupierem,piekarzem, muzykiem, dziedzicem księstwa, aktorem wwędrownej trupie, lokajem, żołnierzem i akrobatą, międzyinnymi.- Odwaga, zręczność, inteligencja.Dobrze to pasujedo pańskiej obecnej roli, mój chłopcze.- Zaszczyca mnie pan, sir - Isabel ze wszystkich siłstarała się nie zarumienić.Pomimo całej ostrożności, jaką starała się zachować,wciąż rosnąca uwaga księcia wobec młodzieńca, któregograła, zarówno cieszyła ją, jak i sprawiała kłopot.Zaczynała bowiem reagować na jego pochwały nie jakchłopak, a jak kobieta, którą czuła się w jego obecności.Wciągu długiej kariery u boku Monty'ego coś podobnegonigdy jej się nie zdarzyło.Nie wiedziała, co z tym począć.Powinna powiedzieć Brettowi prawdę.Obawiała sięjednak, że jeśli ujawni, iż jest kobietą, zniknie to miłekoleżeństwo, które ich obecnie łączyło.Lubiła błyskrespektu w jego błękitnych oczach, gdy wygrywała w66 karty, albo gdy komentowała jego opinie o literaturze.Podobało się jej, że walczy z nią jak z równorzędnympartnerem.A kiedy dowie się, że jest kobietą? Wykluczone, bywtedy traktował ją jak równą sobie.Dżentelmen o takiej pozycji i fortunie, a co więcej,tak niezwykle poprawny jak Brett, mógłby wyłącznieubolewać nad jej oszustwem.Niewątpliwie ma bardzozdecydowane przekonania co do tego, jakie zachowania,postawy i poglądy przystoją młodej, dobrze wychowanejkobiecie.Isabel podejrzewała, że wypadłaby zle podkażdym względem.Choć znała księcia zaledwie pięć dni,liczyła się z jego opinią i nie chciała narazić się nanegatywną ocenę.Nie znaczy to, że zaczynała być wobecniego tendre; Isabel pochlebiała sobie, że ma na to za dużozdrowego rozsądku.Te pięć dni w jego towarzystwiesprawiły jednak, że doceniała jego liczne zalety, a miała wsobie dosyć dumy, by pragnąć, aby i on cenił ją i szanował.Pod koniec następnej partii zgarnęła więc jegopieniądze.- Jeszcze bardziej bezlitosny z pana gracz -poskarżył się książę - niż kuzyn Jamiego, Nigel Clark.Isabel podniosła wzrok znad tasowanych kart.Uderzyła ją w księciu jakaś zmiana.- Mam nadzieję, że nie zarzuca mi pan wrogości,którą, jak się zdaje, przypisuje pan Clarkowi?- Nie, nie, chłopcze, skądże znowu - uspokoił jąBrett, poprawiając sygnet na małym palcu.- Nienawidzicie się z moim kuzynem? - spytałJamie.Brett zastanawiał się przez chwilę.- Jest to raczej wzajemna umowa co do tego, by czuć67 do siebie niechęć.Isabel poczuła dreszcz.Dzięki Bogu, pomyślałażarliwie, że książę nie widzi w niej wroga.- Coś pan ukrywa.Proszę powiedzieć namwszystko! - poprosił Jamie impulsywnie.- Nigdy - sprzeciwił się ostro Brett.- Dżentelmennie opowiada takich.- Ciągniemy karty? - zaproponowała Isabel.- Ten,kto przegra, odpowiada na każde pytanie drugiej strony.Książę wpatrywał się w nią przez chwilę.Obojewiedzieli, jak bardzo chciałby zapytać ją o jej przeszłość.Wyciągnął dłoń i przełożył podaną talię.Walet.Isabelbeztrosko otworzyła dłoń, ukazując króla.O to chodziło.- No dobrze - zgodził się smętnie Brett.- Clarkożenił się z moją znajomą, dziewczyną, którą znałem ipodziwiałem od dzieciństwa.Był dla niej złym mężem.Uciekła od niego w śmierć.przy porodzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl