[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chesna krzyknęła i upadła.- Trafili mnie! - zawołała, zaciskając zęby z bólu i gniewu.- Och, do cholery!Trzymała się za prawą kostkę.Między palcami jej dłoni po­kazała się krew.Łazaris puścił serię w jedną, a potem w drugą stronę.Któryś z żołnierzy krzyknął i spadł przez barierę na bruk dwadzieścia stóp niżej.Michael pochylił się, żeby pomóc wstać Chesnie, i w tej samej chwili poczuł kulę przelatującą mu przez obrzeże kurtki.Nie mieli żadnego wyboru, ale musieli biec z powrotem na klatkę schodową, zanim Niemcy zdążą posiekać ich kulami.Podniósł Chesnę.Strzelała do ścigających ich żołnierzy jesz­cze wtedy, kiedy Michael wciągał ją przez drzwi na schody.Kula uderzyła w barierę kładki obok Łazarisa i metalowe okruchy zraniły go w szczękę i policzek.Wycofywał się, siejąc kulami po dachu.Kiedy dostali się na schody, seria pocisków uderzyła w drzwi, wyrywając je z zawiasów.Michael poczuł piekące ukłucie bólu i uświadomił sobie, że kula właśnie prze­szyła mu lewą rękę.Ręka zdrętwiała, a palce zacisnęły się bez­wiednie.Podtrzymując Chesnę, wycofywał się w dół po scho­dach do wnętrza warsztatu.Dwaj Niemcy pojawili się u szczytu schodów, ale Łazaris ściął ich serią, zanim jeszcze zdążyli wy­mierzyć broń.Ich ciała zsunęły się po stopniach.Kolejni żoł­nierze pokazali się na schodach, a po kilku sekundach eksplo­dował z hukiem rzucony przez nich granat.Jednak Michael, Chesna i Łazaris byli już na dole.Jeńcy kryli się pomiędzy maszynami i beczkami.Żołnierze zbiegali ze schodów, strzelając przed siebie.Michael obejrzał się w kierunku metalowej bramy.Kolejni Niemcy usiłowali podnieść ją rękoma z drugiej strony, widać było ich palce mocujące się z krawędzią.W tym samym czasie inni stojący obok nich żołnierze strzelali do wnętrza przez szczelinę nad podłogą.Michael upuścił Chesnę, która osunęła się na kolana ze spoconą z bólu twarzą, i założył nowy maga­zynek do schmeissera.Z ręki płynęła mu krew, rana wyglądała jak doskonały geometrycznie otwór.Strzelił, celując w szczelinę pod bramą, i Niemcy się rozpierzchli.Syrena przestała wyć.Ponad łoskotem wystrzałów rozległ się ostry głos:- Przerwać ogień! Przerwać ogień! Palba osłabła i po chwili całkiem ustała.Michael ukrył się za podnośnikiem, a Chesna i Łazaris przy­klękli pod osłoną beczek.Słyszał okropne jęki rannych i szczęk przeładowywanych pistoletów maszynowych.We wnętrzu bu­dynku unosiła się niebieska mgiełka dymu roztaczającego ostry zapach prochu strzelniczego.Po chwili zza metalowej bramy rozległ się głos wzmocniony przez głośnik:- Baronie? Pora, żebyście z Chesna rzucili broń.Już po wszystkim.Michael spojrzał na Chesnę.Ich oczy się spotkały.To był głos Jerka Bloka.Skąd on wiedział?- Baronie.- ciągnął Blok.- Pan nie jest głupi.Z pewnością nie.Wie pan już, że budynek został otoczony i nie ma możli­wości, abyście się wydostali.I tak was weźmiemy w ten czy inny sposób.- Przerwał, dając im czas na zastanowienie.- Chesno, moja droga, z pewnością rozumiesz swą sytuację.Rzuć­cie broń, to sobie porozmawiamy.Chesna popatrzyła na siniejący otwór rany w nodze.Gruba wełniana skarpetka była mokra od krwi.Odczuwała paraliżujący ból.„Strzaskana kość” - pomyślała.W zupełności rozumiała swe położenie.- Co zrobimy? - zapytał Łazaris z paniką w głosie.Krew ściekała mu po brodzie.Chesna zdjęła swój plecak i odpięła klamry.- Baronie, pan mnie zadziwia! - odezwał się znowu Blok.- Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób została przeprowadzona ta ucieczka z Falkenhausen.Zasłużył pan na mój najwyższy sza­cunek.Michael zobaczył, że Chesna sięga ręką do plecaka.Wyjęła z niego kwadratowy pakiecik w woskowanym papierze.Kapsułka z cyjankiem.- Nie! - Łazaris chwycił ją za rękę.- Jest inny sposób.Pokręciła głową, wyrywając rękę z jego chwytu.- Wiesz, że nie - powiedziała i zaczęła rozwijać 'pakiecik.Michael przesunął się do niej po podłodze.- Chesno! Możemy się przebić! Nadal mamy granaty!- Mam strzaskaną kość.Jak mam się stąd wydostać? Czoł­gać się?Chwycił ją za nadgarstek, powstrzymując przed włożeniem kapsułki do ust.- Będę cię niósł.- Tak.- Chesna uśmiechnęła się blado.Jej oczy pociemniały z bólu.- Wierzę ci, że będziesz.- Dotknęła dłonią policzka Michaela i przesunęła ją do jego ust.- Ale to nic nie da.Nie.Zamkną mnie w klatce i będą torturować jak zwierzę.Wiem za dużo.Skazałabym dziesiątki ludzi na.Coś zaklekotało o podłogę około piętnastu stóp od nich.Mi­chael popatrzył w tamtą stronę z łomoczącym sercem i zrozu­miał, że to jeden z żołnierzy na klatce schodowej rzucił w ich kierunku granat.Granat wybuchł, zanim którekolwiek z nich zdołało się ruszyć.Rozległ się przytłumiony huk, błysnęło jaskrawe światło, a po­tem z granatu zaczął się wydobywać kredowobiały dym.Michael uświadomił sobie, że to nie jest zwykły dym.Czuł jakiś słodkawy, przypominający pomarańcze zapach - zapach środków chemicznych.Po chwili wybuchł kolejny granat.Chesna z piekącymi, peł­nymi łez oczami podniosła do ust kapsułkę z cyjankiem.Michael nie mógł tego znieść.Sam nie wiedząc, czy robi dobrze, czy źle, podbił jej rękę, wytrącając kapsułkę.Dym okrył ich jak zwoje całunu.Oślepiony przez łzy Łazaris, kaszląc, podniósł się na nogi i zaczął machać rękami, żeby odgonić dym.Michael czuł się tak, jakby mu puchły płuca.Nie mógł złapać oddechu.Usłyszał kaszel i jęk Chesny.Przywarła do niego, kiedy usiłował wziąć ją na ręce.Brakowało mu tchu, a dym był tak gęsty, że stracił orientację.„Jeden z wynalazków Hildebranda” - pomyślał i oślepiony przez płynące z oczu łzy osunął się na kolana.Słyszał kaszel jeńców, ich też dosięgną! dym.Ktoś podszedł do niego: żołnierz w masce przeciwgazowej, i przystawił mu lufę karabinu do głowy.Chesna osunęła się w drgawkach na ziemię obok niego.Mi­chael upadł na nią.Usiłował się podnieść, ale zabrakło mu sił.Nieznany środek był bardzo mocny.Po chwili Michael Gallatin stracił przytomność, z nozdrzami wypełnionymi odorem gniją­cych pomarańczy.7Obudzili się w celi.Michael z obandażowaną ręką wyjrzał przez okratowane okno, z którego widać było lotnisko.W srebr­nej poświacie nadal stał na płycie wielki transportowy messerschmitt.Bomby nie zostały więc jeszcze załadowane.Zabrano im całe wyposażenie i kurtki.Chesna też miała za­bandażowaną nogę.Kiedy zdjęła bandaże, zobaczyła, że wyjęto kulę, a rana została fachowo oczyszczona.Czuli jeszcze efekty gazu, wszyscy pluli wodnistym śluzem.Chyba z tego właśnie powodu umieszczono w celi wiadro.Michael cierpiał na okropny ból głowy, a Łazaris był w stanie tylko leżeć na pryczy i wpa­trywać się w sufit jak pijak po libacji.Michael przechadzał się po celi, zatrzymując się co chwila i wyglądając przez okratowane okienko w drewnianych drzwiach.Korytarz był pusty.- Hej! - zawołał.- Przynieście nam coś do jedzenia i wodę! Chwilę potem pokazał się strażnik.Obrzucił Michaela wrogim spojrzeniem niebieskich oczu i odszedł.Po godzinie dwaj strażnicy przynieśli im posiłek złożony z gę­stej, kleistej owsianki i manierkę wody.Kiedy już zjedli, ci sami dwaj żołnierze z pistoletami maszynowymi w rękach przyszli jeszcze raz i rozkazali im wyjść z celi.Michael podpierał Chesnę, kiedy kuśtykając szła przez kory­tarz.Łazaris szedł potykając się, oszołomiony, z kolanami mięk­kimi, jakby były z wosku.Strażnicy wyprowadzili ich z budyn­ku, który okazał się kamiennym bunkrem stojącym na skraju lotniska, i powiedli w głąb terenu fabrycznego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl