[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Razem z winem pojawił się pan Perker.Pan Snodgrass dostał na boku coś do zjedzenia, apotem siadł obok Emilii, już bez najmniejszej opozycji ze strony pana Wardle'a.Wieczór mi-nął bardzo wesoło.Szczególnie pan Perker odznaczał się dobrym humorem.Opowiadał mnó-stwo komicznych historii i śpiewał poważną pieśń, która zrobiła prawie tak komiczne wraże-nie jak owe historyjki.Arabella była czarująca, pan Wardle bardzo jowialny, pan Pickwickbardzo spokojny, pan Ben Allen bardzo hałaśliwy, kochankowie bardzo milczący, pan Winklebardzo gadatliwy, a całe towarzystwo bardzo ożywione.215 Rozdział dwudziesty szóstyPan Salomon Pell przy pomocy komitetu stangretów porządkuje in-teresy pana Wellera starszego Samiwelu  rzekł pan Weller zwracając się do syna nazajutrz po pogrzebie  znalazłemgo.Byłem pewny, że tam być musi. Co znalazłeś?  zapytał Sam. Testament twojej macochy, Sammy, według którego należy tak zarządzić, jak ci wczorajmówiłem, a mianowicie co do funduszów. Jak to, więc ci nie powiedziała, gdzie był schowany?  zapytał Sam. Ani pisnęła  odparł pan Weller:  Zajęci byliśmy usuwaniem naszych małych nieporo-zumień, a ja starałem się jakoś jej dogodzić i rozweselić ją, więc zupełnie o tym zapomnia-łem.Zresztą nie wiem, czybym pytał, choćbym i pamiętał  dodał pan Weller  bo to głupiarzecz, Sammy, nudzić kogoś gadaniem o majątku, gdy dana osoba leży chora.To tak jakbyśpomagając podróżnemu, który spadł z wierzchu dyliżansu, wsunął rękę do jego kieszeni ipytał z westchnieniem, jak się czuje.Wyjaśniwszy w ten obrazowy sposób swoją myśl, Weller otworzył pugilares i wydobył zniego arkusz listowego papieru, dość brudnego i zabazgranego dziwnym pismem. To jest ten dokument, Sammy.Znalazłem go w małym imbryku od herbaty, na półce wbufecie.Tam zawsze chowała banknoty, zanim się z nią ożeniłem.Ze sto razy widziałem, jakpodnosiła pokrywkę, by płacić rachunki.Biedna istota, mogłaby śmiało napełnić testamenta-mi wszystkie imbryki w całym domu i nic by jej to nie zaszkodziło, bo mało używała herbatyw ostatnich czasach z wyjątkiem zgromadzeń towarzystwa wstrzemięzliwości, gdzie zawszepiją naprzód herbatę, by podtrzymać ducha. Cóż w nim jest?  zapytał Sam. To, com ci już powiedział, mój chłopcze:  Przekaz na dwieście funtów szterlingów me-mu pasierbowi, Samuelowi, a cała reszta majątku, w każdej postaci i rodzaju, memu mężowi,panu Tony Wellerowi, którego mianuję moim wykonawcą testamentu. I to wszystko? Wszystko.A ponieważ wszystko jest w porządku i ku memu i twemu zadowoleniu, myzaś jesteśmy jedynymi zainteresowanymi stronami, więc sądzę, że możemy najspokojniejrzucić ten świstek w ogień. Co robisz, wariacie?  zawołał Sam, chwytając testament w chwili, gdy ojciec, w swejnieświadomości, miał go już cisnąć do kominka. A to piękny z ciebie wykonawca testa-mentu! Dlaczegóż by nie?  zapytał Weller, zwracając się szybko do syna z pogrzebaczem w rę-ce. Dlaczego? Dlatego, że testament musi być sprawdzony, uprawomocniony, zaprzysiężo-ny, słowem  powinien przejść wszelkie formalności. Naprawdę?  zapytał Weller starszy.216 Sam wziął testament, włożył go ostrożnie do kieszeni i spojrzeniem odpowiedział, że takjest naprawdę. W takim razie powiem ci  zaczął znowu pan Weller, pomyślawszy chwilkę  że to jestcoś dla bliskiego przyjaciela kanclerza.Pell musi tu wetknąć swój nos.To jedyny człowiekdo załatwienia wszelkich prawnych trudności.Nie tracąc czasu zaraz przedstawimy wszystkoTrybunałowi Bankrutów. Nigdy nie widziałem takiej pomylonej starej głowy!  zawołał Sam. Ciągle w niej sięplączą jakieś trybunały, bankruty, wszelkiego rodzaju alibi i tym podobne głupstwa.Wezlepiej porządny surdut i chodzmy do miasta załatwić całą sprawę, zamiast mówić tu o rze-czach, których nie rozumiesz. Bardzo dobrze, Sammy.Na wszystko się zgadzam, co prowadzi do załatwienia sprawy,ale uważaj, co ci powiem, mój chłopcze: w rzeczach prawnych nie masz jak Pell. Ja też nic nie mam przeciw niemu  rzekł Sam. A więc zaczekaj chwilę  odrzekł Weller, zapiąwszy halsztuk przed małym lusterkiemwiszącym na oknie i z wielkim trudem wciągając na siebie wierzchnie ubranie. Gdy bę-dziesz tak stary jak twój ojciec, nie tak łatwo potrafisz wlezć w surdut jak teraz. Gdyby mi to trudniej przychodziło niż teraz, to niech mnie powieszą, jeżelibym go kiedynosił  odparł Sam. Tak myślisz teraz  odrzekł Weller z powagą właściwą jego wiekowi  ale przekonaszsię, że nabierzesz więcej rozumu, gdy nabierzesz ciała.Otyłość i mądrość, Sammy, zawszeidą w parze.Wypowiedziawszy tę wiekopomną prawdę, będącą wynikiem długoletnich osobistych spo-strzeżeń i doświadczeń, pan Weller za pomocą zręcznego ruchu ciałem zdołał zapiąć najniż-szy guzik u surduta, zgodnie z jego przeznaczeniem.Potem, wypocząwszy przez chwilę, byzaczerpnąć oddechu, oczyścił kapelusz rękawem i oświadczył, że jest gotów. Ponieważ cztery głowy warte więcej niż dwie, Samiwelu  rzekł, gdy jechali do Londynu i ponieważ majątek twojej macochy to łakoma rzecz dla gentlemana handlującego prawem,więc wezmiemy z sobą kilku z moich przyjaciół, którzy bez trudu dadzą sobie z nim radę,gdyby pozwolił sobie ma jakąś nieprawidłowość.Wezmiemy dwóch z tych, którzy cię kiedyśodprowadzali do więzienia.To najlepsi znawcy koni, jakich kiedykolwiek w życiu moim wi-działem. A czy tacy sami znawcy adwokatów?  zapytał Sam. Człowiek, który zdrowo sądzi o komach, sądzi zdrowo o wszystkim  odpowiedziałWeller tak dogmatycznym tonem, iż Sam nie ośmielił się zaprzeczyć temu aforyzmowi.Zgodnie z tą zasadą zabrano z sobą po drodze jednego pucołowatego i dwóch niezmiernieotyłych stangretów, co pan Weller uczynił zapewne w myśl tego, że otyłość i mądrość zawszechodzą w parze.Towarzystwo udało się potem do szynku przy ulicy Portugalskiej, skąd nie-zwłocznie posłano do pana Salomona Pella.Posłaniec zastał go w sądzie, lecz przy niezbyt wytężonej pracy, bo przy zimnej przekąsceskładającej się z grzanek i kurczęcia.Ledwie posłaniec oznajmił mu, po co przyszedł, panPell, włożywszy do kieszeni przekąskę razem z rozmaitymi dokumentami, ruszył w drogę takżwawo, że stanął w oberży, zanim posłaniec zdołał opuścić gmach sądu. Gentlemani  rzekł, wchodząc do sali i dotykając kapelusza  witajcie.Mówię to niedlatego, by wam pochlebiać, ale nie ma na świecie drugich pięciu osób, dla których bym dziśwyszedł z trybunału. Tyle zajęcia?  zapytał Sam. Po same uszy, jak mi zwykł był mawiać nieboszczyk lord kanclerz, gdy go powoływanodo Izby Lordów, gdzie stawiano mu różne pytania.Nie odznaczał się on zbytnio zdrowiem, atakie pytania bardzo mu szkodziły na serce.Nieraz myślałem, doprawdy, że nie wytrzyma.217 Tu Pell pochylił głowę i umilkł.Weller trącił łokciem swego sąsiada, by zwrócić jegouwagę na to, jakich wysokich znajomych ma prawnik, po czym zapytał, czy praca wywarłajakiś zły wpływ na zdrowie jego znakomitego przyjaciela. Nigdy nie mógł przyjść do siebie  odrzekł zapytany. Myślę, że to go dobiło. Pell mawiał mi często  w jaki sposób, u diabła, możesz wytrzymać tyle pracy? Doprawdy, że todla mnie zagadka!  Szczerze mówiąc  odpowiadałem  ja sam nie wiem. Pell  dodawałkanclerz, wzdychając i patrząc na mnie jakby z zazdrością.ale z zazdrością przyjacielską,gentlemani, czystą, przyjacielską zazdrością, w której nie ma nic złego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl