[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wiedziałam, że zaraz zaczną się na nowo, o ile w jakiś sposób widowni nie opanuję.Jak błysk przyszedł mi pomysł i zapytałam:— Dzień dobry, czy dużo tu jest na sali urwisów? Dzieciaki spojrzały po sobie niepewnie.Nie wiedziały, do czego zmierzam.Nic pozostawiając im czasu do namysłu, wyjaśniłam wesoło:— Pytam, bo ja bardzo lubię urwisów i lubię dla nich opowiadać, ięc chciałam wiedzieć, czy dużo ich tu jest? Spojrzałam — twarze rozpogodzone, uśmiechy.W porządku.— Urwisy najczęściej przepadają za bajkami, ale nie wszystkie — powiedziałam.— Kto bajek nie lubi, ten może wyjść z sali.Pobawcie się tymczasem czy pogadajcie sobie na korytarzu i wróćcie na inscenizację, jeżeli będziecie chcieli.Ja poczekam chwilkę, aż wyjdą ci, co nie mają ochoty słuchać, żeby na sali był spokój, kiedy zacznę baśń ,,Czarodziejskim kociołku".Rozejrzałam się po widowni.Nikt nie ruszył się z miejsca.— Jak się cieszę, że wszyscy chcecie słuchać baśni, bo ja tak lubię je opowiadać! A więc posłuchajcie.Na sali zapanowała cisza pełna oczekiwania i nikt później ani na chwilę jej nie naruszył.Wybrałam baśń niezawodną, choć łatwą, o którą zwykli moi słuchacze upominali się prawie na każdym poranku.Po jakimś czasie na niską, szeroką estradę zaczęły po cichu, ostrożnie wchodzić dzieci z widowni, przywabione baśnią jak węże fletem.Jedne siadały w kucki dokoła mnie, inne kładły się oparte na łokciach.Zapełniła się nimi estrada, zachowywały się przy tym wzorowo.Rozhukana banda przekształciła się w zasłuchane, zestrojone audytorium.Opowiadam to zdarzenie nie po to, żeby doradzać w każdym wypadku taki właśnie sposób opanowania widowni.Nie ma recepty ogólnej; jaki sposób będzie odpowiedni, zależy od okoliczności, od dzieci, także od temperamentu bajarza.Chcę tylko pokazać, że za każdym razem trzeba przede wszystkim starać się o zadzierzgnięcie węzłów wzajemnej sympatii i zrozumienia.Zastrzegam się zarazem, iż sposób, który zastosowałam w powyższym wypadku, mógłby w innym środowisku i przy innych okolicznościach nie pomóc, a nawet przeciwnie, doprowadziłby widownię do stanu jeszcze większego rozprzężenia.W mniejszym zespole, gdy dzieci było kilkadziesiąt i gdy przychodziły w każdą niedzielę, tak iż znaliśmy się już dobrze, zapraszałam zawsze część dzieci na estradę, a pozostałe przysuwały się z krzesłami jak najbliżej.Stwarzało to intymny nastrój, który znakomicie sprzyjał skupieniu i zasłuchaniu.Ale nawet w niewielkim gronie nie polecam tego wszędzie i każdemu: dzieci mogłyby zacząć się tłoczyć, sprzeczać o miejsca itp.i powstałoby przykre zamieszanie.W każdym razie pierwszą próbę radzę przeprowadzić w nielicznym gronie, a duże audytorium na początku rozsadzać rzędami w zwykły sposób, póki bajarz czy bajarka nie będą pewni, że opanują je i skupią jego uwagę w każdych okolicznościach.W żadnym wypadku nie dopuszczajmy do tego, żeby dzieci słuchały stojąc lub stłoczone w niewygodnych pozycjach, bo wtedy albo same będą się niecierpliwić, albo będą przeszkadzać innym.Może się czasem okazać, że zebrał się nieco inny komplet dzieci, niż przewidywaliśmy.Nie upierajmy się wtedy przy ułożonym poprzednio programie, zamieńmy projektowane baśnie na inne.Zmieńmy jednocześnie sposób opowiadania.Bo inaczej opowiadamy nieco rubaszną, zabawną “Ciekawą babę" lub “Fujarkę", inaczej pełnego poezji i powagi ,,Syna kupca, który miał serce rycerskie", jeszcze inaczej wzruszającą “Królewnę Fokę".Sposób opowiadania stosujemy nie tylko do treści baśni, ale także do audytorium.W podhalańskiej wsi opowiadamy inaczej niż w przyfabrycznej świetlicy wielkiego miasta.Dla opowiadania dzieciom chorym w szpitalu (do czego bajarzy gorąco zachęcam!) wybierzemy baśnie wesołe i pogodne.Tak samo opowiadając dzieciom bardzo nerwowym, ominiemy wszelkie momenty groźne i smutne, aby nie wywołać stanów lęku i depresji.W ogóle baśni trochę “strasznych" nie opowiadajmy dzieciom wieczorem, przed snem.(Baśni “bardzo strasznych", jak “Uroczne oczy", “Sinobrody" itp.nie opowiadajmy w ogóle!).Przed zwykłym audytorium nie będziemy oczywiście unikali momentów o większym napięciu, kiedy to malcy z zapartym tchem czekają, czy też bohater wywikła się z niebezpieczeństw; te momenty mają dla słuchaczy wielki urok i nieraz zawierają elementy wskazane z punktu widzenia wychowawczego.Ale ten sam wilk, ten sam smok budzą mniejszy lub większy lęk zależnie od sposobu, w jaki o nich opowiadamy; nie starajmy się forsować napięcia przez wzmaganie uczucia grozy.Jednym słowem, żeby stać się dobrym bajarzem trzeba wyczuwać różne, subtelne nieraz różnice, zastanawiać się nad nimi i nabrać doświadczenia.Może się zdarzyć, że jakiś wyraz lub cały urywek trzeba dzieciom wyjaśnić, zwłaszcza gdy opowiadamy im baśń zbyt trudną (czego w miarę możności należy unikać).Jak wówczas postąpić? Czy wyjaśnienia podać przed rozpoczęciem właściwego opowiadania, czy wpleść je w tekst baśni, czy może poczekać, aż dzieci same zapytają, albo sprowokować pytania po skończeniu opowieści ?Przede wszystkim przyjmijmy zasadę, żeby objaśniać jak najmniej, bo gdziekolwiek objaśnienia umieścimy, zawsze obciążą opowiadanie.Wcale nie jest konieczne, żebyśmy przewidzieli i wyjaśnili dziecku wszystko to, czego ono jeszcze nie zna.Nic nie szkodzi, na przykład, jeśli dziecko, któremu opowiadamy baśń o Twardowskim, nie słyszało dotychczas o Zygmuncie Auguście, inne zaś nie uczyło się geografii Ameryki, a my wspominamy o Indianach kanadyjskich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]