[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. opowiedział po kolei o zdarzeniach tego wieczoru.Może.może to oni tam właśnie zbierają się zakończył.Karlikowi zabłysły oczy. Nie mów o tym nikomu szepnął. Może powiedzieć milicji.a może Brylowi? Nie.Zobaczysz, nie uwierzą ci.Wiesz, jacy są ci starzy.Ich tak trudnoporuszyć.Ostatecznie nie masz przecież dowodów. No, widziałem oburzył się Wiktor. Powiedzą, że ci się przywidziało, jeszcze się będą śmiać.Ja mam praktykę.Gdyby pan Sądej był zdrowy, jemu powiedziałbym.Ale tak. No, to co zrobimy? Musimy najpierw sami ich dobrze wytropić.Chyba, że się boisz? Ja.bać się? No wiesz!. No, to fajno.Pójdziemy tam dzisiaj wieczorem.* * *Tego dnia nie było pierwszej lekcji.Pan Gondera biegał z sekretarzem Brylemi z Piotrem Baturą, bratem Antka, po wsi i wszystko załatwiał.Delegacja miała je-chać furmankami do Kielc, bo żaden pociąg nie podpadał, a tu podwody nawaliły.Widocznie woznice pili gdzieś wczoraj wódkę i nie mogli się dzisiaj pozbierać.Antek chodził dumnie koło swojego brata.Ale Piotr nie zwracał na niego wca-le uwagi.Bryl dawał mu jakieś polecenia.Ludzie zaczepiali go po drodze. Pietruś, a uważaj, żeby cię trachtór nie potrącił klepał go po ramieniuPocieszek.Przyszedł dziadek Kryza, zgięty we dwoje, chciał się docisnąć do Piotra, alenie mógł, więc tylko z daleka stuknął go w plecy końcem laski, dając mu jakieśtajemnicze znaki. O co chodzi, dziadku?Kryza odciągnął Piotra na bok i skrzypiał bezzębnymi ustami, trzymając gokurczowo za klapę marynarki. Nie daj się oprowadzać.Szurnij im w bok i zajrzyj do chlewików.mrugał na Piotra sprytnym, czerwonym okiem.171 Dobra jest, zajrzę rzekł zdziwiony Piotr. Nie wiedziałem, że was takhodowla obchodzi. E tam, hodowla dziadek Kryza machnął niecierpliwie laską. No, to dlaczego chcecie, żebym do chlewików zaglądał? Nie wiesz?.Mówią, że oni staruszków, emerytów w chlewikach trzyma-ją położył palec na różowych ustach.Do Wojtacha przyczepił się Skórka. A przywiezcie tam trochę tej pszenicy, co to z pyrzu rośnie.To znów Pocieszek uczepił się Sitarzowej. Sitarzowa, a patrzcie na drzewa przy drodze.osobliwie na wierzby. A czemuż to? Może gruszki wypatrzycie.Tam są takie czarodzieje, jak Boga kocham.Największy nazywa się Miczura, a jego uczeń Aysek.Sitarzowa stała czerwona, nie wiedząc, co odpowiedzieć kpiarzowi.Nagle przez tłum zaczęła przeciskać się Pocieszkowa.Pocieszek od razu za-niemówił. Pójdziesz, pijaku, pójdziesz! Nie mądruj się.lepiej do młocki się wez.Sitarzowa, dowiedzcie się, czy oni mają na pijaków lekarstwo.To się pierwszazapiszę.Do Lucypera bym się zapisała, żeby tego pijusa ukrócić!Ludzie śmiali się ucieszeni.Nareszcie rozległ się turkot.W tumanie kurzu przyjechał Gondera z podwodą.Furman kiwał się ciężko na snopku, gnębiła go czkawka.Gondera sam powoziłkoniem.Ludzie ustępowali z drogi.Gondera zakręcił z fantazją i zatrzymał sięnieomal na miejscu. Ledwo tego jednego wyciągnąłem pokazał na furmana. Jeszcze nieoprzytomniał. Naumyślnie ich spiły, żeby nas do rowu po drodze wywaliły denerwo-wała się wdowa Sitarzowa. Nie dam powozić gałganom, sama wolę.Piotr wyciągał co trochę zegarek z kieszeni.Powinni byli już odjechać, a bra-kowało dwu delegatów: Stachurki i drugiego jeszcze chłopa, Bieńka.Posyłali ponich dwa razy, ale nie zastali nikogo w domu. Ano, nastraszyli chłopów westchnął Wojtach miętosząc w palcach pa-pierosa. O Bieńku nie mówię, ale za Stachurkę ręczyłbym.Jeszcze wieczoremprzyrzekał, że przyjdzie, no i patrzcie, nawalił Piotr podawał Wojtachowi ogieńw dłoniach.Wypalili papierosy, ale brakujący delegaci nie pojawili się.Ludzie zaczęliuśmiechać się znacząco.Coraz gęściej padały uszczypliwe uwagi.172* * *Jaś Stachurka stał osamotniony pod płotem.Z wypiekami na twarzy i ze łzamiw oczach słuchał tych prześmiechów.Chłopcy i dziewczynki nadokuczali mu, żejego ojciec stchórzył, i zostawili samego.Teraz rozbiegli się po drodze i podwór-ku, tylko czasem dotknie go czyjś szyderczy uśmiech albo któryś z chłopcówprzebiegając wrzaśnie mu nad uchem: Stachurku! Przyprowadz ojca na sznurku!Batura trzepnął jednego, z takich dokuczalskich w ucho.Nie znosił niesmacz-nych żartów z kolegi.Czy Stachurka jest co winien? Czy można odpowiadać zastarszych? Batura dobrze wie, że nie można.Z własnego doświadczenia.Bo jakmożna odpowiadać za kogoś, kto sobie z nas nic nie robi i na którego nie ma siężadnego wpływu?Uśmiechnął się do Stachurki, wyciągnął dwa jabłka, wytarł o nogę i jedno po-dał Stachurce.Ale ten wzruszył ramionami i obrócił się zagniewany.Nie cierpiałw tej chwili wszystkich kolegów i nie znosił, żeby ktoś go pocieszał.Batura nieprzejął się tym zbytnio i zaczął swobodnie zżerać swoje jabłko. Twój stary był wczoraj u nas i mówił, że pojedzie zauważył obojętnie,wypluwając pestkę.Stachurka pokraśniał jeszcze bardziej. Ale mówią, że się przestraszył. ciągnął Batura. To kłamstwo, tata się nie boi!. wybuchnął Stachurka.Chciał coś więcej powiedzieć, ale umilkł nagle i odszedł w bok.Antek skoczyłza nim. Stachurka, poczekaj! Daj mi spokój! wyrwał się Stachurka. Pamiętasz, co przyrzekliśmy sobie? I co z tego? To, że nie powinieneś ukrywać przede mną.Stachurka milczał. Janek, mnie możesz powiedzieć nalegał Batura będę milczał jakkamień.Stachurka spojrzał na niego przez łzy.Zawahał się. A nie będziesz się śmiał? Nie. I nikomu nie powiesz? Nikomu. No, to słuchaj Stachurka przełknął ślinę przez ściśnięte gardło mójtata nie pojedzie.ale nie dlatego, że się przestraszył, o nie, mój tata się nikogonie boi! zapewniał z ogniem w załzawionych oczach. Tylko.tylko mamago nie chce puścić.I płacze.Strasznie płacze.173 I twój stary dlatego nie pojedzie? Ja bym tam żadnych płaczów nie słuchał.Popatrz, Sądejowi śmiercią grozili, a nie bał się. Mój tata też nie słucha, tylko.tylko. Stachurka znów pokraśniałi umilkł. Tylko co? Ale nie będziesz się śmiał? Ojej, powiedziałem już, że nie.Stachurka spuścił oczy zawstydzony. Widzisz.mamusia schowała tacie buty, żeby nie mógł pojechać.Tata jąskrzyczał, ale ona nie chce powiedzieć, gdzie schowała, tylko płacze.A innychbutów w domu nie ma. Hm. zasępił się Batura. A to heca! Tak, heca jęknął Stachurka. Czekaj, a jakby tak pożyczyć twojemu staremu butów? Ale skąd? Powiem bratu, on zaraz skombinuje! Nie, Batura! przestraszył się Stachurka. Obiecałeś, że nikomu niepowiesz.Ludzie by się śmiali. A niechby. Nie! Nie wolno, żeby ktoś o tym wiedział! Taki wstyd! No to ja sam pożyczę.Jakie chcesz, z cholewami? E, nie.wystarczą zwyczajne trzewiki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]