[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Być może akcją dowodzą teraz pierwotni właściciele.— Podniósł obie ręce i pogładził się po bezwłosej czaszce.Na jego czole wciąż widniał ślad odciśnięty przez ciężką koronę.— Chcesz powiedzieć… — zaczął Borton.Lidj odwrócił się do niego.— Czy to takie dziwne? Zamrażaliśmy ludzi na całe lata.Prawdę mówiąc, nie wiem.ile wynosił najdłuższy okres hibernacji zakończony pomyślnym ożywieniem.Być może oni po obudzeniu podejmą życie w miejscu, w którym je przerwali, gotowi wprowadzić w czyn jakiś własny plan.Czy zaprzeczy pan, że już udowodnili, iż posiadają tajemnice, których my nie znamy? Niech pan spyta swojego człowieka, Harkona —jak wyjaśni to, co spotkało nas trzech?— Przecież pozostali obcy, których tutaj złożono, a przynajmniej ten w pojemniku na szczycie urwiska, byli martwi — protestowałem bez większego przekonania, gdyż zbyt wiele dowodów wskazywało na to, że racja jest po stronie Lidja.— Może większość rzeczywiście umarła, może dlatego potrzebują naszych ciał.Kto wie? Założę się jednak, że to oni — ci trzej, którzy przybrali naszą postać — dowodzą teraz tą akcją!Harkon odalił się trochę, podchodząc niebezpiecznie blisko do krawędzi balkonu.Teraz odezwał się takim samym niskim głosem, jakim mówił nasz magazynier.— Czy te lasery można nastawić na wiązkę zakłócającą?— Nie pojmowałem, o co mu chodziło, ale Borton najwyraźniej zrozumiał pytanie i podszedł do niego.— Stąd będzie trudno — zauważył komendant.— Trudno czy nie, możemy spróbować.Proszę mi go podać…Czy Borton zawahał się chwilę, zanim przekazał mu broń? Jeśli tak, potrafiłem go zrozumieć, gdyż sam w głębi duszy żywiłem co do tych trzech mężczyzn niejasne podejrzenia.Niełatwo jest pogodzić się z zamianą ciał, nawet jeśli zna się Thassów.Borton jednak najwyraźniej zaufał pilotowi i podał mu laser.Harkon przykucnął pod mocno nachyloną ścianą, przez co zmuszony był garbić się nad bronią.Otworzył komorę ładowania, obejrzał zasilacz, zamknął wieczko i zmienił ustawienie mocy strzału.Z bronią w ręku spojrzał na dół, wybierając sobie cel.Po lewej stronie jeden z robotów ładował metalowy pojemnik na oczekujący pojazd.Harkon wymierzył broń i nacisnął guzik spustu.Zygzak błyskawicy z trzaskiem przeszył powietrze, nic trafiając samego robota, lecz otaczając aureolą jego okrągłą głowę.Automat owinął giętką macką pojemnik, zamierzając przenieść go na transporter.Nie ukończył jednak lego manewru.Zamarł, wciąż trzymając pojemnik w górze.— Na Kły Stanton Gore, udało ci się! — nieomal wrzasnął Borton.Pilot nie marnował czasu na czekanie, aż mu ktoś pogratuluje celności strzału.Wymierzył w następnego robota i jego również unieruchomił.— Więc potrafisz je wyłączyć — zauważył Lidj.— Co teraz… — przerwał nagle i złapał Bortona za ramię.— Czy istnieje szansa, aby je przeprogramować?— Możemy mieć nadzieję.Roboty, które znałem i którymi się zawsze posługiwałem, były automatami sterowanymi.Wolni Kupcy odwiedzali tylko zacofane światy, gdzie maszyny były proste, jeśli w ogóle ich używano.Nie miałem zielonego pojęcia o programowaniu skomplikowanych robotów.Wiedza ludzi z Patrolu była jednak rozległa.Najwyraźniej Borton i Harkon liczyli na to, że uda im się zmusić maszyny do wykonywania jakiejś pracy.Zabrali się właśnie do ustalenia, czy będzie to możliwe.Kiedy wszystkie sześć robotów stanęło, zeszliśmy na dół z balkonu.Transportery antygrawitacyjne wciąż sunęły powolnym i jednostajnym ruchem, chociaż odjeżdżające teraz pojazdy były tylko częściowo wyładowane.Foss i drugi oficer Patrolu zaczęli ostrzeliwać z laserów ich elementy napędowe, z mniejszą może precyzją, ale równie imponującym skutkiem.Transportery runęły na ziemię z głuchym łoskotem, od którego zatrzęsły się kamienne ściany groty.Mężczyźni z Patrolu otoczyli najbliższego robota.Harkon już manipulował przy ochronnej obudowie jego „mózgu”.Mnie jednak bardziej ciekawiły same pojazdy.W gruncie rzeczy były to zaledwie jajowate metalowe pojemniki o niskich bocznych ściankach, które służyły do przytrzymywania ładunku.Skrzynia napędu znajdowała się z tyłu.Ich budowa nie przypominała niczego, z czym się wcześniej zetknąłem.— Cos’ się zbliża! — Ostrzeżeni przez Grissa, wszyscy padliśmy na ziemię.W otworze tunelu zamajaczył jednak tylko pusty transporter, który wracał po kolejny ładunek.Foss uniósł już laser, żeby go unieruchomić, kiedy Lidj podbił mu rękę.— Może nam się przydać! — Skoczył z biegu, złapał za krawędź ścianki pojazdu i wdrapał się do środka.Ten wciąż jechał naprzód, posuwając się jednostajnym ruchem wzdłuż rzędu pakunków.Wreszcie stanął przed nieruchomym robotem, który nadal trzymał skrzynię w zakończonych szczypcami wysięgnikach.Kiedy wgramoliliśmy się do transportera, Lidj siedział w kucki przed przyrządami sterującymi, próbując zrozumieć zasadę ich działania.Pusty pojazd kołysał się lekko pod wpływem naszych ruchów i zmiennego obciążenia, więc musieliśmy się mieć na baczności.— Mógł zostać ustawiony na jeden z dwóch sposobów — oznajmił magazynier.— Transporter ruszy albo kiedy na pokładzie znajdzie się określony ciężar, albo po upływie ustalonego czasu.Jeśli jest to ta druga ewentualność, będziemy mieli kłopoty.Będziemy zmuszeni albo go unieruchomić, albo puścić wolno.Jeśli zaś jest to kwestia ciężaru…Foss pokiwał głową.— Wtedy się nim posłużymy.Domyślałem się, co zamierzali zrobić.Chcieli zbudować ścianę ze skrzynek wzdłuż brzegów transportera, następnie siąść pośrodku i odjechać bez obawy, że po drodze zabłądzimy.Oczywiście zmierzalibyśmy w stronę wroga, aczkolwiek element zaskoczenia działałby na naszą korzyść.— Sprawdź, ile czasu upłynie, zanim ruszy — dokończył Foss.Rozejrzałem się po pomieszczeniu.Nadjeżdżał właśnie drugi pojazd.Nie kierował się jednak do miejsca, w którym czekaliśmy, lecz w stronę placu załadunku, gdzie załodze Patrolu udało się już zdjąć górną pokrywę robota.— Uważajcie!Ludzie się rozbiegli, kiedy podjechał transporter, o mało co nie uderzając w podniesione ramię maszyny ładowniczej.Potem platforma stanęła, czekając na załadunek.Mężczyźni wstali i przystąpili do holowania krępego robota, odciągając go na bok, gdzie mogliby spokojnie nad nim pracować bez obawy, że przejedzie ich jakiś pojazd.Lidj wciąż klęczał przy skrzyni napędu.Przestał już szukać dźwigni czy guzików sterujących.Foss kazał nam liczyć i wszyscy zawzięcie odliczaliśmy ciągnące się minuty, z napiętymi nerwami czekając na pierwszy znak.że transporter zamierza ruszyć.Pojazd jednak nadal unosił się w powietrzu.Usłyszałem, jak kapitan westchnął z ulgą.— Sto — powtórzył na głos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]