[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem pomyślał o czymś jeszcze.- Hmm.jestem jedynie gościem w tym kraju i to, co robię, może zaniknąć, gdy odejdę:.Więc lepiej pośpiesz się z tym zaklęciem, żebyś go nie stracił, kiedy odejdę.- Ile mam czasu? Dor zrobił szybkie obliczenia.- Może z dziesięć dni.- Zakonotuję to - powiedziało Źródło.- Nauczę się tego tak mocno na pamięć, że żaden wstrząs nie wyrzuci tego z mojej pamięci.- To dobrze - powiedział Dor.- Żegnaj, wodo!- Nie jestem wodą, jestem Źródłem! - ale była to dobroduszna uwaga.- Do widzenia - powiedziało na pożegnanie.Dor wrócił do ptaka i spryskał mu skrzydła wodą z dzbana.Nagle zostały uleczone.W samej rzeczy stały się silniejsze niż wcześniej.Ale pozostały zombi-skrzydłami, martwym ciałem.Pomimo wszystko istniały ograniczenia! Eliksir nie mógł przywrócić im życia.Właśnie dlatego Dor wyruszył w tę podróż.Jedynie Mistrz Zombich mógł, spreparować eliksir przywracający z martwych.Musiał jak najszybciej wrócić do Skoczka, w przeciwnym razie także pająkowi będzie potrzebny ów eliksir.Dor dosiadł uleczonego ptaka-zombi, przywiązał dzbanki i zawiesił je po bokach.- Do domu, ptaku! - krzyknął.Olbrzym wystawił na próbę jego cierpliwość.W tunelu wyłamanym przez druzgocące lądowanie, przebierając nogami dla przyspieszenia, załopotał skrzydłami i gwałtownie wystartował w górę.Wszystko, co Dor mógł zrobić, to zawisnąć trzymając się ptaka.Eliksir dodał skrzydłom nowych sił.Na szczęście na rękach Dora pozostało kilka kropel i te uzdrowiły wystrzępione lotki, których się trzymał.Zmieniły się teraz w długie, puszyste i kolorowe pióra - jakich używa się do damskich kapeluszy.Ptak zataczał koła w powietrzu, potem zakręcił ostro w kierunku zamku Mistrza Zombich.Krajobraz bajecznie migał w dole jak pędząca strzała.Wrócili znacznie szybciej niż lecieli do Źródła.Nic dziwnego, że Mag pragnął zdobyć eliksir.Jego zombi byliby dwa razy lepsi!Ale pojawił się nowy kłopot.Dor zobaczył z góry, że Mundańczycy ponownie zebrali siły.I teraz przygotowywali się do oblężenia Zamku.Było ich bardzo wielu.Zgromadzili chyba całą armię.Widoczne było, że nie są tchórzami.Ulegli panice z powodu dzikości ataku zombich, ale teraz byli wściekli i żądni zemsty.Prawdopodobnie sądzili również, że tak dobrze strzeżony zamek musi kryć niezliczone bogactwa.Więc ich chciwość wzrosła.Pomagając swojemu przyjacielowi Skoczkowi, Dor sprowadził poważną biedę na Mistrza Zombich.Dor był pewien, że jego ojciec byłby bardziej rozsądny.Po raz kolejny uświadomił sobie własną bezmyślność.Kiedy, ach kiedy dojrzeje w końcu i stanie się dorosłym!Ptak-olbrzym zanurkował jak jastrząb, przechylił się na jedną stronę i ciężko pacnął na dziedzińcu.Lądowanie było trudne, gdyż ptasie nogi nie zostały uzdrowione.Hałas rozniósł się po całym zamku.Mistrz Zombich i Millie przybiegli natychmiast.- Czy masz eliksir? - krzyknęła Millie, klaszcząc w dłonie.- Mam - potwierdził Dor.Wręczył jeden dzban Magowi, drugi zatrzymał dla siebie.- Prowadźcie mnie do Skoczka!Millie powiodła go do gościnnego pokoju.Wielki pająk leżał tam, a posoka wyciekała z jego kikutów.Wielobarwny, futrzany pysk na odwłoku wyglądał jak wykrzywiony rozpaczą.Oczy, zawsze otwarte, były zamglone od bólu.Znowu był przytomny, ale tak słaby, że świergotał ledwie słyszalnie.- Dobrze znowu cię zobaczyć, przyjacielu! Obawiam się, że okaleczenia są zbyt rozległe.Nogi mogą odrosnąć, ale wewnętrzne organy zostały zmiażdżone.Nie mogę.- Ależ możesz, przyjacielu! - krzyknął Dor.- Zażyj to! - I wylał hojnie eliksir na drżące ciało Skoczka.Jak to w magii - zadziwiająco - pająk był znów cały i zdrów.Kiedy płyn rozlał się po futrzanym pysku, zieleń i biel pojaśniały, aż zaświeciły.Gdy eliksir obmył każdy kikut - odrosły nogi, długie, włochate i silne.Kiedy wsiąkł w głąb, odnowiły się organy wewnętrzne i ciało nabrało sprężystości.W chwilę potem nie było śladów, że Skoczek kiedykolwiek był ranny.- To zdumiewające - zaświergotał.- Nawet nie musiałem czekać, żeby nogi mi odrosły! Tak dobrze nie czułem się od czasu wylęgu! Cóż to za lekarstwo?- Uzdrawiający eliksir - wyjaśnił Dor.- Wiedziałem, gdzie jest jego źródło - przerwał, bo wezbrały w nim emocje.- Och, Skoczku! Gdybyś ty umarł.- i uścisnął pająka tak mocno, jak tylko potrafił, a łzy raz jeszcze napłynęły mu do oczu.Do cholery z tą dorosłością!- Myślę, że to warte było tych tortur - zaświergotał pająk, odsuwając jedną żuchwę od ucha Dora.- Uważaj, żebym nie odciął ci twojego czułka.- Co tam! Mam mnóstwo eliksiru uzdrawiającego, by odrosło mi nowe ucho.- Poza tym - dodała Millie - ludzkie mięso smakuje okropnie.Może nawet gorzej od gobliniego.Mistrz Zombich dołączył do nich.- Jesteś człowiekiem, a obdarzasz takim szacunkiem to obce stworzenie i płaczesz nad nim - zauważył.- A co w tym złego? - zapytała Millie.- Nic - odrzekł Mag.- Absolutnie nic.Nikt nigdy nie płakał z mojego powodu.Nawet na fali ulgi i zadowolenia Dor uchwycił znaczenie słów Mistrza Zombich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]