[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna przykucnął pomiędzy nimi.Ona wyciągnęła ręce i.Framuga, o którą Var oparł się całym ciężarem, oderwała się nagle od ściany i wo-jownik z piekielnym rumorem wpadł do pokoju.Dalsze wydarzenia potoczyły się szybko.Varowi i Soli pozostał jedynie atak, a ama-zonka i jej towarzysz padli zanim zdążyli zdać sobie sprawę, co się stało.Z sąsiednichbudynków dobiegły gniewne i pytające krzyki.Var zabrał amazonce łuk i strzały, a Soliwzięła jej włócznię.Złapali też własne bagaże i uciekli tylnym wyjściem.Mimo iż jego niezdrowa ciekawość naraziła ich oboje na poważne kłopoty, Var ża-łował, że nie dowiedział się, w jaki sposób parzą się amazonki.Teraz wątpił, czy kiedy-kolwiek pozna odpowiedz na to pytanie.Uzbrojone kobiety biegły od strony łodzi.Inne, nagie ale z bronią, wypadły z do-mów.Pięć amazonek przypadkowo skierowało się w stronę Vara i Soli, podczas gdy ich243mężczyzni kręcili się niepewnie przy brzegu.Trzy wojowniczki otoczyły dom, którywłaśnie opuścili uciekinierzy, a dwie ruszyły, by odciąć im drogę na most.Var przysta-nął zastanawiając się co robić.Nie mogli ani uciec, ani tu zostać. Do łodzi! usłyszał przeszywający szept Soli. Tędy!Var uznał to za czyste szaleństwo, lecz Soli pobiegła już prostopadle do trasy zbli-żającej się piątki.Nie mogąc zaprotestować, gdyż natychmiast zdradziłoby to ich poło-żenie, Var pobiegł za nią.Soli skręciła w stronę łodzi.Amazonki, nie spodziewające się tego manewru, zebrałysię w wiosce i zaczęły naradzać podniesionymi głosami oraz cucić nieprzytomną parę.Soli zatrzymała się, zanim mężczyzni mogli ją zauważyć. To słabeusze wydyszała do Vara. Ci mężczyzni nie walczą.Jeśli nadbie-gniemy z wrzaskiem, uciekną.Popędziła naprzód, wrzeszcząc i wymachując ramionami.Var znowu musiał podą-żyć za nią.Mężczyzni rzeczywiście rozpierzchli się na ich widok, choć było ich czterechi wszyscy dorośli. Teraz do łodzi! zawołała Soli, przełażąc przez burtę.244Gdy Var usiadł przy niej, amazonki spostrzegłszy, co się dzieje, pognały z powro-tem. Włącz silnik! wrzasnęła Soli.Spojrzał na nią pytająco. Pociągnij za linkę! krzyknęła.Złapała uchwyt wystający z silnika i szarpnęła.Rozległ się zdławiony łoskot.Var przypomniał sobie, że widział jak amazonka urucha-miała silnik, gdy wieziono ich do Gniazda.Złapał za rączkę i pociągnął znacznie mocniej niż Soli.Silnik zawarczał. Ja będę sterować! zawołała dziewczynka, przekrzykując hałas.Złapała za kołoumieszczone na środku pokładu i zaczęła obracać znajdującymi się na nim uchwytami.Ku zdumieniu Vara łódz zareagowała.Soli wiedziała, co robi!Kierowana jej ręką motorówka odbiła od brzegu i skierowała się na głębszą wodę.Gdy nadbiegły wymachujące włóczniami amazonki, zdążyli się już oddalić na kilkana-ście kroków od brzegu.Kobiety uklękły i podniosły łuki.Soli szarpnęła za kolejny uchwyt i silnik zwielokrotnił swój huk.Aódz skoczyła doprzodu.245Nadleciały strzały.Nie były wymierzone przypadkowo.Auczniczki nie chciałyuszkodzić silnika i mierzyły tylko w Soli.O mały włos trafiłyby w cel.Tylko fakt,że łódz nagle przyśpieszyła sprawił, że strzały chybiły.Następne założono już na cięciwy.Var wiedział, że tym razem będą one celne, choćłódz oddaliła się już o pięćdziesiąt kroków i poruszała się szybko.Złapał jedną z okrą-głych, skórzanych tarcz należących do amazonek i zasłonił nią plecy Soli, gdyż sterującamotorówką dziewczynka stała plecami do nadlatujących pocisków.W tarczy ugrzęzły trzy strzały, które w przeciwnym razie z pewnością zabiłyby Soli.Dwie trafiły Vara.Jedna wbiła się w prawe ramię, przeszywając je na wylot, a drugatrafiła go w brzuch.Nie bacząc na rany, gdyż niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło, Var przełożył tarczędo lewej ręki i uklęknął za Soli, osłaniając ją zarówno tarczą, jak i własnym ciałem.Jeszcze dwie strzały ugrzęzły w tarczy.Trzecia wbiła się w nieosłonięte udo Vara,zaś czwarta przeleciała tuż obok jego głowy i uderzyła w drewno obok Soli. Var, czy nie mógłbyś. powiedziała odwracając się.Ujrzała, co się stało i krzyknęła rozdzierająco.246Var zemdlał.16Odzyskiwał i tracił przytomność wiele razy.Czuł tylko ból i obecność Soli, niekie-dy jeszcze kołysanie fal.Czas nie istniał.Strzały zostały wyjęte z jego ciała, lecz nieprzyniosło to ulgi.Płonął gorączką.Odczuwał suchość w gardle oraz ucisk we wnętrz-nościach.Soli opiekowała się nim.Od czasu do czasu unosiła mu głowę i dawała pić.Vardostawał od tego bolesnych mdłości, lecz przynosiło to ulgę jego wargom, językowii gardłu.Zanieczyszczał się wielokrotnie i Soli myła go.Wstydził się, gdy docierało to248do jego świadomości, ale nie mógł zrobić nic więcej.Wciąż krwawił ze wszystkich ran.Soli myła je i bandażowała, lecz gdy tylko się poruszył, krew wypływała na nowo.Myślał w gorączce o Wodzu, o jego chorobie wywołanej promieniowaniem siedemlat temu w Złym Kraju.Teraz Var wiedział już jak bardzo Wódz cierpiał i dlaczegozaprzyjaznił się z dzikim chłopcem, który się nim wtedy zaopiekował.Ta myśl przy-niosła mu jednak kolejne cierpienie.Wciąż nie mógł zrozumieć powodów, dla którychNieuzbrojony zmienił zdanie i stał się jego śmiertelnym wrogiem.Często myślał o Soli.Była jeszcze dzieckiem, lecz po mistrzowsku władała pałkamii towarzyszyła mu wiernie.Nigdy nie mówiła nic na temat barw jego skóry, garbu, nie-zgrabnych dłoni i stóp
[ Pobierz całość w formacie PDF ]