[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak dziew-czynka zdołała jakoś wymknąć się z powrotem na dwór i dojść aż do frontowej bramy, do-kładnie naprzeciw wspólnego domostwa Dory, Garfieldów i Balterów.Właśnie tam znalazł jąJay Garfield, gdy wyszedł sprawdzić, co za tobół podrzucił ktoś znowu przez bramę.Czasamiludzie podrzucają różne rzeczy  dary zawiści albo animozji: zarobaczoną zwierzęcą padlinę,worek z gównem, albo odciętą ludzką kończynę czy nieżywe dziecko.Trupów dorosłych niktnie tyka, pozwalając im leżeć za murem.Ale to wszystko obcy, Amy zaś była jedną z nas.Ktoś trafił ją przez metalową bramę.To musiała być zbłąkana kula, bo przez naszą bramęnic z zewnątrz nie można zobaczyć.Ten, kto ją wystrzelił, musiał albo celować do kogoś, ktoakurat stał przed bramą, albo po prostu wygarnął do samej bramy, w sąsiedztwo  w nas,w nasze urojone bogactwo i uprzywilejowany byt.Dawniej brama była stuprocentowo kulo-odporna i nie przebiłby jej byle jaki zbłąkany pocisk, ale z czasem zaliczyła parę przestrzelin wysoko, przy samej górnej krawędzi.Teraz przybyło sześć nowych dziur na dole  sześć65 na wylot i jedno wgniecenie: podłużna, gładka bruzda w miejscu, gdzie kula tylko odbiła sięrykoszetem.I nocą, i za dnia  ciągle słyszy się strzelaninę: przeważnie pojedyncze wystrzały albo nie-regularne serie z broni automatycznej, lecz od czasu do czasu dochodzi do nas także kanonadacięższej artylerii  wybuchy granatów czy bomb większego kalibru.Najbardziej niepokojąnas te ostatnie  na szczęście nie są zbyt częste.Duży kaliber trudniej ukraść, a niewielumieszkańców naszej okolicy stać na kupienie sobie czegoś większego na czarnym rynku  takprzynajmniej twierdzi tato.W każdym razie słyszymy strzelaninę tak często, że już prawie niezwracamy na nią uwagi.Dzieci Balterów przyznały, że słyszały jakieś strzały, ale  jak zwy-kle  nie zawracały sobie tym głowy, ponieważ dobiegły z zewnątrz, zza muru.Reszta z nasnie słyszała nic prócz szumu deszczu.Za parę tygodni Amy skończyłaby cztery lata.Nawet planowałam wyprawić dla niej małeprzyjątko z moimi przedszkolakami.Boże, jak ja nie cierpię tego miejsca.No, naturalnie  także je kocham.Przecież to mój dom.Dom moich bliskich.Ale niena-widzę go.%7łyjemy tu jak na wyspie, wokół której krążą rekiny  tyle tylko że tamte nic ci66 nie zrobią, póki nie wejdziesz do wody, a nasze, lądowe, już szukają drogi, jak wedrzeć się dośrodka.To tylko kwestia czasu: ile im trzeba, by dostatecznie wygłodnieć.ZRODA, 5 MARCA 2025Rano znów chodziłam po deszczu.Było mi zimno, lecz przyjemnie.Ciało Amy zostało jużskremowane.Ciekawe, czy jej matka odetchnęła wreszcie z ulgą.Nie sprawia takiego wraże-nia.Choć nigdy nie lubiła Amy, teraz płacze.Nie wygląda na to, by udawała.Mimo że niestać ich na to, rodzina dziewczynki wykosztowała się na opłacenie policji, aby szukała zabój-cy.Podejrzewam, że jedynym pożytecznym skutkiem policyjnych działań będzie przegonienieuliczników z okolicy naszego muru.Czy to naprawdę dobrze? Ta biedota i tak wróci na ulice,i na pewno nie będą pałać do nas miłością za nagonkę, jaką urządzą na nich gliny.Koczują naulicy, bo muszą  bo nie mają wyboru  ale jest to niezgodne z prawem, więc gliniarze ponie-wierają nimi, czyszczą ze wszystkiego, co jeszcze warto im zabrać, po czym każą się wynosićalbo puszkują.Nędzarze będą jeszcze bardziej upodleni, Amy zaś nic to nie pomoże.Przypuszczam, żecałe to zamieszanie jest potrzebne Dunnom  ma im pomóc poczuć się lepiej po tym, jak jątraktowali.W sobotę tato ma wygłosić kazanie na pogrzebie Amy.Tak bardzo chciałabym nie musiećtam iść.Dotąd pogrzeby ani mnie grzały, ani ziębiły, ale tym razem jest inaczej.67  Troszczyłaś się o nią  powiedziała Joanne Garfield, gdy zwierzyłam się, jak mnie togryzie.Jadłyśmy dziś razem lunch.W mojej sypialni, ponieważ na dworze ciągle padało, a całareszta domu była pełna dzieci, które dlatego że pada, też nie wróciły na lunch do siebie.Naszczęście mój pokój zawsze należy wyłącznie do mnie.Jedno jedyne miejsce na świecie, gdzienikt poza mną nie ma wstępu  chyba że kogoś zaproszę.Ze wszystkich domowników je-dynie ja mam własną sypialnię.Teraz już nawet tato i Cory pukają przed wejściem.To jedenz największych plusów tego, że jest się jedyną córką w rodzinie.Chociaż i tak cały czas muszęwykopywać stąd moich braciszków, przynajmniej mam do tego pełne prawo.Joanne jest jedy-naczką, ale dzieli pokój z trzema młodszymi kuzynkami: mazgajowatą Lisą, która stale narzekai ma wieczne pretensje; Robin, bystrą chichotką z ilorazem inteligencji blisko geniusza, i pra-wie niewidoczną Jessicą, która mówi szeptem, wbija wzrok w ziemię i beczy, jak tylko się nanią krzywo spojrzy.Wszystkie trzy to Balterówny  siostry Harry ego i córki rodzonej siostrymamy Joanne.Obie dorosłe siostry z mężami, ósemką dzieci i rodzicami, panią i panem Dory wszyscy gnieżdżą się razem w jednym domu z pięcioma sypialniami.Nie jest to jeszczenajbardziej zapchany dom w sąsiedztwie, ale cieszę się, że nie muszę mieszkać w takim ścisku. Chyba nikt inny się nią nie przejmował  zauważyła Joanne. Tylko ty jedna. Dopiero od czasu pożaru zaczęłam się o nią bać  powiedziałam. Przedtem, jakwszyscy, też nie zwracałam na nią uwagi. Czujesz się jakoś winna? Nie.68  Właśnie, że tak.Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie, naprawdę nie.Strasznie mi żal, że nie żyje, i brakuje mi jej, ale to nie ja ją zabiłam.Nie mogę tylko udawać, że nie widzę, co to znaczy dla nas. Co?Poczułam, że jestem o krok od powiedzenia jej o sprawach, o których nigdy jeszcze głośnonie mówiłam.Tylko pisałam.Czasami piszę, żeby nie zwariować.Noszę w sobie mnóstworzeczy, o których nie umiałabym z nikim porozmawiać.Ale przecież Joanne to moja przyjaciółka.Zna mnie lepiej niż inni, poza tym jest niegłupia.Czemu nie miałabym jej powiedzieć? Prędzej czy pózniej, komuś będę musiała. O co chodzi?  zapytała znowu, kiedy już otworzyła plastikowy pojemniczek z sałatkąfasolową i postawiła go na moim nocnym stoliku. Nie przyszło ci nigdy do głowy, że może to Amy i pani Sims miały więcej szczęścia? spytałam. To znaczy: zastanawiasz się czasem, co stanie się z nami?Raptem doleciał nas głuchy, przytłumiony grzmot piorunu i całkiem znienacka lunęła rzęsi-sta ulewa.Według radiowych prognoz pogody dzisiejszy deszcz to już ostatki czterodniowegocyklu burz.Mam nadzieję, że się mylą. Pewnie, że tak  odparła Joanne. Jak można o tym nie myśleć w czasach, kiedystrzelają nawet do maluchów? Ludzie zabijali małe dzieci od początku świata  stwierdziłam. Ale nie u nas.Przynajmniej do tej pory.69  No właśnie.To przestroga, byśmy się ocknęli.Kolejna. O czym ty bredzisz? Amy poszła na pierwszy ogień, ale na niej się nie skończy.Joanne westchnęła albo raczej  lekko się wzdrygnęła. Więc też na to wpadłaś. Tak.Ale nie spodziewałam się tego po tobie. Gwałcą, napadają, a teraz zaczynają mordować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl