[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tęskniłem za czymś zupełnie innym, za jakimś miejscem, którenie było ani tą pustą komnatą, ani przepełnioną napięciem izbą Brusa Za zaciszem, ja-kie, być może, gdzieś kiedyś znałem, ale którego nie umiałem już sobie przypomnieć.I tak sen zabrał mnie w zapomnienie. 4.RZEMIOSAOIstnieje pewna opowieść o królu Zwycięskim, zdobywcy ziem przekształconych na-stępnie w Księstwo Trzody.Wkrótce po tym, jak przyłączył do swego królestwa Piasz-czyste Kresy, posłał po kobietę, która byłaby królową tych ziem, gdyby on ich nie podbił.Podróżowała do niego trawiona wielkim niepokojem, lękając się, co ją czeka, lecz bar-dziej obawiając się konsekwencji, jakie by poniósł jej lud, gdyby odmówiła i skryta sięmiędzy poddanymi.Ku jej zdumieniu król Zwycięski nie uczynił z niej służącej, lecz na-uczycielkę swych dzieci, by mogły poznać język i zwyczaje jej ludu.A gdy go zapytała,dlaczego każe im posiąść tę wiedzę, odpowiedział:  Panujący musi znać cały swój lud,121 gdyż dobrze nim władać można tylko wówczas, gdy się go rozumie Pózniej została uko-chaną żoną najstarszego syna króla Zwycięskiego i przy koronacji na królową przyjęłaimię Wdzięczna.* * *Obudził mnie blask słońca.Najwyrazniej ktoś był w komnacie i otworzył okiennice.Na skrzyni położono ręcznik, ustawiono misę i dzban z wodą.Byłem za to wdzięcz-ny, ale nawet umycie twarzy mnie nie odświeżyło.Każdy ruch sprawiał mi cierpienie,a w dodatku byłem nieswój, mając świadomość, że ktoś wszedł do komnaty i zachowy-wał się w niej zupełnie swobodnie, nie budząc mnie przy tym.Tak jak odgadywałem, okno wychodziło na morze, ale nie dane mi było napawaćsię pięknym widokiem.Jedno spojrzenie na słońce powiedziało mi, że zaspałem.Prędkosię ubrałem i rezygnując ze śniadania pośpieszyłem na dół, do stajni.Brus jednak niewiele miał dla mnie czasu tego ranka.122  Wracaj do warowni  poradził mi. Garderobiana, Chyżość, już tu słała po cie-bie Gąsiora.Będzie brała miarę na twoje ubrania.Lepiej nie marudz; mistrzyni Zciegużyje w zgodzie ze swoim imieniem i nie będzie zadowolona, jeśli zakłócisz jej porannąrutynę.Wystarczył niemrawy trucht pod górę  z powrotem do warowni  by ożyływszystkie bóle z poprzedniego dnia.Choć miałem ogromne obawy, co to się będziedziało, gdy już odnajdę mistrzynię Zciegu i poddam się braniu miary na ubrania, którychz pewnością nie potrzebowałem, jednocześnie czułem ulgę, że tego ranka nie znalazłemsię znowu na końskim grzbiecie.W kuchni zapytałem o drogę i w końcu odnalazłem mistrzynię Zciegu w komna-cie usytuowanej opodal mojej sypialni.Od progu zajrzałem niepewnie do wnętrza.Po-mieszczenie miało wysokie okna, przez które napływał słoneczny blask i łagodna słonabryza.Pod jedną ścianą stały jeden na drugim kosze przędzy i farbowanej wełny, a wy-sokie półki po drugiej stronie mieniły się tęczą najróżniejszych tkanin.Dwie młodekobiety rozmawiały nad krosnami.W dalszym kącie chłopak niewiele starszy ode mnie123 delikatnie kołysał nogą wprawiając w ruch wrzeciono.Nie miałem wątpliwości, że ko-bieta odwrócona do mnie szerokimi plecami to mistrzyni Zciegu.Dwie młode kobiety dostrzegły mnie i przerwały rozmowę.Mistrzyni Zciegu od-wróciła się, by sprawdzić, co je tak zainteresowało, i już w następnej chwili wzięłamnie w obroty.Nie zaprzątała sobie głowy imionami ani objaśnianiem mi własnej roli.W mgnieniu oka znalazłem się na stołku, okręcany, oglądany i obmierzany bez naj-mniejszego baczenia na moją godność, a nawet na moje człowieczeństwo.Zwracającsię wyłącznie do młodych kobiet, mistrzyni Zciegu skrytykowała moje ubranie, zauwa-żyła mimochodem, że z wymiarów i karnacji bardzo jej przypominam młodego księciaRycerskiego, następnie pytała pomocnice o opinię, przykładając do mnie coraz to nowezwoje tkanin. Ta będzie dobra  stwierdziła jedna z kobiet nad krosnami. Błękit doskonalepodkreśla jego ciemną cerę.Dobrze wyglądałby na jego ojcu.Co za szczęście, że księż-na Cierpliwa nie musiała oglądać tego chłopca.Taki podobny do księcia Rycerskiego,że nie zostałby jej nawet okruch dumy.124 I właśnie wówczas, gdy tak stałem obwieszony udrapowanymi wełnami, po razpierwszy usłyszałem historię, którą w Koziej Twierdzy każdy znał na pamięć.Na długoprzed tym, nim książę Rycerski mógł sam powiadomić żonę, wieść o moim istnieniudotarła do zamku, zadając księżnej Cierpliwej ogromny ból.Ona przecież nie mogłamieć dzieci i choć mój ojciec nigdy nie wyrzekł złego słowa, wszyscy odgadywali, jaktrudno mu się pogodzić z brakiem potomka, któremu by mógł przekazać dziedzictwo.Księżna Cierpliwa, osłabiona poronieniami i podupadła na duchu, zupełnie się zała-mała.Jej małżonek zrzekł się praw do tronu nie tylko czyniąc zadość zwyczajowemuprawu, ale i dla jej dobra.Zabrał schorowaną żonę do krainy o łagodnym klimacie,skąd pochodziła.Podobno żyli tam szczęśliwie, księżna Cierpliwa powoli wracała dozdrowia, a książę Rycerski uczył się zarządzania bogatą w winnice doliną.Księżna Cierpliwa, niestety, winiła Brusa za uczynek męża w tym samym stopniu cosamego księcia Rycerskiego.Nie mogła znieść widoku sługi.Brus, nie dość, że chromy,to jeszcze opuszczony przez swego pana, nie był już tym samym człowiekiem.Swegoczasu żadna kobieta nie minęła go obojętnie; pochwycić jego spojrzenie oznaczało za-służyć sobie na zazdrość każdej innej, dorosłej na tyle, by nosić spódnice.A teraz?125 Nazywali go starym Brusem, choć był w kwiecie wieku.I jeszcze każdy byle służącyplotkował ile wlazło o uczynku jego pana.Powtarzali, że nie ma tego złego, co by nadobre nie wyszło.Przecież książę Szczery bardziej pasował na następcę tronu niż książęRycerski [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl