[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skąd to poszło, że cię wariatem nazywają, nie wiem doprawdy;ale to, co mówisz, to tak wygląda; ciskasz się i na siebie samego, i na drugich, tylko nie naSokratesa.APOLLODOR.Ależ, mój kochany, przecież ja doskonale wiem, co mówię, kiedy jak  odrzeczy gadam o sobie i o was.PRZYJACIEL Apollodorku, nie warto się teraz o to sprzeczać.Lepiej nie odchodz od rzeczy izrób to, o cośmy cię prosili: opowiedz nam, co tam mówiono.APOLLODOR.Ano, mówiono tam takie rzeczy mniej więcej.Ale może lepiej, że i ja spró-buję od początku wszystko opowiedzieć, tak jak tamten mnie opowiadał.Mówił tedy, że go przypadkiem spotkał Sokrates, świeżo umyty i z podeszwami na no-gach, a to mu się rzadko zdarzało; więc go zapytał, dokąd idzie, że się taki ładny zrobił.A tamten powiada, że:  Na ucztę do Agatona; bom mu wczoraj uciekł z tego uroczystegoprzyjęcia, które urządził z okazji swego zwycięstwa; bałem się, że będzie dużo hołoty, alemobiecał przyjść na drugi dzień.I takem się oto wystroił, żeby się ładnie pokazać u takiegoładnego człowieka.No a ty  powiada  co myślisz; nie zechciałbyś tam pójść na ucztę bezzaproszenia? A ja  powiada  mówię, że: Tak jak ty rozkażesz. No to chodz  powiada  przekręćmy tekst przysłowia,  że się i na uczty do dzielnychmężowie dzielni zbierają, choćby ich nie proszono.Bo zdaje mi się, że Homer nie tylkoprzekręcił tekst, ale i na złość uczynił temu przysłowiu; zrobił przecież Agamemnona nad-zwyczaj tęgim wojownikiem, a Menelaosa przedstawił jako lichego żołnierza, a jednak kiedyAgamemnon składa ofiarę i wyprawia ucztę, przychodzi do niego Menelaos bez zaproszenia;on, gorszy, na przyjęcie do lepszego niż sam.Kiedy to ten usłyszał, tak powiada:  Boję się doprawdy, że i ja tak pójdę; nie jak ty mówisz,tylko tak podług Homera; ja w mojej nędznej osobie, bez zaproszenia, będę szedł na zabawę dotak światłej osobistości.Może byś mnie przynajmniej tam jakoś wytłumaczył, kiedy mnie cią-gniesz; bo ja się nie przyznam, żem przyszedł nieproszony, tylko żeś ty mnie prosił. Razem  powiada Sokrates  pójdziemy i naradzimy się, co który ma mówić, gdyby dru-gi był w kłopocie.Więc chodzmy!Tak mniej więcej  powiada  porozmawiali i poszli.Po drodze Sokrates się coś bardzozamyślał i przyzostawał w tyle, a kiedy na niego Arystodemos czekał, kazał mu Sokrates iśćnaprzód, tak że ten się w końcu znalazł przed drzwiami Agatona i zastał je otwarte.Wtedy powiada  zabawna mu się rzecz zdarzyła.Bo zaraz jakiś chłopak wyszedł stamtąd i wprowa-dził go do sali, gdzie się już było ułożyło całe towarzystwo, a właśnie miano się zabierać dojedzenia.Natychmiast go Agaton zobaczył i woła:  Oho! Arystodemie, w sam czas przysze-dłeś, zjemy razem; ale może masz jakiś inny interes, to lepiej odłóż go na inny raz; ja cię iwczoraj szukałem; chciałem cię zaprosić, alem cię nie mógł znalezć.A Sokratesa czemużeśnam nie przyprowadził? Ja się  powiada  obracam, a tu ani widać, żeby Sokrates nadchodził.Więc powiedzia-łem, że to niby ja z Sokratesem przyszedłem, bo on mnie tu na przyjęcie zaprosił. Bardzoś dobrze zrobił  powiada  doprawdy; ale gdzież on? Za mną zaraz szedł; ale dziwię się już i sam, gdzieby on mógł być. Skocz no, chłopcze  powiedział Agaton  i przyprowadz Sokratesa, a ty, Arystodemie,proszę cię, ułóż się koło Eryksimacha.40 I zaraz mu, powiada, chłopiec nogi obmył, żeby się mógł ułożyć, a któryś inny chłopakwrócił z wieścią, że Sokrates poszedł w inną stronę i stoi w ganku u sąsiadów, a kiedy gowołać, nie chce wejść. Ej, pleciesz  powiada Agaton  zaraz go poproś i przyprowadz!A ten powiada:  Nie, nie, dajcie mu pokój.On już ma taki jakiś zwyczaj; niekiedy, bywa, odejdziena bok gdzie bądz i stoi.On zaraz przyjdzie, moim zdaniem.Zostawcie go, dajcie mu spokój. Ano, niech i tak będzie, jeżeli tak uważasz  powiedział Agaton  ale nam tutaj możecie,chłopcy, podawać! Podawajcie, co chcecie, bo nikt nad wami nie stoi.Ja tego nigdy nie robię.Niech się wam zdaje, żeście sami zaprosili na wieczerzę i mnie, i resztę towarzystwa, więcprzyjmujcie nas pięknie, abyśmy was mogli pochwalić.Potem  powiada  zaczęto jeść, ale Sokrates nie wchodził.Zaczem Agaton ciągle kazałposyłać po Sokratesa, a ten odradzał.Nareszcie nadszedł i nie bawił nawet tak długo jak zwy-kle, ale trafił tak na połowę wieczerzy.Zaczem Agaton, który leżał właśnie na szarym końcu: Tutaj  powiada  Sokratesie, koło mnie się ułóż; niech i ja coś wezmę z tej mądrości, którąś tamna ganku zdobył.Boś oczywiście coś mądrego znalazł i masz; inaczej byłbyś pewnie stał dalej.A Sokrates usiadł i powiada: Dobrze by to było, mój Agatonie, gdyby się to tak można zetknąć i przelewać mądrość zpełniejszego do bardziej próżnego z nas dwóch, tak jak to woda przepływa po wełnie z peł-niejszego kieliszka do mniej pełnego.Jeżeli z mądrością podobnie, to bardzo sobie cenięmiejsce koło ciebie, bo wierzę, że się potrafię od ciebie nassać i dużo, i bardzo pięknej mą-drości.Moja mądrość jest licha i ledwie się świeci, ot, tak jak przez sen; ale twoja lśni i przy-rasta szybko; ot i przedwczoraj: młody człowiek jesteś, a jakim ona blaskiem zajaśniała, jaksię objawiła potężnie w obliczu przeszło trzydziestu tysięcy Hellenów. Szelma jesteś, Sokratesie  powiedział Agaton  ale my jeszcze o tym niedługo pogadamy, ja ztobą, o tej mądrości, a będzie nas sądził Dionizos.A teraz przede wszystkim bierz i jedz.Potem  powiada  ułożył się Sokrates i zjadł, a inni też; każdy odlał z kielicha trochę na-poju na cześć bogów, pochwalili boga śpiewem wedle zwyczaju i przystąpili do trunków.Zaczem Pauzaniasz tak mniej więcej mówić począł: Dobrze, moi panowie, ale jakby to można sobie ułatwić to picie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl