[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gardena jest bardzo blisko Compton.A co znieobecnościami Amandy w liceum?- Też nie ma się czym chwalić.Podobnie jak Brett, lubiła wagarować.- Ile miała lat, kiedy wyleciała ze szkoły?- W ostatniej klasie.Miała osiemnaście.- Była mniej więcej w tym samym wieku co ojciec Fabian - zauważył Hunter.- Agdzie mieszkała? - Podszedł do dużego planu Los Angeles, rozpiętego na wschodniej ścianie.Hopkins rzucił okiem na wydruk.- South Ainsworth Street w Gardenie.Hunter znalazł ulicę i wbił tam czerwoną pinezkę, a pózniej wrócił do kartki zinformacjami o ojcu Fabianie.Niebieską pinezką oznaczył ulicę, przy której mieszkał wmłodości ksiądz.Wszyscy w milczeniu patrzyli na mapę.- Cholera - powiedział Garcia.- Mieszkali zaledwie sześć przecznic od siebie.Rozdział 76Garda i Hopkins podeszli bliżej do planu miasta.- Dziedaki w tym samym wieku trzymają ze sobą.Mogli należeć do tej samej bandyulicznej - zasugerował Hopkins.- W Los Angeles dzielnice trzymają się osobno - zaoponował Garcia - a w Comptonwłaśnie tak jest.Zwłaszcza jeżeli chodzi o niechęć do Gardeny.Hunter pokiwał głową.- Tak, ale to było dwadzieścia pięć lat temu.Wtedy jeszcze nie było tak zle.Niemieliśmy tej skali problemów z gangami co dzisiaj.I dzielnice nie były do siebie tak wrogonastawione.- To prawda - przyznał Hopkins.Hunter przyglądał się planowi przez dłuższą chwilę, a pózniej sprawdził godzinę.- Nic lepszego nie mamy, więc może byśmy złożyli wizytę w ich dawnych szkołach izobaczyli, co da się znalezć, popytali i pomyszkowali trochę, sprawdzili w archiwach -powiedział, dając Hopkinsowi znak ręką, żeby podał mu wydruk z informacjami o Amandzie.- Mam pojechać do tych szkól? - spytał Hopkins.- Pochodzimy od jednej osoby do drugiej.Poza tym na pewno będą mieli jakieśinteresujące zdjęcia.- Hunter odwrócił się i spojrzał na Gardę.- Ja pojadę do dawnej szkołyksiędza w Compton, a ty do szkoły Amandy w Gardenie.Garcia skinął głową.- Wciąż sprawdzam te dwa zdjęcia, które znalezliście w domu w Malibu.W baziedanych osób zaginionych i wydziału zabójstw - Hopkins wrócił do komputera i parę razykliknął myszą.Na ekranie pokazały się oba zdjęcia.- Na razie nie ma nic ciekawego.- To próbuj dalej - powiedział Hunter zachęcająco i zauważył wyraz powątpiewaniana twarzy Hopkinsa.- Coś nie tak?- Myślałem trochę o tym.A jeżeli te dwie osoby zostały zabite jakiś czas temu? Możenawet lata temu? - powiedział Hopkins, nie spuszczając oczu z fotografii.- To by wyjaśniało,dlaczego jeszcze ich nie znalezliśmy i dlaczego nie ma żadnego powiązania.Może zabójcazaczął mordować dawno temu i z jakiegoś powodu musiał przestać.A teraz wrócił.- Trochębezmyślnie spojrzał na zegarek.- Sukinsyn - powiedział Hunter.Jego szeroko otwarte oczy wędrowały to na ekran, tona Hopkinsa.- Co takiego zrobiłem? - spytał Hopkins zdenerwowany.- Tych dwoje nie zginęło dawno temu - powiedział Hunter z przekonaniem.- Zostalizabici w ciągu ostatnich pięciu miesięcy.Garcia ściągnął brwi, próbując dotrzymać kroku swojemu partnerowi.- A skąd wiesz?- Jego zegarek - powiedział Hunter, stukając palcem w ekran.Garcia i Hopkins pochylili się i zmrużyli oczy, próbując dostrzec szczegóły częściowoukrytego zegarka na lewym nadgarstku mężczyzny.Garcia po kilku sekundach się poddał.- Nie widać całego zegarka - powiedział, prostując się.- Połowa jest odciętakrawędzią zdjęcia.- Cholera! - odezwał się Hopkins.- To pamiątkowy zegarek Lakersów z finałów NBA.Serię tych zegarków wypuszczono w lipcu po finałach NBA w czerwcu.- Skąd wiesz?- Bo ma taki sam - powiedział Hunter, a oczy wszystkich skierowały się na nadgarstekHopkinsa.- Sprawdzcie w kostnicach.Przejrzyjcie to, co znaleziono przy zwłokach płcimęskiej w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy.Jeżeli znajdziemy zegarek, znajdziemy ofiaręnumer jeden.Rozdział 77Tamtego dnia ranoCzuł się zmęczony, ale tamtej nocy prawie nie spał.Głośny nieprzerwany hałasdobiegający z sąsiedniego pokoju budził go za każdym razem, kiedy zapadał w sen.Powiniensię już do tego przyzwyczaić.Zduszone męskie głosy - faceci ryczący jak ranne zwierzęta ikobiety wrzeszczące piskliwie: Mocniej, skarbie, mocniej.Te odgłosy wdzierały się do jegopokoju co wieczór i co noc.Bywało, że budził się ze snu o kalifornijskim trzęsieniu ziemi.Potężne walenie o ścianę jego pokoju trzęsło łóżkiem i meblami.Nie wiadomo dlaczego, alepoprzedniej nocy wrzaski były jeszcze głośniejsze, walenie bardziej nieustępliwe, niemalgwałtowne.I nie ustało aż do piątej nad ranem.Wyszedł z hotelu wcześnie, jak co dzień.Zatrzymywał się najpierw w niewielkimkościele katolickim kilka przecznic od ulicy, przy której mieszkał.Obrażało go to, że takibrudny, zapuszczony hotel, w którym urzędowały prostytutki i handlarze narkotyków,znajdował się tak blisko świątyni.Kiedy już znajdzie to, czego szuka, nigdy nie wróci do tegomiasta.To nie jest miasto aniołów, to jest miasto grzechu.Miasto szatana.O dziewiątej rano temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni.Ludzie na ulicachmieli na sobie płaszcze z postawionymi kołnierzami.W wejściu do opuszczonego sklepusiedział nieogolony mężczyzna w poplamionym podkoszulku i podartej marynarce, próbującosłonić się od wiatru.Drapał się w wystający spod podkoszulka brzuch i popijał z butelkiukrytej w brązowej papierowej torbie.Spojrzał na mężczyznę i wtedy włóczęga wyciągnąłrękę, prosząc bezgłośnie o wsparcie.Poczuł gniew, który rósł i ogarniał całe jego ciało,mocniej zacisnął palce na metalowym krucyfiksie0dziwacznym kształcie, który trzymał w kieszeni, walczył z odruchem, żeby niezasypać żebraka ciosami i kopnięciami, aż zaleje się krwią.Pewnie wpatrywali się w siebieponad pół minuty.Mężczyzna poczuł, że skóra dłoni mu pęka, bo wdzierają się w nią ostrekrawędzie krzyżyka.Po chwili dłoń była lepka od krwi.- Dziękuję Ci, Panie Boże - szepnął do siebie, oderwał wzrok od pijaka i nakazał sobiezawrócić i iść dalej.Stanął na chodniku, czekając, aż zmienią się światła.Ruch się wzmagał.Poczułsuchość w gardle, pomasował szyję i pokręcił głową na boki.Zobaczył coś kątem oka napierwszej stronie gazety w kiosku i cały zesztywniał.Zrobił wielkie oczy i otworzył usta zezdumienia.Nie wierzył własnym oczom.Zadrżał na całym ciele1serce mu zabiło jak młot.Bóg był po jego stronie, teraz był tego pewien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]