[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Sądzisz, że jest w separacji z Ansteyem?– Tak – powiedział Burden zdecydowanie.Wyglądało na to, że Wexford nie ma już ochoty na kpiny i zaczyna go interesować to opowiadanie.– My nie wierzymy, że zgubiła zapalniczkę, ale ona jest o tym przekonana.A jeżeli ona jej nie zgubiła, tylko zostawiła leżącą gdzieś na wierzchu albo w torebce, to kto jest teraz jej właścicielem? Oczywiście jej błędny mężuś.Prawdopodobnie Smith rozwiódł się z nią z powodu Ansteya.A to oznacza cudzołóstwo, i człowiek, który dopuścił się tego raz, dopuści się i drugi.– Otóż i nasz surowy moralista – powiedział Wexford śmiejąc się.– Nie wiem, czy zgodzę się z tobą tak do końca.Podejrzewasz, że Anstey kręcił z Anitą i dał jej zapalniczkę.Cóż, Mike, brzmi to nawet nieźle, ale nie masz żadnego prawdziwego powodu, aby sądzić, że Anstey zostawił żonę.Nie zapominaj, że trwają wakacje wielkanocne i zamężna nauczycielka może przeżywać chwile osamotnienia.– W takim razie, dlaczego mówi, że musi żyć tylko ze swojej pensji? – spytał Burden z triumfem.– To, co opowiadała o sprzedaży swojej biżuterii, też jest prawdą, bo widziałem ją w sklepie Knobby Clarka.– Postawię ci drinka – rzekł Wexford wyglądając na zadowolonego.– Szkocka – stwierdził Burden, kiedy tamten wrócił do stolika.– To miło z pana strony.Na zdrowie!– Za twoje odkrycie! – Wexford podniósł szklankę.– A gdzie znajduje się teraz Anstey? – spytał.Burden wzruszył ramionami.– Gdzieś tutaj.Pewnie pracuje dalej w swoim fachu.– A tak przy okazji, skoro jesteś już taki bystry, bez wątpienia będziesz wiedział, dlaczego mężczyzna o nazwisku Anstey, idąc na randkę z dziewczyną podaje nazwisko poprzedniego męża swojej żony? Zauważ, że nie tylko Smith, ale wręcz Geoff Smith.– Tego nie wiem – odparł Burden zbity z tropu.– Albo dlaczego zabił dziewczynę i co było motywem zbrodni?– Podejrzewając Kirkpatricka braliśmy pod uwagę zazdrość.Nie wiemy również, co stało się z pięcioma setkami funtów, które Anita miała w torebce.– W takim razie, mój drogi, dlaczego nie poczekał, aż wrócą do samochodu, nie pojechał w jakieś ustronne miejsce i tam jej nie zabił? Nie zabija się kobiety w obcym domu, zostawiając za sobą obciążające ślady, kiedy można na przykład to samo zrobić w ciszy lasu Cheriton.I jeszcze jedno.Ruby i Monkey obydwoje sądzili, że on wróci.Monkey napisał do mnie dlatego, że chcieli, abyśmy go schwytali, nim to zrobi.Dlaczego więc tego nie zrobił?– Przypuszczam, że się bał.Nie wiemy, gdzie się w tej chwili znajduje.Może wrócił do domu? Kto to może wiedzieć? – Burden pokiwał smętnie głową i powtórzył: – Nie wiem.– Może pani Anstey będzie wiedziała.Dopij już drinka, bo zamykają.Na ulicy pachniało późną wiosną.Niebo, przez cały dzień czyste, teraz stało się ciemnoszare, a chmury przesłoniły księżyc.Doszli do mostu.Spod tunelu wyłonił się łabędź i przepłynął dalej oświetlony blaskiem bijącym z latarni.Na wodzie odbijały się ich rachityczne cienie.Wexford ogarnął wzrokiem prawie pustą główną ulicę miasta, perliste, żółto-białe światła lamp i ciemne dziury nieoświetlonych, wąskich, bocznych uliczek.W wysokiej ścianie wyrastającej przed nimi przez okno wychylała się dziewczyna machając ręką jakby była w teatralnej loży.W dole lampa w stalowej oprawie płonęła ciepłym blaskiem, a w jej świetle, gapiąc się w górę, stał młody mężczyzna.– „Księżycu mój rozkoszy” – zacytował miękko Wexford – „co nigdy nie gaśniesz.”– Drayton miał ją zostawić w spokoju – powiedział Burden gorzko i spojrzał na żółtawy, częściowo przesłonięty chmurami księżyc.ROZDZIAŁ XVRano znowu padał deszcz.Z wyglądu nieba można było wywnioskować, że był to jeden z tych dni, kiedy leje od świtu do zmierzchu.Próbując dodzwonić się do Sewingbury, Wexford trzymał słuchawkę w jednej ręce, a drugą wyciągnął, aby opuścić żaluzję.Słuchał sygnału, kiedy wszedł Drayton.– Przyszła pani Anstey, sir.Mijałem się z nią wchodząc tutaj.Wexford odłożył słuchawkę.– Przynajmniej raz góra przyszła do Mahometa.– Czy mam ją zawołać?– Chwileczkę, Drayton.– To był rozkaz, wypowiedziany raczej ostro i z pewną naganą w głosie.Młody człowiek stanął i posłusznie odwrócił się.– Dobrze się bawiłeś wczorajszej nocy?Twarz Draytona stężała, stała się jeszcze bardziej tajemnicza i ostrożna niż zwykle, ale bynajmniej nie niewinna.– Tak, dziękuję, sir.Deszcz walił o szybę.W gabinecie zrobiło się całkiem ciemno, tak jakby o wpół do dziesiątej rano nastała noc.– Zdaje się, że jeszcze nie poznałeś tutaj zbyt wielu młodych ludzi? – Pytanie to wymagało serdecznego, wujowskiego tonu, ale Wexford wypowiedział je groźnie.– Faktycznie, sir.– Szkoda.Bóg jeden wie, skąd moja córka bierze ich w takich ilościach.Zawsze urządza te.– „Jak to było?”.Burden zwrócił mu na to uwagę.Aha.– Imprezy u nas w domu.Ale to całkiem przyzwoita i porządna kompania, jeżeli tylko nie przeszkadza ci hałas.Ale chyba nie przeszkadza ci, co?Drayton stał i nie odzywał się będąc wcieleniem ciszy.– Musisz się kiedyś przyłączyć – spojrzał na niego zimno i ponuro.– Sam – dodał.– Dobrze, sir.Zrobię to.– W porządku.Powiem Sheili, żeby się z tobą skontaktowała.– Z jego głosu zniknęła surowość i zastąpiła ją ludzka uprzejmość.– A teraz poproś panią Anstey – dodał.Deszcz wywołał u Wexforda uczucie niemal klaustrofobicznego odosobnienia.Czuł się jakby został zamknięty w ścianach lejącej się dookoła wody.Słyszał ją płynącą po szybie i parapetach i spadającą na nagie kamienne ciała umieszczone na freskach.Żałował, że mimo wszystko deszcz nigdy nie mył ich dokładnie pozostawiając szaro-blade smugi.Zapalił górne światło, kiedy do pokoju wszedł Burden z kroczącą za jego plecami panią Anstey.Obydwoje przemoknięci byli do suchej nitki.Wyglądali jak niesamowite stworzenia z podwodnych głębin.Pani Anstey miała przewieszony przez ramię parasol, z którego woda ciurkiem spływała jej do butów i na podłogę gabinetu.– Musiałam przyjść – odezwała się.– To był taki impuls.Często kieruję się nagłym impulsem.Po waszym wyjściu zaczęłam zastanawiać się, o co też mogło chodzić z tą dziewczyną, o której wspomnieliście.– Nawet jej śmiech zabrzmiał jak woda, bulgoczący, ale mimo to niezdecydowany i wahający się.– Przyjechałam tutaj pierwszym autobusem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl