[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To się już dzieje, tu, uNidecków, a ja nie widzę, żeby mieli nakaz.Jeśli ktoś spróbuje wejśćdo domu bez nakazu, to.Mówię ci, przyjedz tu, i to zaraz.Skręcił do biblioteki, bezszelestnie podszedł do biurkai spojrzał na ekran.Lista wiadomości ciągnęła się od dołu do góry.Zaczął czytać tematy. SOS", pisała Celeste, wielokrotnie. Ostrzeżenie" - to od Billie. W drodze" - Phil.Ostatnią wiadomość przysłała Grace: Lecimy zSimonem".Dwie godziny wcześniej.Zatem o to chodziło Jimowi.Wylądowali najprawdopodob-niej na lotnisku okręgu Sonoma, a resztę drogi musieli pokonaćsamochodem.Ile czasu potrzebowali?Kolejne samochody przed domem.Ostatnia wiadomos'ć od Billie nadeszła godzinę wcześniej: Cynk:chcą cię przymknąć".Był wściekły, ale kalkulował na zimno.Co mogło wywołać tenkryzys? Czy ktoś widział ich nad ranem ze Stuartem? Galion zpewnością nie pisnąłby nawet słowa.A zresztą, czy na tak wątłejpodstawie można wszcząć wielką kampanię?Karetka.Po co karetka? Czy doktor Cutler uzyskała prawo doopieki nad Stuartem i postanowiła zabrać go do szpitalapsychiatrycznego albo do więzienia? Bo przecież ten kobiecy głosnależał do niej, czyż nie? Ale był jeszcze jeden.Jakaś kobieta mówiła zobcym akcentem.Wyszedł z biblioteki.W wielkim salonie poczuł pod stopamimiękkie, orientalne dywany, a po chwili był już przy drzwiach.Kobieta z obcym akcentem - zapewne rosyjskim - tłumaczyławłaśnie, że ma bogate doświadczenie w tego typu spławach i jeśli tylkofunkcjonariusze będą z nią współpracować, wszystko pójdzie jak pomaśle.Bo zwykle tak właśnie idzie.Męski głos, nieco złowróżbnieprzeciągający sylaby, natychmiast udzielił jej wsparcia.To Jaska,pomyślał Reuben.Tak, czuł jego zapach.Teraz wyczuł także kobietę.Ona kłamie, pomyślał.Degeneratka.Poczuł pierwszy skurcz i odruchowo położył prawą dłoń nabrzuchu.Poczuł pod nią ciepło. Jeszcze nie szepnął. Jeszcze nie. Na ramionach czuł zkolei chłód.Na karku też.- Jeszcze nie.Na zewnątrz było coraz ciemniej; za kilka minut miało zajść słońce,a przy takiej pogodzie oznaczało to rychłe nadejście nocy.Wokół domu musiało się zebrać już co najmniej piętnaście osób.Wyczuwał na drodze kolejne samochody.Jeden z nich zatrzymał się pochwili w pobliżu frontowych drzwi.Bez trudu mógł się dostać do sekretnej sali, ale co by się stało,gdyby Galton o niej wiedział? A jeśli nie wiedział o niej absolutnienikt? Jak długo mogliby się tam ukrywać?Doktor Cutler wdała się w dyskusję z rosyjską lekarką.Nie życzyłasobie, by Stuart został skierowany na przymusowe leczenie.Nie byłanawet pewna, czy Stuart tu jest, ale Rosjanka upierała się, że jest, żedostała informację z bardzo pewnego zródła.Nagle w dyskusji pojawił się nowy głos: głos jego matki.A w tlejakby niski głos Simona Olivera.- Pokażcie mi nakaz zatrzymania, jeśli marzy wam się, żezabierzecie stąd mojego syna wbrew jego woli.Chyba jeszcze nigdy tak się nie cieszył, słysząc jej głos.Tuż zadrzwiami pobrzmiewał też szmer rozmowy Phila i Jima.Szacowali, żena miejscu jest już dwudziestu funkcjonariuszy, i zastanawiali się, corobić.Reuben drgnął, usłyszawszy jakiś szmer w głębi domu.Skurcze były teraz silniejsze.Czuł, jak otwierają się poty w jegoskórze, czuł mrowienie we wszystkich mieszkach włosowych.Siłąwoli powstrzymał przemianę.Szmer dobiegał od strony korytarza.Reuben dałby głowę, że ktośwychodził z piwnicy po drewnianych stopniach.Skrzypnęły drzwi.Tak, to te drzwi.Z półmroku wyłoniła się powoli wysoka postać, a po jej lewejstronie - kołejna.Blask bijący od strony oranżerii był zbyt mocny, byReuben mógł rozpoznać twarze przybyszów.- Jak się tu dostaliście? rzucił wyzywająco.Podszedł ku nimśmiało, ignorując skurcz żołądka.Czuł rumieńce na policzkach.-Wynoście się, chyba że macie nakaz sądowy.- Spokojnie, mały wilczku - odezwał się jeden z przybyszów.Drugi, który stał bliżej korytarza, włączył światło.To był Felix.Atym, który przemówił, był Margon Sperver.Reuben omal nie krzyknął ze zdumienia.Obaj mieli na sobie ciężkie tweedowe marynarki i wysokie buty.Pachnieli deszczem i mokrą ziemią; twarze mieli zarumienione odchłodu i wiatru.Reuben poczuł ulgę.Odetchnął głęboko i złożył dłonie nawysokości twarzy.Felix wyszedł poza smugę światła wpadającą z korytarza.- Chcę, żebyś ich wpuścił - powiedział.- Nie wiesz jeszcze wszystkiego! - odparł Reuben.- Jest tu tenchłopak, Stuart.- Wiem.- Felix był zupełnie spokojny.- Wiem wszystko.-Uśmiechnął się, jakby chciał dodać Reubenowi odwagi.- Za chwilępójdę na górę po Stuarta i przyprowadzę go tutaj.Rozpal ogień, włączświatła.Gdy tylko Stuart będzie gotowy, wpuścisz ich.Margon już zaczął działać - włączał kolejno lampy.Salonstopniowo wyłaniał się z mroku.Reuben nie zastanawiał się długo.Skurcze osłabły.Na piersi czułstrużki potu.Szybko rozpalił w kominku szczapami dębiny.Margon najwyrazniej dobrze znał ten dom.Po chwili ogień płonąłtakże w bibliotece, w jadalni i w oranżerii.Margon miał długie włosy, jak na zdjęciu, tyle że związanerzemieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]