[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lepiej będzie, jeśli to zrobię sam.Pozostań na miejscu, już nikt nie powinien się naprzykrzać, a jeśli tak, to zawołaj Lippy'ego.- Sądzisz, że nie spartaczę czegoś.- Mam nadzieję - spojrzał z zatroskaniem - Nie wiem, dlaczego ciągle się tak niepokoję, ale masz w sobie coś, co budzi we mnie odruchy macierzyńskie.Prawdopodobnie to wina twych niebieskich oczu.- Mam brązowe oczy.- Mówiłem raczej o oczach duszy.- wyjaśnił Sam - W każdym razie, gdy mnie tu nie będzie, nie wdawaj się w żadne dysputy z obcymi, rozumiesz?Max potwierdził, czyniąc wyraz twarzy zapożyczony od Mr."Gi".Sam rzucił porozumiewawcze spojrzenie i przepadł gdzieś za barem.Niestety, przestrogi przyjaciela nie mogły się odnosić do pana Simes'a, który nagle stanął w drzwiach.Jego czerwona twarz była bardziej szkarłatna, niż zazwyczaj, a niewielkie, świńskie oczka błyszczały wśród dorodnych policzków niczym dwa guziczki.Wolno przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę posuwał się przejściem między stolikami, szukając miejsca dla siebie.Gdy dostrzegł Maxa, strzelił groźnym spojrzeniem, a w kącikach ust zagościł sadystyczny uśmieszek.- Pomyśleć tylko, że ten dziarski młodzian przesiaduje w knajpie! - zawołał, zmierzając w kierunku Jonesa.- Dobry wieczór, Mr.Simes - podniósł się Max.- Tak, tak."Dobry wieczór"!.A co chciałbyś tak naprawdę powiedzieć, pętaku?- Nic innego, sir.- Mnie nie nabierzesz.Ja też chciałbym odpowiedzieć inaczej, niż powinienem, ale chyba zrobiłbym to znacznie lepiej od ciebie.Max nic nie mówił, zaś Mr.Simes ciągnął swoje.- Nie zapraszasz mię, żebym się przysiadł?- Zechce pan usiąść - wydeklamował bezbarwnie Max.- Coś podobnego! Nasz geniusz życzy sobie, abym usiadł przy jego stoliku!Zajął miejsce, zawołał kelnera, złożył zamówienie i ponownie zwrócił się do Maxa.- A czy ty chociaż wiesz, dlaczego dosiadłem się do ciebie?- Nie, sir.- Żeby ci wyrwać jeden ząbek, słoneczko.Od kiedy stałeś się czarownikiem w programowaniu, Kelly uważa cię za swego ulubieńca.faworyta.pieszczocha.pieszczoszka.Ale u mnie niczego nie zyskałeś.I zapamiętaj sobie: jeśli zechcesz wodzić za nos także Hendrixa, wtedy do akcji wejdę ja i wyrzucę cię ze sterowni.Ogniem wypalę, jeśli nie będzie można inaczej, rozumiesz? Max czuł, jak grdyka zaczyna mu drgać nerwowo.- Co pan miał na myśli, mówiąc o "czarowniku"?- Wiesz lepiej, niż ja.Wyuczyłeś się na pamięć tuzin operacji, a wmawiasz Kelly'emu i profesorowi, że znasz całą książkę.Geniusz!.A wiesz, co to jest naprawdę? Szwindel!Całe szczęście, że Mr.Simes nie zdołał dokończyć swego przemówienia.Urwał nieomal w pół słowa, gdy na ramieniu poczuł czyjąś mocną dłoń, a po chwili dotarły doń spokojne słowa Sama.- Dobry wieczór, Mr.Simes.Ten z kolei zamrugał oczami, w końcu poznał, kto zacz i spuścił nieco z tonu, wywołując na twarz jedną z bardziej promiennych min.- A kogóż ja widzę.Glina we własnej osobie! Usiądź, chłopaczku.Napijesz się czegoś?- Jeśli pan nie ma nic przeciwko temu.- odparł Sam, przyciągając ku sobie krzesło.- Znasz tego krzepkiego młodzianina? - Simes wskazał oczami na Jonesa.- Z pewnością już go gdzieś widziałem.- Nie spuszczaj go z oka.To rozkaz, rozumiesz! Niezły z niego cwaniaczek, zbyt cwany, jak na nasze przyzwyczajenia.Jest bardzo, bardzo cwany.Zadaj mu jakąś liczbę.między jedynką a dziesiątką.- Siedem.Mr.Simes uderzył pięścią w stolik.- I co, nie mówiłem? Ten chłopak znał tę liczbę, zanim ją sobie zdołałeś pomyśleć.Ale nie ze mną te numery.Pewnego dnia trafi na takiego, który wypali mu cyferkę na piersi, że zapamiętał ją już na całe życie.Zgadnij, kto to będzie? Tylko dlatego, że przy stoliku siedział Sam, Max zdołał zachować spokój.Jones zauważył, że przyjaciel pisze coś na odwrocie menu, po czym dyskretnie wzywa kelnera i wręcza mu kartę z pewną sumą pieniędzy.Mr.Simes, zbyt przejęty swą rolą, nie dostrzegł tych manewrów.Paplał bez przerwy, aż do chwili, gdy Sam nagle przerwał mu wywód, wskazując w stronę baru.- Mam wrażenie, że zdołał pan nawiązać jakieś ciekawe znajomości, sir.- Ja?.Sam wskazał raz jeszcze w tym samym kierunku: przy barze, na wysokim stołku siedziała Dolores, uśmiechając się zachęcająco do pijanego Simes'a, który po chwili, wyszczerzył zęby.- Tak, to moja cioteczna babka Sadie.Zerwał się z krzesła i niepewnym krokiem podszedł do dziewczyny.Sam zatarł ręce.- Tak, jego mamy już z głowy.Chyba ci nieco dogryzł, prawda?- Troszeczkę.Dziękuję, że w porę przyszedłeś.Inaczej nie byłoby z nim łatwo.ale szkoda mi Dolores.- Nie przejmuj się.Umiem docenić oficera, który zachowuje się jak oficer, ale ten.- spojrzał chłodnym wzrokiem - Jeśli chce komuś zajść za skórę, powinien to robić w czasie służby, a nie w knajpie.Mniejsza z nim.Mam wrażenie, że ostatnio wydarzyło się parę zmian.W każdym razie rzeczy wyglądają nieco inaczej, niż w chwili, gdy wyruszaliśmy z Ziemi.- Też tak sądzę.- Podoba ci się w "saunie"?- Bardziej, niż potrafiłbym to opowiedzieć.Przede wszystkim robię szybkie postępy.tak mówi Kelly.Nie narzekam.Jest tam całkiem miło i gdyby nie ten facet.- wskazał na Simes'a.- Nie przejmuj się.Nawet w najlepszej zupie można spotkać muchę.Nie pozwól mu tylko, żeby przyszył ci łatkę.- Oczywiście.Sam rozejrzał się wokół i zniżył głos do szeptu.- Jesteś gotowy do skoku?- Co?- Właśnie dopiąłem wszystko na ostatni guzik.Wszystko jest już gotowe.Z największym trudem przyszło mu zdobyć się na odpowiedź.Choć dobrze wiedział, że w gruncie rzeczy jego sytuacja niewiele się poprawiła, a ten nagły awans nie usuwa niebezpieczeństwa, które ciągle wisiało nad jego głową, trudno mu było jednym słowem przekreślić wszystkie dotychczasowe wysiłki.W sterowni spędzał większość czasu, polubił tę pracę i dałby wiele, żeby nie musiał dokonywać tego wyboru, przed którym stał w tej chwili.- Życzyłbym sobie, aby istniała jakaś inna możliwość.- Przecież ci już mówiłem, że istnieje.Twoja książeczka pracy w każdej chwili może się gdzieś zapodziać.Max podniósł głowę.- I co to by zmieniło? Oczywiście, zaokrętowałbym się gdzie indziej ale przecież nie o to chodzi.Chcę zostać na "Asgardzie".Umoczył palec w niby-piwie i zaczął kreślić jakieś wzorki na blacie stolika.- Ale dobrze wiem.- zaczął po chwili milczenia -.że powinienem uciekać.Gdybym wrócił na Ziemię, niczego sam bym nie zdziałał, o ile w ogóle uniknąłbym więzienia.- Bzdura!- Jak to?.- W każdej chwili możesz pozostać na statku.Już ja ci przygotuje takie doesier, że nawet dziecko nie miałoby bardziej chlubnego świadectwa swej niewinności.choć oczywiście muszę przyznać, że wolałbym cię mieć przy sobie.- Ale w jaki sposób?- Wystarczy zmienić gildię.W tej chwili możesz pełnić służbę w charakterze stewarda, pisarza lub kucharza.Jeśli papiery zginą i otrzymasz nowe, będziesz mógł zaczynać wszystko od początku i to jako rachmistrz lub kartograf.- A co z raportem do Centrali?- To samo.Odpowiednie papiery na odpowiednim miejscu.Jeden dokument zgubiony zastępuje nowy dokument, choć już nieco inny.Nieważne, jaki.Byleby liczba się zgadzała.- Powiedz mi w takim razie, dlaczego nie chcesz tego samego dla siebie? Z twoim sprytem.- O, nie.- Sam pokręcił smutno głową - Istnieją powody, dla których najchętniej skryłbym się gdzieś głęboko pod ziemią.Nie mam wyboru.Ponownie poweselał.- Na razie powiem ci tylko tyle: zanim prysnę ze statku, zdradzę ci swoje nowe nazwisko i coś jeszcze ze swojej przeszłości.A za dwa, trzy lata, może za lat dziesięć lub dwadzieścia będziesz mógł pojawić się na Nowej Ziemi i odwiedzić starego druha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]