[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdybyś, pani, nie była szlachcianką - odrzekł pułkownik trzymając103 się rycersko na wodzy - a ja człowiekiem niezwykle dwornych manier ianielskiej cierpliwości, dalibóg, rozpłatałbym ci głowę, aż mózg twójrozbryznąłby się po podłodze!Cisnął laskę w kąt i wielkimi krokami wyszedł, trzasnąwszy za sobądrzwiami.Generał załamał ręce.- Teraz jesteśmy doszczętnie zgubieni! - jęknął.- Donio Mariano,czemuż, na pięć mądrych panien, nie utrzymałaś języka za zębami?- Zapewne chciałbyś, abym i ja uczyniła to samo? - zapytała doaIzabela wzgardliwie.- Siostra moja przemówiła jak prawdziwa córarodu Barretów.- Zwiatłości mego życia - zawołał don Alwar chwytając ją za ręce icałując je żarliwie - czy dziewięć lat małżeństwa ze mną nie nauczyłocię, że honor twego rodu jest mi równie drogi jak mój własny? Proszęcię, pozwól pułkownikowi postawić na swoim jeszcze ten jeden raz;inaczej zejdzie na brzeg i naskarży na nas namiestnikowi.Wtedy nietylko nie dadzą nam wody i broni, ale może nawet zatrzymają nas wPaicie całe miesiące, póki wicekról nie rozpatrzy sprawy.Nakazawszy mi przysiąc, że nikomu nic nie powiem, doa Izabelaodprawiła mnie gestem i dalszego ciągu rozmowy już nie słyszałem.Napokładzie pułkownik miotał grozby i wymysły, żądając, by odwiezionogo łodzią na brzeg.Niebawem don Alwar wyszedł ze swej kajuty; po-szedłem za nim i usłyszałem, jak ściskając pułkownika mówi cicho:- Proszę cię, szlachetny panie, nie obrażaj się o ostry języczek mojejszwagierki! Złajałem ją porządnie i możesz być pewien, że surowoodpokutuje za swoje haniebne odezwanie się.A teraz błagam cię, pozo-stań z nami.Czyż nie podtrzymałem twojego autorytetu w sprawiesierżanta, każąc go natychmiast wychłostać?Pułkownik oświadczył, że nie zostanie na okręcie, gdzie tak małookazuje się poszanowania jego randze i wiekowi, ale widziałem, że104 zmiękł nieco i zgodzi się pozostać.Jednakże w tym delikatnym mo-mencie nadszedł główny nawigator i zaczął błagać generała o odłożeniechłosty.Tłumaczył, że sierżant wcale nie użył gwałtu na osobie puł-kownika, lecz tylko zaprotestował przeciwko jego nieuzasadnionejnapaści na chorążego.- Dość tego, mój panie - rzekł generał surowo.- Na przyszłośćwdzięczny ci będę, jeśli ograniczysz swoje propozycje do spraw żeglar-skich, a decyzje wojskowe pozostawisz pułkownikowi i mnie.Pedro Fernandez nie dał się jednak zbić z tropu.- Musisz, ekscelencjo, albo mnie wysłuchać, albo pożegnać się zemną - powiedział.- W całym forkasztelu wybuchnie burza, jeśli sier-żant dozna jakiegokolwiek dalszego upokorzenia.Już i tak gwardziścipułkownika pobili go i skopali niemiłosiernie na pokładzie.- Przyłożył rękę do brody, a to przecie oznacza rodzaj buntu, praw-da? - rzekł generał zaczynając się wahać.Główny nawigator pośpieszył wykorzystać uzyskaną przewagę.- Ponieważ wchodzi w grę honor nie tylko pułkownika, ale równieżtwoich szwagrów, ekscelencjo, obowiązkiem twoim jako dowódcyflotylli jest powołać świadków i gruntownie zbadać sprawę, nie zaśpozwolić, by jeden człowiek był jednocześnie oskarżycielem, sędzią ikatem.Don Alwar skinął na bosmana, który stał z uszanowaniem na ubo-czu.- Pójdz, zacny przyjacielu, co masz w tej sprawie do powiedzenia?- Z całym respektem dla pułkownika, ekscelencjo, i choć nie mojato sprawa, muszę powiedzieć, że główny nawigator nie jest daleki odprawdy.Jeśli wasza dostojność się nie rozmyśli, ręczę, że do wieczorana statku nie będzie ani jednego majtka umiejącego obchodzić się zżaglami.Speszony wielce don Alwar zwrócił się znów do pułkownika.105 - Drogi mój panie - rzekł drżącym głosem - ponieważ okazuje się,że pogląd moich oficerów nie zgadza się z twoim, może przystaniesz naformalne śledztwo? Udowodnisz - w co ufam niezbicie - że powodowa-łeś się jedynie chęcią utrzymania należytej dyscypliny i że słusznośćjest po twojej stronie, wówczas kara zostanie wymierzona w całej roz-ciągłości i wszystkim burzycielom zatka się usta.Ale jeszcze nim skończył tę przemowę, pułkownik przesadził burtę izszedł po jakubce.- A sierżant Dimas? - spytała doa Izabela pojawiając się u bokumęża.- Czy nie uwolni go się teraz? Główny nawigator przemówiłdzielnie w jego obronie.Doprawdy, wydaje się on jedynym oficeremna pokładzie, poza moimi braćmi, który ma dość odwagi, by wystąpićprzeciwko krzywdzie.- Ależ oczywiście, moja miła - odparł don Alwar nieszczęśliwymgłosem.- Sierżant jest wolny jak ptak.Wciąż jednak zależało mu bardzo na ugłaskaniu pułkownika.Gdytylko doa Izabela odeszła, posłał po don Lorenza i admirała i poprosiłich gorąco, aby udali się na ląd i użyli jakich zechcą argumentów, bylenakłonić marnotrawnego syna do powrotu.Zobowiązał się słowemhonoru, że jeżeli misja ta im się powiedzie, nigdy więcej nie pozwolipułkownikowi nadużyć swojej władzy; chociaż bowiem w obecnejchwili trzyma w ręku los wyprawy, gdy odpłyną na dobre z Peru, zu-pełnie przestanie być grozny.Nader chętnie zgodzili się obaj spełnić prośbę generała, a choć puł-kownik przysłał tymczasem łódz po swoje rzeczy, udali się za nim dojego mieszkania, by tam słodko i pokornie namawiać go do zmianypostanowienia.Admirał w zbytnim zapale oświadczył nawet, iż sier-żant w tej właśnie chwili otrzymuje chłostę.Pułkownik wprędce ustąpił.Jak się pózniej dowiedziałem, nie bar-dzo mógł postąpić inaczej, gdyż wicekról był o krok od posłania go dowięzienia za podobne pijackie ekscesy i mianował go pułkownikiem106 wyprawy na usilną prośbę nadzorcy portu Callao z zastrzeżeniem, bynie pokazywał się więcej w Peru, jak długo król nie zamianuje innegowicekróla.Dowodem, że ani przez chwilę nie zamierzał opuścić okrętu,był fakt, iż nie zabrał ze sobą bratanka, chorążego Jacinta de Merino,którego był opiekunem.Młodzian ten był po trosze dziwolągiem: lubiłsię stroić, na ile mu pozwalały jego skąpe środki, i torturować kastylij-ski język figurami retorycznymi i wymyślnymi konceptami tak, że nie-raz nie rozumieliśmy, co mówi.Stryja jednak bał się tak bardzo, że wjego obecności stał sztywno jak kołek, nie odzywając się słowem, chy-ba w odpowiedzi na pytanie.Tymczasem w Sali Map główny nawigator zbierał z półek swojeprzyrządy nawigacyjne i pakował je na nowo do skrzyni.Gdy zdjąłrównież z niszy nad stołem figurę Najświętszej Panny Opiekunki Sa-motnych i owinął ją w lnianą chustę, zapytałem go:- Don Pedro, co to znaczy?- Wyrzucam w błoto tysiąc pesos - rzekł - i może, kto wie, ratujęsobie życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl