X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypominając sobie każdy kolejny krok, pozwoliła sobie na luksuspodniecenia, wywołanego zadowoleniem z siebie.Trzy miesiące! Trzy długie miesiące - tyle czasu upłynęło od przyjęciaw Met, kiedy po raz pierwszy wpadła na pomysł ożenienia Karla-Heinzaz Zandrą.Ale pozostał on tylko nierealną fantazją; potrzebna była po-moc Becky V, by zaczął przybierać rzeczywiste kształty.Teraz, gdy pomyślnie udało się ukończyć fazę wstępną - jako że Beckyzainteresowała skutecznie Karla-Heinza kuzynką - nadeszła pora przy-stąpienia do drugiego etapu - kiedy wszystko było dosłownie w rękachDiny! Już rozkoszowała się bliskim zwycięstwem.Zwyciężę! - powtarzała sobie w duchu raz po raz.Muszę zwyciężyć!Nie tylko wybrały najbardziej dogodny moment - Dina wiedziała, żedrugi raz nie trafi się już taka okazja.Teraz albo nigdy, powiedziała sobie.Jeśli było coś bardziej upajającego lub uderzającego do głowy niż od-grywanie roli swatki prawdziwego księcia i przyszłej księżnej, jeszczetego nie zakosztowała.Ostatecznie dzięki małżeństwu księcia Karla-Heinza von und zu En-gelwiesen i Zandry, hrabianki Grafburg, Dina przy jednym ogniu upieczewiele pieczeni.Nie tylko potwierdzi i umocni własną pozycję i wpływy;za jednym zamachem odniesie wielki sukces towarzyski i uczyni tychdwoje swymi dozgonnymi dłużnikami.Ostrożnie, przestrzegła samą siebie.Niebezpiecznie jest przedwcze-śnie świętować zwycięstwo.Oderwała wzrok od obrazów Boldiniego i położyła rękę na aparacietelefonicznym.Pora przestać śnić na jawie i przystąpić do dzieła.Czasznalezć zajęcie dla rąk!Podniosła słuchawkę i wybrała prywatny numer Sheldona D.Faireyaw Burghleyu.* * *Obiad wprawił dyrektora Faireya w przyjemny, pogodny nastrój.Wrócił do pracy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, przekonany,że udał mu się mistrzowski ruch.Wchodząc do sekretariatu z błyszczą-cymi oczami, rzucił promienny uśmiech swej sekretarce, wspaniałejpannie Botkin. Bez wahania wstała zza biurka, by wziąć od niego płaszcz, szalik i rę-kawiczki.Sheldon uwielbiał jej zaaferowaną, przypominającą żoniną, krzątani-nę.Ta kobieta, chwała Bogu, nie należała do feministek.Z całą pewno-ścią nie.Panna Botkin - nalegała, by zwracano się do niej  panna , a nie  pa-ni - była jedną z ostatnich sekretarek w starym stylu.Nie tylko czuła siędumna z tego, że podaje swemu szefowi filiżankę kawy, ale nie ufała ni-komu i osobiście mełła ziarna, sporządzała napar, a potem podawała go,używając dużego, oficjalnego srebrnego serwisu, lnianych serwetek inajcieńszej porcelany.Wszędzie jakość mogła się pogorszyć, ale nie w tym biurze.Nie, pókiona żyje.Panna Botkin trzymała się kurczowo swych niewzruszonych,wiktoriańskich zasad z rzetelnością równie zdumiewającą, jak niemod-ną.Fairey przygładził swe srebrzyste włosy, poprawił krawat, a potemwkroczył dumnym krokiem do gabinetu i zamknął za sobą drzwi, by mócw samotności napawać się zwycięstwem.Szedł na obiad, spodziewając się najgorszego.Wrócił w nastroju euforii.I miał ku temu powód.Okazało się, że Leonard Sokoloff, producentogłupiających, okropnych seriali telewizyjnych, nie przypominał stereo-typowego hollywoodzkiego producenta, kolekcjonującego dzieła sztukitylko dlatego, że to zajęcie intratne czy modne.Bystry, wylewny i chytry jak lis, Sokoloff trzymał jeden palec na pul-sie telewidzów, a pozostałe na najrozmaitszych dziedzinach życia - odpolityki i filozofii do finansów i sztuki.Szczególnie sztuki nowoczesnej.Tak więc schlebianie temu człowiekowi - a raczej zabieganie o jegokolekcję sztuki współczesnej, która wkrótce miała pójść pod młotek -okazało się dla Faireya wielce przyjemnym doświadczeniem.Ale najbar-dziej zdumiał go sam Sokoloff; widać było jego prawdziwą pasję do dziełMondriana, Kline'a, Lichtensteina i Klee.Mówił o nich z takim uczu-ciem, jakby były jego dziećmi.Wprawdzie lepiej by zrobił, gdyby taką samą miłość okazywał własnejżonie, wtedy zbiory mogłyby pozostać nietknięte.Ale tak się złożyło, żepadły ofiarą jednego z trzech wielkich fatalnych wydarzeń, napędzają-cych klientów domom aukcyjnym - śmierci, zadłużenia i rozwodu - itrafiły na licytację z uwagi na to ostatnie.Fairey ze współczuciem pokiwał głową.Tak, jak każdy medal ma dwiestrony, tak nieszczęście jednego człowieka oznaczało dla innych radość. Niewątpliwie przegrany był w tym wypadku Sokoloff.Wielkimi zwycięz-cami staną się adwokaci, którzy otrzymają olbrzymie honoraria za prze-prowadzenie rozwodu, a także już niebawem była żona producenta, któ-ra bezlitośnie go wyżyłowała, oraz Burghley, który zarobi pokazną pro-wizję na sprzedaży jego kolekcji.Ponieważ Burghley - nie Christie, czy Sotheby, ale Burghley! - zajmiesię tymi obrazami! Uzgodnili to podczas obiadu.I dlatego właśnie Sheldon D.Fairey był taki zadowolony.Niespodziewane brzęczenie prywatnego telefonu przerwało mu błoginastrój.Pewny, że dzwoni żona, podniósł słuchawkę po drugim sygnale.- Słucham?- Sheldon! Kochanie!Ten przymilny i dzwięczny głosik z całą pewnością nie należał do Ni-ny Fairey.- Tu Dina.O, Chryste, pomyślał pan Fairey czując nieprzyjemne mrowienie.Aczemuż to, zastanawiał się, zawdzięczam ten dyshonor?- Dzień dobry, pani Goldsmith - pozdrowił ją ostrożnie.- Nie przeszkadzam ci, Sheldonie? Do jasnej cholery, pewnie, że przeszkadzasz! - miał ochotę warknąć.Oczywiście nic takiego nie powiedział.- Bo jeśli akurat jesteś czymś zajęty - ciągnęła wspaniałomyślnie Di-na - możemy porozmawiać pózniej.Pani Goldsmith okazująca delikatność? Nagle Sheldon D.Fairey zro-bił się nadzwyczaj czujny.Owa miła, łagodna Dina to było coś zupełnienie w jej stylu.- Ależ skądże znowu, wcale mi pani nie przeszkadza - skłamał, nawetsię nie zająknąwszy.- Nic a nic.- Tak się cieszę! Rozumiem, że u ciebie wszystko w porządku?- Tak, dziękuję - powiedział.Teraz do czerwonych światełek pulsują-cych mu w głowie przyłączyło się wycie syren.- A pani?- Och, wiesz.comme ci, comme �a.Ale generalnie całkiem niezle,jak sądzę.- Dina przeszła prosto do rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.