[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wyczekuję, najjaśniejszy panie odrzekł Kutuzow pochylając się z szacunkiem.Cesarz nastawił ucha, z lekka zachmurzony, okazując, że nie dosłyszał. Wyczekuję, najjaśniejszy panie powtórzył Kutuzow (książę Andrzej zauważył, że gór-na warga Kutuzowa drgnęła nienaturalnie w chwili, gdy mówił owo wyczekuję ). Niewszystkie kolumny jeszcze się zebrały, najjaśniejszy panie.Cesarz dosłyszał, lecz odpowiedz ta widać mu się nie podobała, wzruszył zgarbionymilekko ramionami, spojrzał na Nowosilcowa stojącego opodal, jakby tym spojrzeniem skarżyłsię na Kutuzowa. Michale Aarionowiczu, wszak nie jesteśmy na Carycynym Polu, gdzie nie zaczyna sięprzeglądu, nim nie przybędą wszystkie pułki rzekł cesarz, znowu spojrzawszy w oczy cesa-rzowi Franciszkowi, jakby zapraszając go, jeśli nie do wzięcia udziału w rozmowie, to choćbydo przysłuchania się temu, co on mówił, lecz cesarz Franciszek dalej rozglądał się nie słu-chając. Właśnie dlatego nie zaczynam, najjaśniejszy panie rzekł dzwięcznym głosem Kutu-zow, jakby uprzedzając możliwość, że go mogą nie dosłyszeć.W twarzy jego raz jeszcze cośdrgnęło. Dlatego właśnie nie zaczynam, najjaśniejszy panie, że nie jesteśmy na rewii i niena Carycy -nym Polu wymówił jasno i wyraziście.W świcie cesarskiej na wszystkich twarzach, które momentalnie spojrzały po sobie, wyra-ziło się niezadowolenie i wyrzut. Choćby nie wiem, jak stary, nie powinien, w żaden sposóbnie powinien tak mówić wyraziły te twarze.Cesarz badawczo, uważnie popatrzył Kutuzowowi w oczy czekając, czy jeszcze czegoś niepowie.Lecz Kutuzow ze swej strony, pochyliwszy głowę z szacunkiem, również jak gdybywyczekiwał.Milczenie trwało około minuty. Zresztą, jeśli rozkażesz, najjaśniejszy panie rzekł Kutuzow podnosząc głowę i znówodmieniając ton na poprzedni, nie rozumującego, tępego, lecz posłusznego generała.Spiął konia i wezwawszy do siebie Miłoradowicza, dowódcę kolumny, wydał mu rozkaznatarcia.Wojsko znowu poruszyło się i dwa bataliony pułku Nowogrodzkiego oraz batalionApszerońskiego ruszyły naprzód przechodząc obok cesarzy.233W tym czasie, gdy ów batalion apszeroński przechodził, rumiany Miłoradowicz, bez płasz-cza, w mundurze z orderami, w kapeluszu z olbrzymim pióropuszem, włożonym na bakier,pogalopował naprzód i salutując chwacko osadził konia przed cesarzem. Z Bogiem, generale rzekł mu cesarz. Ma foi, Sire, nous ferons ce que sera dans notre possibilit, Sire332 odrzekł tamten we-soło, wywołując jednakże swą marną wymową francuską szyderczy uśmiech panów z cesar-skiej świty.Miłoradowicz ostro zawrócił koniem i stanął nieco z tyłu za cesarzem.Batalion apszeroń-ski, podniecony obecnością cesarza, dziarsko, żwawo odbijając krok, przechodził obok cesa-rzy i ich świty. Chłopcy! krzyknął gromkim, pewnym siebie i wesołym głosem Miłoradowicz, widaćdo tego stopnia podniecony odgłosem strzelaniny, oczekiwaniem bitwy oraz widokiemapszerońskich zuchów, dawnych swoich kamratów z czasów Suworowa, dziarsko przecho-dzących przed monarchami, że zapomniał o obecności cesarza. Chłopcy! Nie pierwszyznawam zdobywać wieś wykrzyknął. Wedle rozkazu! wykrzyknęli żołnierze.Koń cesarza żachnął się od niespodziewanegokrzyku.Koń ten, noszący cesarza jeszcze na przeglądach w Rosji, tu na polu pod Austerlitzniósł swego jezdzca tolerując jego roztargnione uderzenia lewą nogą, strzygąc uszami na od-głosy strzałów, całkiem podobnie jak robił to na Polu Marsowym, nie rozumiejąc znaczeniaani tych dobiegających wystrzałów, ani sąsiedztwa karego ogiera cesarza Franciszka, ani tegowszystkiego, co mówił, myślał, czuł owego dnia ten, kto na nim jechał.Cesarz z uśmiechem zwrócił się do jednego ze swych zaufanych, wskazując chwatów-apszerońców, i coś doń powiedział.332Najjaśniejszy panie, na honor, zrobimy wszystko, co będzie w naszej mocy.234XVIKutuzow w towarzystwie swych adiutantów pojechał stępa za karabinierami.Przejechawszy jakie pół wiorsty w tyle kolumny zatrzymał się koło samotnego, opuszczo-nego domu (prawdopodobnie dawnej oberży) przy rozgałęzieniu dwóch dróg.Obie drogi szłyz góry, obiema ciągnęły wojska.Mgła zaczęła się rozpraszać i już widniały niewyraznie wojska nieprzyjacielskie odległeo jakie dwie wiorsty na przeciwległych wzgórzach.Na lewo, w dole, słychać było corazlepiej strzelaninę.Kutuzow przystanął, rozmawiając z generałem austriackim.Książę An-drzej, stojąc nieco z tyłu, wpatrywał się w nich i zwrócił się do adiutanta chcąc poprosić go olunetę. Patrzcie, patrzcie mówił ów adiutant patrząc nie na dalekie wojska, lecz w dół przedsiebie. To Francuzi!Dwaj generałowie i adiutanci chwycili za lunetę, wyrywając ją jeden drugiemu.Wszystkietwarze nagle zmieniły się i na wszystkich pojawiło się przerażenie.Przypuszczano, że Fran-cuzi znajdują się o dwie wiorsty od nas, a ci zjawili się nagle, niespodziewanie przed nami. To nieprzyjaciel?. Nie!.Tak! Patrzcie, on.Z pewnością.Cóż to jest? rozległy sięgłosy.Książę Andrzej gołym okiem ujrzał nie dalej niż pięćset kroków od tego miejsca, gdzie stałKutuzow, idącą dołem, na prawo, pod górę, na spotkanie batalionu apszerońskiego, zwartąkolumnę Francuzów. Oto nastąpiła rozstrzygająca chwila! Bitwa dochodzi do mnie pomyślał książę Andrzeji uderzywszy konia podjechał do Kutuzowa. Wasza ekscelencjo! krzyknął należy zatrzymać apszerońców.Ale w tym właśnie momencie wszystko zasłało się dymem, rozległa się strzelanina i naiw-nie przestraszony głos o dwa kroki od księcia Andrzeja wykrzyknął: No, bracia, kryska! Agłos ten był jakby komendą.Na ten głos wszystko rzuciło się do ucieczki.Bezładny, wciąż rosnący tłum biegł z powrotem na miejsce, gdzie pięć minut temu wojskadefilowały przed cesarzami.Trudno było nie tylko zatrzymać ów tłum, ale i nie sposób byłosamemu nie uciekać wraz z tłumem.Bołkoński starał się tylko nie pozostawać w tyle i oglą-dał się w zdumieniu, nie mogąc zrozumieć tego, co się działo przed nim.Nieswicki, z wyra-zem wściekłości, czerwony, niepodobny do siebie, krzyczał do Kutuzowa, że jeśli nie odje-dzie natychmiast, zostanie z pewnością wzięty do niewoli.Kutuzow stał na tym samym miej-scu i nie odpowiadając dobywał chusteczki.Z policzka jego płynęła krew.Bołkoński przed-ostał się do niego. Książę ranny? zapytał ledwie hamując drżenie szczęki. Rana nie tutaj, ale tam! rzekł Kutuzow przyciskając chusteczkę do zranionego policzkai wskazując uciekających. Zatrzymajcie ich! krzyknął i w tej chwili przekonawszy sięzapewne, że nie sposób ich zatrzymać, uderzył konia i pojechał w prawo.Ponownie napływający tłum uciekających porwał go z sobą i pociągnął tam, gdzie stałprzedtem.235Wojska uciekały tłumem tak gęstym, iż raz znalazłszy się w środku tłumu, trudno się byłozeń wydostać.Ten krzyczał: Ruszaj! Czego się ociągasz? Tamten znów z miejsca odwracałsię i strzelał w powietrze, ów bił konia, na którym jechał sam Kutuzow.Z największym wy-siłkiem wydostawszy się z potoku uciekającego tłumu, Kutuzow ze świtą zmniejszoną prawieo połowę pojechał w lewo, skąd rozlegał się bliski huk dział.Książę Andrzej, starając się nieodłączać od Kutuzowa, wydostawszy się z tłumu uciekających ujrzał na stoku góry, wśróddymu, strzelającą jeszcze baterię rosyjską i podbiegających ku niej Francuzów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]