[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak sobie wyobrażasz, jak to zostanie odebrane w Rzymie? Nie, nie pozwolę zrobić z siebie durnia tylko dlatego, że tobie brak rozsądku, by unikać tego typu drobnych afektacji.To wywołało gniewne okrzyki Mummiusza.Nie mogłem zrozumieć ich treści, ale nie można było nie zauważyć prócz bijącej z nich furii także nuty cierpienia.W chwilę potem drzwi rozwarły się tak gwałtownie, że strażnik odskoczył i sięgnął dłonią do miecza.Z biblioteki wypadł Mummiusz.Twarz miał czerwoną, oczy wybałuszone, a wyraz twarzy tak twardy, że można by na nim ostrzyć noże.Odwrócił się raz jeszcze do drzwi i zacisnął pięści, trzymając ręce sztywno wyprostowane wzdłuż boków, że aż żyły na jego masywnych przedramionach zaczęły pulsować tak samo jak ta na czole.– Gdybyście z Lucjuszem pozwolili mi go kupić, nie byłoby tego wszystkiego! Nie mógłbyś go dotknąć! Choćby sam Jowisz próbował wyrwać mu jeden włos z głowy, to bym.Z gardła wydarł mu się zdławiony dźwięk.Mummiusz zaczął się trząść, niezdolny wymówić ani słowa więcej.Po raz pierwszy zauważył, że nie jest w korytarzu sam.Odwrócił się i spojrzał bez wyrazu na strażnika, potem na mnie.Wściekła mina nie zniknęła z jego twarzy, ale oczy zaczęły mu błyszczeć, wypełniając się łzami.Nieco dalej, w głębi korytarza, otworzyły się drzwi.Gelina, z rozczochranymi włosami i rozmazanym makijażem, popatrzyła na nas zdezorientowana.– Lucjusz? – szepnęła chrapliwie.Nawet z tej odległości czułem zapach wina wydobywający się z por jej skóry.Krassus wyszedł z biblioteki i na chwilę zapadła pełna napięcia cisza.– Wracaj do łóżka, Gelino – powiedział stanowczo.Ściągnęła brwi, ale potulnie go posłuchała.Krassus wypuścił powietrze w długim westchnieniu i uniósł brodę.Przez długą chwilę Mummiusz odpowiadał mu równie pałającym spojrzeniem, po czym wykonał zwrot i bez słowa odszedł korytarzem.Młody strażnik cicho schował dobyty miecz, zacisnął szczęki i wbił wzrok w przeciwległą ścianę.Otworzyłem usta, by wyjaśnić powód swego przybycia, ale Krassus zwolnił mnie z tego obowiązku.– Nie stój tak i nie gap się – rzucił.– Wejdź do środka!Zgodnie z wymogami dobrego tonu Krassus ani słowem nie wspomniał o kłótni, której dopiero co byłem świadkiem.Gdyby nie jego lekki rumieniec i westchnienie, jakie mu się wymknęło, kiedy zamykał za nami drzwi biblioteki, można by sądzić, że nic się nie wydarzyło.Tak jak poprzedniej nocy miał na sobie dla ochrony przed chłodem chlamidę zamiast płaszcza; najwyraźniej sprzeczka wystarczająco go rozgrzała, ściągnął bowiem z siebie owo okrycie, rzucając je znów na biednego centaura.– Wina? – zaoferował lakonicznie, biorąc z półki kubek.Spostrzegłem, że na stole stoją już dwa kubki, jego i Mummiusza, oba puste.– Czy nie pościmy? – spytałem.Krassus uniósł brew.– Wiem z autorytatywnego źródła, że podczas postu w intencji zmarłych nie trzeba się powstrzymywać od picia wina.Zwyczaje można naginać w różne strony, a moje doświadczenie wykazuje, że najlepiej czynić to w stronę aktualnych potrzeb.– Z autorytatywnego źródła, powiadasz?Usiadłem na wskazanym mi krześle, a Krassus odwrócił swoje i oparł się bokiem o zarzucony dokumentami stół.Uśmiechnął się na moje słowa i pociągnął łyk wina.Zamknął oczy i przeczesał rzednące włosy rozczapierzonymi palcami.Wydał mi się nagle bardzo zmęczony.– Z bardzo autorytatywnego.Dionizjusz mi powiedział, że wino jest metafizycznym odpowiednikiem krwi, dlatego nie powinno się go odmawiać poszczącemu człowiekowi tak samo, jak nie odmawia mu się powietrza, którym oddycha.– Podejrzewam, że Dionizjusz jest gotów mówić ci wszystko, co według niego pragniesz usłyszeć.– Właśnie.– Krassus skinął głową.– To beznadziejny pochlebca, a pochlebców najmniej w tej chwili potrzebuję.Co to były za bzdury przy obiedzie, o jego rywalizacji z tobą? Obraziłeś go?– Prawie z nim nie rozmawiałem.– Ach, zatem wymyślił sobie, że sam rozwiąże zagadkę śmierci Lucjusza, myśląc, że dzięki temu zrobi na mnie wrażenie.Rozumiesz, co się dzieje, prawda? Kiedy nie ma już Lucjusza, a cały dom chyli się ku upadkowi.w ten czy inny sposób.nasz filozof będzie potrzebował nowego protektora i nowego mieszkania.– I chciałby się przyssać do ciebie?– Chyba powinno mi to pochlebiać.– Krassus zaśmiał się ironicznie i pociągnął kolejny łyk.– Najwyraźniej on uważa, że moje akcje rosną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]