[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lawler podejrzewał to drugie.Jedynym mężczyzną, z którym, jak zauważył, spędzała czas w ciągu tych kilku miesięcy na Sorve, był rybak Gabe Kinverson.Chmurny, małomówny, o niedostępnej twarzy, Kinverson był silny i szorstki oraz, jak przypuszczał Lawler, interesujący w pe­wien zwierzęcy sposób.Nie był to jednak typ mężczyzny, jakiego w przekonaniu Lawlera kobieta taka jak Sundira Thane chciałaby poślubić, zakładając, że w ogóle myślała o małżeństwie.Ponadto Kinverson także nie należał do ga­tunku skłonnego do żeniaczki.- Kiedy zaczął się ten kaszel? - zapytał.- Osiem, dziesięć dni temu.Powiedziałabym, że około ostatniej Nocy Trzech Księżyców.- Czy wcześniej cierpiała pani na coś podobnego?- Nie, nigdy.- Gorączka, bolę w piersiach, dreszcze?- Nie.- Czy przy kaszlu pojawia się plwocina? Krew?- Plwocina? Ma pan na myśli ciecz? Nie, nie było żadnej.- Znowu dostała ataku kaszlu, jeszcze gorszego.Jej oczy zaszkliły się, policzki poczerwieniały, całe ciało wydawało się drżeć.Siedziała z głową pochyloną do przodu i skulonymi ramionami, wyglądała na zmęczoną i nieszczę­śliwą.Lawler zaczekał, aż odzyska oddech.W końcu powiedziała:- Nie byliśmy na tych szerokościach, gdzie rośnie grzyb zabójca.Ciągle to sobie powtarzam.- Wie pani, że to o niczym nie świadczy.Zarodniki przebywają z wiatrem tysiące kilometrów.- Dziękuję bardzo.- Chyba nie podejrzewa pani, że to grzyb zabójca? Podniosła wzrok i spojrzała na niego prawie wyzywająco.- A skąd mam wiedzieć? Mogłabym być pełna czer­wonych włókien, od piersi do palców u nóg, i jak zdołała­bym to rozpoznać? Wiem jedynie, że nie przestaję kaszleć.To pan powie mi dlaczego.- Może tak - powiedział Lawler.- Może nie.Ale zobaczmy.Proszę zdjąć koszulę.Z szuflady wyjął stetoskop.To był niewiarygodnie prymitywny instrument, po pro­stu kawałek bambusa morskiego o długości dwudziestu cen­tymetrów, do którego przymocowano plastykowe słuchawki na dwóch elastycznych rurkach.Lawler nie dysponował nie­mal żadnym nowoczesnym sprzętem medycznym, niczym takim, co lekarz nawet z dwudziestego lub dwudziestego pierwszego wieku uznałby za nowoczesne.Musiał posługiwać się prymitywnymi, średniowiecznymi przyrządami.Zdjęcie rentgenowskie wyjaśniłoby mu w ciągu dwóch se­kund, czy ma do czynienia z zakażeniem pasożytem, tylko skąd miał wziąć aparat rentgenowski? Kontakty Hydros z wszechświatem były ograniczone, nie istniała żadna wy­miana importowo-eksportowa.Dobrze, że w ogóle mieli ja­kieś przyrządy medyczne, l jakichkolwiek lekarzy, nawet tak niedowarzonych jak on.Tutejsze osady” ludzkie były ubogie.Posiadały tak niewielu ludzi, tak płytkie rezerwy fachowców.Rozebrana do pasa, stała przy stole lekarskim przyglą­dając się, jak zawieszał na szyi rurkę stetoskopu.Była bar­dzo szczupła, prawie chuda; jej ramiona były długie i mu­skularne w sposób typowy dla smukłych kobiecych rąk o małych, twardych i płaskich mięśniach.Piersi miała drob­ne, wysokie i szeroko rozstawione.Jej rysy skupiały się w środku szerokiej twarzy o mocnych kościach; małe usta o cienkich wargach, wąski nos, chłodne szare oczy.Lawler zastanawiał się, dlaczego uznał ją za atrakcyjną.Z pewno­ścią nie było w niej nic konwencjonalnie pięknego.To spo­sób poruszania się, zdecydował; lekko wysunięta głowa na długiej szyi, zdecydowana szczęka, oczy bystre, czujne, ru­chliwe.Wydawała się pełna wigoru, nawet agresywna.Ku swemu zdziwieniu poczuł podniecenie, nie dlatego, że jej ciało było na pół nagie - na wyspie Sorve nie było nic niezwykłego w nagości, częściowej czy nie - ale z powo­du otaczającej ją aury witalności i siły.Od dawna już nie utrzymywał stosunków z kobietami.Obecnie życie w celibacie wydawało się łatwiejsze, wolne od bólu i zamieszania.Trzeba jedynie uporać się z począt­kowym uczuciem wyobcowania i pustki, jeśli tylko można, a jemu się to wreszcie udało.Nigdy nie miał szczęścia w mi­łości.Jedyne małżeństwo, zawarte w wieku dwudziestu trzech lat, przetrwało niecały rok.Wszystko, co nastąpiło potem, było chaotyczne, byle jakie, przypadkowe.W sumie bezsensowne.Przelotny przypływ podniecenia szybko minął.Po chwili znów był profesjonalistą.Doktorem Lawlerem przeprowa­dzającym badanie.Głośno powiedział:- Proszę otworzyć usta bardzo, bardzo szeroko.- Nie ma znów tak wiele do otwierania.- To proszę zrobić, co pani może.Otworzyła usta.Miał małą rurkę z umieszczonym w niej światłem, którą przekazał mu ojciec; maleńką baterię trzeba było ładować co kilka dni.Włożył ją do krtani kobiety i spojrzał.- Czy jestem pełna czerwonych włókien? - zapyta­ła, kiedy wyjął rurkę.- Nie wygląda na to.Wszystko, co widzę, to niewielkie podrażnienie w okolicy nagłośni, nic niezwykłego.- Co to jest nagłośnia?- Języczek zakrywający głośnię.Proszę się tym nie martwić.Przyłożył koniec stetoskopu do jej mostka i posłuchał.- Czy słyszy pan rosnące tam strzępki?- Ciii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl