[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Simon przyśpieszył w stronę narożnika, lecz nie dojeżdżajączwolnił i zakręcił szerokim łagodnym łukiem, ponieważ było toidealne miejsce na zasadzkę.Boczna droga była prosta, ale wodległości stu jardów skręcała w lewo równie gwałtownie iznów Zwięty wziął zakręt z niezwykłą ostrożnością.Nie było tuteż żadnej zasadzki, a czarna limuzyna znajdowała się przednim o mniej niż pięćdziesiąt jardów i rozpędzała się wjeżdżającna wzniesienie, które zaczynało przechodzić w góry.Simonmógł ocenić jej przyśpieszenie według własnego, kiedy dodawałgazu goniąc ją, a jednak początkowo nie udało mu sięzmniejszyć odległości między nimi.W pewnej chwili, kiedy bugatti brał kolejny zakręt i zaczynałzyskiwać jard czy dwa, coś zaskoczyło w umyśle Simona iroześmiał się głośno z radości.Ponti przyglądał mu się zdumiony. Można zapytać, co pana tak bawi? Tajemnicze kaprysy Opatrzności i Filozofia DaremnegoTrudu wyjaśnił Zwięty. My tu wysilaliśmy nasze mózgi,żeby wymyślić sposób, w jaki można by ruszyć z tego martwegopunktu, zapominając, że Bezbożni muszą robić to samo.Terazzrobili ruch i chyba wiem jaki.Dorównajmy, a upewnimy się. Pan oszalał! Przed chwilą nie chciał pan tego robić, boposłaliby nam serię kul! Ale teraz myślę, że tego nie zrobią.Tylko że jedynysposób, aby się upewnić, to spróbować. Byłem głupi, że w ogóle zacząłem z panem to wszystko rzekł Ponti wyjmując broń, zdecydowany umrzeć z honorem.W ciągu minuty po następnym wirażu zbliżyli się znaczniedo limuzyny, lecz kule się nie posypały, a otwór strzelniczy byłzasłonięty.Reflektory całą swoją mocą przeniknęły przez tylneokno do wnętrza samochodu jadącego teraz na prostymodcinku drogi. Uciekli! Ponti wykrzyknął z niedowierzaniem. Niema nikogo prócz szofera! Chyba że schowali się.Wykorzystując prosty kierunek drogi Simon dodał gazu ibugatti wyrwał do przodu, jakby go pchnęła jakaś olbrzymiaręka. Nie, jest tylko szofer powiedział ze spokojem, kiedyzrównali się. Myślę, że on robi fatalny błąd otwierając swojeokno, bo może strzelić do nas.Ponti był gotów.Przesunął się na bok, lewą ręką podtrzymałłokieć prawej i starannie wycelował.Kiedy kuloodporna szybaopuściła się dostatecznie, a szofer jeszcze podnosił swójrewolwer, rewolwer Pontiego szczeknął raz.Głowa szoferazwisła na bok i opadła na kierownicę; Simon szybkozahamował, a tymczasem limuzyna zaczęła wykonywać szaloneobroty, koziołkować i w podskokach znikła im z oczu.Wciąż hamując, Simon dostrzegł polną drogę z prawejstrony, wjechał w nią i odwrócił się, aby spojrzeć na tę, którąjechali.Zatrzymał wóz i wysiadł. Po ciało może pan posłać pózniej, ale teraz niech pansiada za kierownicą.Ma pan znów okazję poprowadzić tęwspaniałą maszynę. Po co? zapytał bezmyślnie Ponti, podczas gdy Simonsiadał obok niego. Bo we dwójkę możemy spłatać figla, o jakim im się nieśniło.Zauważył pan, że dużo czasu zabrało im to dwukrotnezwalnianie we wsi i jak blisko nich byłem, chociaż celowozmniejszyłem szybkość? A to dlatego, że stanęli na chwilę,kiedy nie było ich widać, i wtedy pasażerowie wyskoczyli, liczącna szofera, że wywiedzie nas w góry, żeby tam gonić go nazłamanie karku.Ponti włączył bieg i już ruszał. A więc prawdopodobnie ciągle jeszcze ukrywają się wewsi.Trzeba tylko znalezć dom. I wystawić się na cel, kiedy to zrobimy.Był moment, żewidziałem cztery osoby w tym aucie i gdziekolwiek na ziemi sięostaną, będzie to gniazdem mafii.Nie, musi pan wracać naspotkanie z łazikiem porucznika Fusco i przez radio wezwaćposiłki. I pozwolić, żeby ci famulloni prysnęli? Dlatego oddałem panu kierownicę.Pojedzie pan terazprzez wieś powoli, robiąc straszliwy hałas i zdzierając opony nazakrętach tak, że usłyszą wszystko i nie będą mieli wątpliwości,że pan odjechał bez zatrzymywania się.Ale naprawdę, to jakpan dojedzie do głównej drogi, wtedy pan zwolni do piętnastukilometrów na godzinę i ja pana zostawię.Jeżeli będą uciekać,to albo pójdę za nimi, albo będę starał się ich zatrzymać. To szalony plan.Jaką pan ma szansę? A jaką mamy lepszą? Niech pan stara się stosować potęgępozytywnego myślenia, Marco mio.Niech pan podchodzi dorzeczy z jasnej strony.Być może jest to miejsce, gdzie Bezbożnitrafią wprost w nasze ręce.I czuję, że dziś fortuna mi sprzyja!Zjeżdżając w dół nadspodziewanie szybko znalezli się pozakrańcem wsi i zakrętem w boczną drogę, która przecinałagłówną. Niech pan włączy drugi bieg! warknął Simon. Niechmają pełnię dzwiękowych efektów.Słysząc pisk opon,strzelanie tłumika i zmianę biegów, będą przekonani, że panprzejechał jak wariat i nigdy nie przyjdzie im do głowy, żemałpujemy ich atak szału. Mam tylko cichą nadzieję rzekł posępnie Ponti żepan zna jakiegoś bogatego przemysłowca, który zatrudniniechlubnie zwolnionego z pracy urzędnika policji, jeśli trudydzisiejszej nocy nie zostaną uwieńczone powodzeniem.Ale posłuszny instrukcjom wziął zakręt na dwóch głośnoopierających się kołach i pozwolił ślizgać się sprzęgłu, żebywydobyć dodatkowe wycie silnika.Simon odsunął zatrzaskdrzwiczek od swojej strony, przytrzymał je, gotów otworzyćszeroko w odpowiedniej chwili, kiedy wjechali w wąską ulicę.Widząc już z daleka wlot na główną drogę, Ponti nacisnąłklakson ze zwiększoną energią i donośne jego echa odbiły sięod śpiących murów i wzbudziły w sercu Simona nadzieję, żezdołają zatrzymać każdy pojazd, któremu zdarzyło się jechaćgłówną drogą w kierunku zderzenia.Potem jeszcze razzapiszczały opony i bugatti wykonał szeroki zakręt.Ponti wyłączył sprzęgło jak tylko samochód wyrównał, aletrzymał gaz naciśnięty, żeby utrzymać hałas i przy tejminimalnej szybkości Simon wyskoczył.Jeszcze nie dotknąłziemi, kiedy Ponti znów włączył sprzęgło i czerwony potwórpopędził w dal.Simon puścił się pędem, którego odgłos utonął w warkocieoddalającego się silnika, i pięcioma długimi krokami znalazł siępod osłoną ciemności bramy.Bugatti znikł na drodze, hałasjego rozpłynął się w oddali i cisza znów spowiła wszystko nibywyczuwalne dotykiem przykrycie.3Raz jeszcze znalazł się osamotniony w fortecy pełnejpotencjalnych wrogów.Przez pięć minut stał w bramie, nieruchomy i niemy jakstare mury.Nie widział świateł, nie słyszał żadnych dzwięków,a okna po przeciwnej stronie, z której ktoś mógł goobserwować, były zasłonięte okiennicami i ciemne.Wychudłykot kroczył chodnikiem, przystanął, żeby przyjrzeć sięSimonowi wyczekująco, i uciekł.Poza tym nie było żadnegoznaku życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]