[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O zgrozo! Jakiż obraz przedstawił się jego oczom! Oto na samym dole schodów ujrzał Je-go Królewską Mość Walorozę, odzianego zaledwie w szlafrok i szlafmycę, pochylającego sięku zmieszanej Rózi i przemawiającego najczulszymi wyrazami.Król usłyszał hałas i zgiełk, apoczuwszy, jak twierdził, woń spalenizny, pośpieszył zobaczyć, czy ogień nie wybuchł wpałacu. Zapewne Ich Wielmożności palą papierosy, proszę Waszej Królewskiej Mości rzekłaRózia. Najpiękniejsza z pięknych garderobiano! przerwał jej Walorozo (i on oszalał z miłościjak i tamci) zapomnij o wszystkich młokosach i gołowąsach i spójrz łaskawym oczkiem napewnego monarchę w średnim wieku, który za czasów swej młodości uchodził za bardzoprzystojnego młodzieńca! Och, zaklinam, przestań, Wasza Królewska Mość! Gdyby to Jej Królewska Mość usły-szała! szepnęła błagalnie Rózia. Jej Królewska Mość! Ha! Ha! Ha! zaśmiał się monarcha. Niechże sobie idzie do dia-bła.Czyż nie jestem wszechwładnym panem w Paflagonii? Czyż nie mam szubienic, strycz-ków, katów? Czyż nie szumi w pobliżu murów tego zamku głęboka, wezbrana toń morska?Czyż nie mam na strychu dość pustych worków? A worki moje szerokie, mocne, nowe; jeślirozkażesz, wsadzimy w nie królową; nim się obejrzy, a już z ciepłego łoża przez okno chlup-nie w milczącą bezdeń morza, a ty przy boku mym zabłyśniesz niby zorza!Usłyszawszy straszliwe słowa Walorozy Lulejka zapomniał o należnym ukoronowanejgłowie uszanowaniu i wziąwszy szeroki rozmach, grzmotnął stryja szkandelą tak potężnie, żekról rozpłaszczył się na posadzce sieni jak naleśnik.Lulejka wziął co prędzej nogi za pas, a31Rózia uciekła również.Był już czas najwyższy, bo ze wszystkich komnat zaczęły wychylaćsię przerażone twarze: królowej, Gburii-Furii i Angeliki.Możecie sobie wyobrazić, jaki pod-niosły lament ujrzawszy dostojnego małżonka, ojca i władcę w tak smutnym stanie.32ROZDZIAA DZIESITYKról Walorozo sroży sięLedwie rozżarzone w szkandeli węgielki zaczęły przypiekać dostojny grzbiet królewski,Walorozo ocknął się z niemocy i skoczył na równe nogi. Hej! Dawać tu komendanta Zerwi-łebskiego! wrzasnął tupnąwszy gniewnie nogą.Lecz.o straszliwa godzino! Nos króla Walorozy przekrzywił się na bok i, opuchły jakpomidor zwieszał się z królewskiego oblicza.Stało się to skutkiem gwałtownego upadku Wa-lorozy pod ciosem szkandeli.Monarcha raz po raz zgrzytał zębami z wściekłości. Mój Zerwiłebski rzekł wyciągając z kieszeni szlafroka wyrok śmierci. Mój kochanyZerwiłebciu, pójdziesz natychmiast do komnaty księcia, zakujesz go w kajdanki i zetniesz mułeb, rozumiesz? Ten zbrodniczy gołowąs ważył się targnąć świętokradzką dłonią na dostojnąmą osobę i na ziemię mnie powalił uderzywszy szkandelą! Marsz, w lewo zwrot, niechaj łotrten zginie! Ty, komendancie, odpowiesz mi zań głową!I zebrawszy poły szlafroka, król Walorozo zniknął w tłumie dam dworu, które powiodłygo do jego komnat.Usłyszawszy rozkaz królewski zacny kapitan oniemiał z przerażenia.Kochał Lulejkę ca-łym sercem, więc nie dziw, że grube łzy trysnęły z jego oczu i ciężkimi kroplami opadały nasumiaste wąsy. Biedny, biedny mój książę mruczał do siebie. Czemuż musiałem dożyćtej chwili?! Czemuż właśnie dłoń moja musi przeciąć pasmo twego młodego żywota?! Ach! A niechże cię.z twoimi lamentami, mój kapitanie Zerwiłebski! usłyszał za sobą przy-ciszony głos kobiecy.Z bocznego skrzydła wysunęła się Gburia-Furia, odziana tylko w bieli-znę nocną.Usłyszawszy zgiełk w sieni, wybiegła z sypialni i była świadkiem całej sceny. Mój Zerwiłebciu szeptała dalej wszakżeż król nakazał ci poprowadzić na śmierćksięcia! Czyż ci jednak powiedział, którego księcia?!. Nie rozumiem waćpani odparł Zerwiłebski, który był mocniejszy w garści niż w roz-wiązywaniu zagadek. Głupiś, mój Zerwiłebciu! szepnęła ochmistrzyni. Przecież król ci nie powiedział, żemasz zabić księcia Lulejkę, tylko księcia, rozumiesz? Rozumiem, kazał mi zabić księcia, ale nie powiedział którego rzekł kapitan. Walże więc do sypialni Bulby i zetnij mu łeb czym prędzej!Kapitan wytrzeszczył najpierw oczy, a potem zaczął tańczyć z uciechy. Wiwat! Wiwat! wołał. I wilk będzie syty, i koza cała! Aeb księcia Bulby odpowiada wszelkim wymaganiomkrólewskim.Ledwie nastał świt, kapitan zjawił się w pałacu z przyboczną strażą, podążył do księciaBulby i do drzwi jego zapukał. Kto tam? zapytał rozespany Bulbo. Kapitan Zerwiłebski. Proszę, proszę bliżej, kochany kapitanie.Cieszę się bardzo, że widzę waćpana.Właśniemiałem posłać po ciebie.Mój ochmistrz dworu, baron Safandullo, będzie mnie zastępować. Pozwolę sobie zwrócić uwagę Jego Książęcej Wysokości, że Jego Książęca Wysokośćmusi raczyć osobiście stanąć na placu.Zbyteczne byłoby fatygowanie barona Safandulli.Bulbo nie brał widocznie tych słów do serca.33 Kapitanie mówił poziewając znowu wszakże przyszedłeś w wiadomej sprawie księ-cia Lulejki? Do usług Waszej Wysokości, w sprawie księcia Lulejki. Cóż wybraliście, kapitanie? Pistolety czy szpady? pytał dalej Bulbo. Każda broń do-bra, byle raz skończyć z tym pyszałkiem, którego nauczę rozumu, jakem książę Bulbo. Wasza Książęca Mość raczy wybaczyć, ale u nas w użyciu są.topory. Topory! Hm, to będzie trochę ciężko! zamyślił się Bulbo. Niech tam zresztą i topór.Zawołaj waćpan mego ochmistrza.On będzie moim sekundantem.Za dziesięć minut, pochle-biam sobie, obmierzły łeb tego Lulejki stoczy się z jego karku.Hu-uh! Hau! %7łłopałbym krewtego nędznika! wołał dyszący pragnieniem zemsty Bulbo i kłapał zębami jak ludożerca. Wasza Książęca Mość wybaczy, ale podług rozkazu królewskiego muszę bez zwłokiuwięzić Waszą Wielmożność i oddać ją w ręce nadwornego kata. Ależ co robisz? Co robisz, kochanku?! Stój, powiadam ci, stój! zdołał tylko wyjąkaćnieszczęsny Bulbo, bowiem już na skinienie kapitana straż rzuciła się na niego, okryła muzasłoną głowę, związała ręce i powiodła na plac egzekucji.Ujrzawszy ponury orszak przechodzący przez podwórze król, który właśnie gawędził zMrukiozem, zażył tabaki, kichnął i rzekł: Pcich! I już po Lulejce! Chodzmy, ministrze, naśniadanie.Kapitan Zerwiłebski oddał swego więznia w ręce naczelnika policji wraz z wyrokiemśmierci, brzmiącym krótko:,,Niniejszym rozkazujemy o wpół do dziesiątej ściąć więznia.WALOROZO XXIV Ależ to pomyłka! powtarzał nieustannie Bulbo, który nie mógł zrozumieć, czego chcąod niego. Bah! Bah! Pomyłka! zaśmiał się naczelnik policji. Dawać tu kata! Bywaj, kacie!Pociągnięto biednego Bulbę na rusztowanie, gdzie ponury kat z olbrzymim toporem w rę-ku stał zawsze w pogotowiu; w Paflagonii bowiem nie upłynął nigdy dzień jeden, żeby królnie wysłał nowej jakiejś ofiary na ścięcie.Stanął więc nieszczęsny Bulbo na rusztowaniu i już, już miał żywot swój książęcy poże-gnać, gdy.(zaraz powiemy, co się stało musimy jednak przedtem wrócić na chwilę do pa-łacu, do Lulejki i Rózi)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]