[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ijeszcze było tam coś dziwnego, ale jak pan uważa, że kłamiemy, mogę w ogóle nicnie mówić.Teraz porucznik milczał przez chwilę.-Poważnie.? Nie, ja wam wierzę, tak mi się tylko głupio wyrwało, bo naTuwima.No nic.W porządku, zdobądz się na odrobinę litości, bo mam strasznąpracę.- Dobrze - zgodziła się Janeczka.- Przebaczam panu.No więc naprawdębyliśmy na Jelonkach, a potem wróciliśmy do domu i o żadnym Tuwimie nic niewiem.A tam, na tych Jelonkach, było tak, że Purchel poszedł do tego Aojeckiego,to znaczy pojechał windą, i zaraz potem do tego samego budynku i tej windywchodził jeszcze jeden taki.Wcale bym nie zwróciła uwagi, żeby nie Chaber.Powąchał go i jakoś tak się zachował, że wróciłam na to czwarte piętro i okazałosię, że on wszedł do tego samego mieszkania, do tego Aojeckiego.Przyjechałsamochodem, mercedesem, zostawił go blisko domu.I nie jestem pewna, alemożliwe, że przyjechał tam spotkać się z Purchlem.Jeszcze o tym nikomu niemówiłam.- Jak wyglądał? - spytał porucznik niecozdławionym głosem.- Jak sztuczny - odparła bez namysłu Janeczka.- Mały był, jakiś taki pękaty iłeb miał wielki jak dynia.Takie kłaki skołtunione, średnio długie, ale mnóstwo,głównie w ogóle składał się z włosów.I wściekłą gębę.I mam numer jegomercedesa.Sięgnęła do kieszeni, wydobyła notesik i znalazła zapisany numer.Porucznikprzeczekał tę operację w milczeniu.-WAL 1168 - powiedziała Janeczka.- Musi tam bywać często, bo inaczej Chaber bynie wiedział, i już widzę, że był ważny.Kto to jest? -Nie powiem ci za żadneskarby świata - odpowiedział stanowczo porucznik.- Wszystko ma swoje granice!Janeczka przyglądała mu się przez chwilę, a jej myśl biegła z szybkościąświatła, - W takim razie wiem - powiedziała niemiłosiernie.- To był Lewek.Porucznik nie zdołał powstrzymać żachnięcia.Z miejsca zrozumiał, że zaprzeczenia nie zdadzą się na nic.-Słuchaj, jeżelicokolwiek.- zaczął groznie.Janeczka przerwała mu bez wahania.-Słowa jednego nie pisnę na ten temat do nikogo, z wyjątkiem mojego brata, bowszystkie tajemnice mamy wspólne - oznajmiła stanowczo.- I są to prawdziwetajemnice.Pod warunkiem, że pan powie, kto to naprawdę jest.Inaczej zaczniemysami sprawdzać, chociażby po numerze samochodu, bo on nie wygląda na takiego,który by sobie zawracał głowę fałszywym.Przez długie sekundy porucznik patrzyłna nią w milczeniu i z uwagą.Potem podjął decyzję.- On się wcale nie nazywaLewek - rzekł grobowym głosem.- Tak go tylko nazywają, bo jest to awanturnik,który lubi ryczeć jak lew.Ale sama zauważyłaś, że jest mały.Skojarzeniaprzyszły same, taki mały lew, a zatem Lewek, i już do niego przylgnęło.Podstępna postać, ważna figura, a równocześnie coś w rodzaju szarej eminencji,bo ma olbrzymie powiązania.Istnieją przypuszczenia.yle mówię, co tu owijać wbawełnę.Wiadomo, że jest opiekunem różnych mafii, każe się opłacaćwszechstronnie i wywiera wpływ nawet na kwestię ustawodawstwa.Orientujesz sięprzecież, że Sejm to są ludzie, on wielu z tych ludzi trzyma w garści.Nic munie można udowodnić.Marzę o tym, żeby kogoś na przykład zabił, niechby nawet wafekcie.Opanował się, bo poczuł, że wychodzą z niego zbyt wielkienamiętności, całkowicie nie na miejscu w rozmowie z dzieckiem.Przez chwilęzgrzytał zębami, co mu bardzo pomogło.Spróbował zastanowić się, co jeszczepowinien powiedzieć, żeby powstrzymać Janeczkę od jakiegokolwiek działania.Janeczce nie potrzeba było nic więcej.Czuła się całkowicie usatysfakcjonowana.- Co do zabicia, proszę bardzo - zgodziła się z kamiennym spokojem.- Ale nikogoz nas, to mowy nie ma.Niech sobie zabija kogoś innego.Uspokoiłam się, poza tymże.gdzie on mieszka? - Ma willę w jednej z podwarszawskich miejscowości i,chwała Bogu, żadna miejska komunikacja tam nie chodzi - odparł porucznik z ulgą.- Co do pracy, nie robi nic, tylko zajmuje stanowisko.Więc może nie uda wam sięnawiązać z nim osobistego kontaktu.Janeczka wzruszyła ramionami.- Nie to nie.Wcale się do niego nie pchamy.Możliwe, że.Przyszło jej dogłowy, że na ulicy Tuwima był pan Wolski.Zawahała się.Porucznik już odzyskałrównowagę po swoim chwilowym wybuchu, patrzył na nią pytająco.- Możliwe, że jest taki ktoś.Taka osoba.- Co za osoba? Janeczka znów się zawahała.Nie, jeszcze za wcześnie było mówić opanu Wolskim.Jeszcze trochę.- No, jest taka osoba, która też się nimi zajmuje.I możliwe, że dużo wie.Powiemy panu o niej, ale trochę pózniej, jak już sami będziemy więcej wiedzieli.To znaczy, sam pan rozumie, nikt się nie dowie tego, co wywęszy nasz pies, a mysię dowiemy od psa.Przedziwny argument do porucznika przemówił.Czuł się takskołowany, że bez oporu zgodził się poczekać na psie informacje.Obok drzwiczekpojawiła się nagle jakaś postać i Pawełek pochylił się do okienka.- Dzień dobry - powiedział uprzejmiie.- Mam coś nowego.Chce pan? Porucznik beznamysłu odblokował tylne drzwiczki.- Wsiadaj.Chcę.Co się stało? Pawełek zrzucił z pleców torniister i usiadł.- Duża draka.Przyjechała ruska mafia i już są w Warszawie.Z ośmiu ich chyba, aprzyjechali po samochody.Ma być hurtowa kradzież u Niemców, ma to wjechać donas, a oni zabiorą do siebie.Ciekawe, co ci Niemcy na to.-Skąd to wiesz? Janeczka odwróciła się i popatrzyła na brata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]