[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tymczasem Podhajscy i Isajewicze,Birbasze, Wilbikowie, Biergele, Kotwicze,Widz¹c szlachtê Dobrzyñskich w tak ciê¿kiej niewoli,Zaczêli z dawnych gniewów ostygaæ powoli.Bo szlachta polska, chocia¿ niezmiernie k³otliwaI porywcza do bitew, przecie¿ nie jest mSciwa.Bieg¹ wiêc do Macieja starego po radê.266On ko³o wozów ca³¹ ustawia gromadê,Ka¿e czekaæ.Bernardyn wst¹pi³ do pokoju.Zaledwie go poznano, choæ nie zmieni³ stroju,Tak przybra³ inn¹ postaæ.Zwyczajnie ponury,ZamySlony, a teraz g³owê wzniós³ do góryI z min¹ rozjaSnion¹, jak kwestarz rubacha,Nim zacz¹³ gadaæ, d³ugo Smia³ siê: Cha, cha, cha, cha,K³aniam, k³aniam! cha, cha, cha, wySmienicie, przednie!Panowie oficery, kto poluje we dnie,Wy w nocy! dobry po³Ã³w, widzia³em zwierzynê;Oj, skubaæ, skubaæ szlachtê, oj, drzeæ z nich ³upinê!Oj, wexcie¿ ich na munsztuk, bo te¿ szlachta bryka!Winszujê ci, Majorze, ¿eS z³owi³ Hrabika!To t³uScioszek, to bogacz, panicz z antenatów,Nie wypuszczaj go z klatki bez trzystu dukatów;A jak wexmiesz, na klasztor daj jakie trzy groszeI dla mnie, bo ja zaw¿dy za tw¹ duszê proszê.Jakem bernardyn, bardzo mySlê o twej duszy!Rmieræ i sztabsoficerów porywa za uszy!Dobrze napisa³ Baka, ¿e Smieræ d¿ga za katyW szkar³aty i po suknie nieraz dobrze stuknie,I po p³Ã³tnie tak utnie, jak i po kapturze,I po fryzurze równie, jak i po mundurze.Rmieræ matula, powiada Baka, jak cebula£zy wyciska, gdy Sciska, a równie przytulaI dziecko, co siê lula, i zucha, co hula!Ach! ach! Majorze, dzisiaj ¿yjem, jutro gnijem,267To tylko nasze, co dziS zjemy i wypijem!Panie Sêdzio, wszak¿e to czas podobno Sniadaæ?Siadam za stó³ i proszê wszystkich ze mn¹ siadaæ;Majorze, gdyby zrazów? Panie Poruczniku,Co mySlisz? gdyby wazê dobrego ponczyku? To prawda, Ojcze - rzekli dwaj oficerowie -Czas by ju¿ zjeSæ i wypiæ Pana Sêdzi zdrowie!Zdziwili siê domowi, patrz¹c na Robaka,Sk¹d mu siê wziê³a mina i weso³oSæ taka.Sêdzia wnet kucharzowi powtórzy³ rozkazy;Wniesiono wazê, cukier, butelki i zrazy.P³ut i Ryków tak czynnie zaczêli siê zwijaæ,Tak ³akomie po³ykaæ i gêsto zapijaæ,¯e w pó³ godziny zjedli dwadzieScia trzy zrazyI wychylili ponczu ogromne pó³ wazy.Wiêc Major syt i wesó³ w krzeSle siê rozwali³,Doby³ fajkê, biletem bankowym zapali³I otar³szy Sniadanie z ust koñcem serwety,Obróci³ Smiej¹ce siê oczy na kobietyI rzek³: Ja, piêkne Panie, lubiê was jak wety!Na me szlify majorskie, gdy cz³ek zjad³ Sniadanie,Najlepsz¹ jest po zrazach zak¹sk¹ gadanieZ paniami tak piêknemi jak wy, piêkne Panie!Wiecie co? grajmy w karty! w welba-cwelba? w wista?Albo pójdxmy mazurka? he! do diab³Ã³w trzysta!268Wszak ja w jegierskim pu³ku pierwszy mazurzysta!Za czym ku damom bli¿ej schyli³ siê wygiêtyI puszcza³ na przemiany dym i komplementy. Tañczyæ! - zawo³a³ Robak - gdy wychylê flaszê,To i ja, choæ ksi¹dz, habit czasami podkaszêI potañczê mazurka! Ale wiesz, Majorze,My tu pijem, a jegry tam zmarzn¹ na dworze?Hulaæ, to hulaæ! Sêdzio, daj beczkê siwuchy!Major pozwoli, niechaj pij¹ jegry zuchy! Prosi³bym - rzecze Major - lecz w tem nie ma musu. Daj, Sêdzio - szepn¹³ Robak - beczkê spirytusu.I tak, kiedy we dworze sztab weso³y ³yka,Za domem zaczê³a siê w wojsku pijatyka.Ryków kapitan milczkiem kielichy wychyla³,Lecz Major pi³ i razem damom siê przymila³,A wzmaga³ siê w nim coraz tañcowania zapa³;Rzuci³ fajkê i rêkê Telimeny z³apa³,Chcia³ tañczyæ, lecz uciek³a; wiêc podszed³ do Zosi,K³aniaj¹c siê, s³aniaj¹c, do mazurka prosi: Hej! ty Ryków, przestañ¿e tam tr¹biæ na fajce,Precz fajka, wszak ty dobrze grasz na ba³abajce;Widzisz no tam gitarê, pódx no, wex gitarê,I mazurka! ja, Major, idê w pierwsz¹ parê.Kapitan wzi¹³ gitarê i struny przykrêca³,P³ut znowu Telimenê do tañca zachêca³.269 S³owo majorskie, Panno, nie RosyjaninemJestem, je¿eli k³amiê! chcê byæ sukinsynem,Je¿eli k³amiê; spytaj, a oficerowieWszyscy poSwiadcz¹, ca³a armija to powie,¯e w tej drugiej armiji, w korpusie dziewi¹tym,W drugiej pieszej dywizji, w pu³ku piêædziesi¹tymJegierskim major P³ut jest pierwszy mazurzysta.Pódx¿e, Panienko! nie b¹dx taka narowista!Bo ja po oficersku ukarzê Panienkê.To mówi¹c skoczy³, chwyci³ Telimeny rêkêI szerokim ca³usem w bia³e ramiê klasn¹³,Gdy Tadeusz, przypad³szy z boku, w twarz mu trzasn¹³.I ca³us, i policzek ozwa³y siê razem,Jeden za drugim, jako wyraz za wyrazem.Major os³upia³, oczy przetar³, z gniewu bladyZawo³a³: Bunt! buntownik! - i dobywszy szpady,Bieg³ przebiæ; wtem Ksi¹dz dosta³ z rêkawa krócicê: Pal, Tadeuszku! - krzykn¹³ - pal jak w jasn¹ Swiécê!Tadeusz wnet pochwyci³, wymierzy³, wypali³,Chybi³, ale Majora zg³uszy³ i osmali³.Porywa siê z gitar¹ Ryków: Bunt! bunt! - wo³a,Wpada na Tadeusza; lecz Wojski zza sto³aMachn¹³ rêk¹ na odlew; nó¿ w powietrzu Swisn¹³Miêdzy g³owy i pierwej uderzy³, ni¿ b³ysn¹³.Uderza w dno gitary, na wylot j¹ wierci,Schyli³ siê na bok Ryków i tak uszed³ Smierci.Lecz strwo¿y³ siê; krzykn¹wszy:270 Jegry! bunt! Jej Bogu! -Doby³ szpady, broni¹c siê zbli¿a³ siê do progu.Wtem z drugiej strony izby wpada szlachty wielePrzez okna, z rapierami, Rózeczka na czele.P³ut w sieni, Ryków za nim, wo³aj¹ ¿o³nierzy,Ju¿ trzech najbli¿szych domu na pomoc im bie¿y;Ju¿ przeze drzwi w³a¿¹ trzy b³yszcz¹ce bagnety,A za nimi trzy czarne schylone kaszkiety.Maciek sta³ u drzwi z Rózg¹ wzniesion¹ do góry,Lgn¹c do Sciany, czatowa³ jako kot na szczury,A¿ ci¹³ okropnie; mo¿e g³owy by trzy zwali³,Lecz stary, czy nie dojrza³, czy zbyt siê zapali³,Bo nim szyje wytknêli, r¹bn¹³ po kaszkietach,Zdar³ je; Rózga spadaj¹c brz¹k³a po bagnetach.Moskale cofaj¹ siê, Maciek ich wyganiaNa dziedziniec.Tam jeszcze wiêcej zamieszania.Tam stronnicy Sopliców pracuj¹ w zawodyNad rozkuciem Dobrzyñskich, rozrywaj¹ k³ody;Widz¹c to jegry za broñ porywaj¹, bieg¹;Sier¿ant, wpad³szy, bagnetem przebi³ Podhajskiego,Dwóch drugich szlachty zrani³, do trzeciego strzela,Uciekaj¹; by³o to przy k³odzie Chrzciciela.Ten ju¿ mia³ rêce wolne, gotowe ku walce:Wsta³, podniós³ d³oñ i zwin¹³ w k³êbek d³ugie palce,271I z góry tak uderzy³ w grzbiet Rosyjanina,¯e twarz jego i skroñ wbi³ w zamek karabina.Trzas³ zamek, lecz zalany krwi¹ proch ju¿ nie spali³;Sier¿ant u nóg Chrzciciela na sw¹ broñ siê zwali³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]