[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łegnam.Szkoda, chciałem jeszcze panu wiele rzeczy opowiedzieć.Niech pan jutro przyjdzie tu o tejporze.Przyjdzie pan?- Dobrze, przyjdę.- I jeszcze jedno.Niech pan, broń Boże, nie przyznaje się nikomu, że mnie widział i zemną rozmawiał.Daj pan słowo honoru!- Daję.- No, wierzę panu, chociaż zarówno nazwisko, jak i wygląd świadczą, że pochodzisz zgminu, a chamy przecie honoru nie mają.%7łegnam.Zawrócił się na pięcie i poszedł elastycznym krokiem wzdłuż dębowej alei.Za nim wniezgrabnych podskokach biegł ratlerek.- Wariat - rzekł głośno Dyzma, gdy zniknęli na zakręcie.- Na pewno wariat, alenaopowiadał mi rzeczy.U tych wielkich panów zawsze takie różne świństwa bywają.Możei prawdę mówił.Cholera.Kunik, i powiada, że łajdak.A co mi tam do tego!.Machnął ręką i zapalił papierosa.Z oddali doleciał niski, głęboki głos gongu.Kolacja.Dyzma wstał z ławki i poszedł w kierunku pałacu.26 Rozdział czwartyKolacja składała się z kilku potraw, które podawał lokaj sztywny i bezszelestny.Nastrójbył nieco lepszy niż przy śniadaniu.Kunicki, czy tam Kunik, mniej się zajmował interesami iDyzmą, za to zasypywał swa wymową żonę i córkę, wypytując je o rodzaj zakupów.Pani Nina odpowiadała uprzejmie, lecz zimno, natomiast Kasia tylko z rzadka raczyłabąknąć krótkie  tak'' lub  nie , zaś większość skierowanych wprost do niej pytań pomijałamilczeniem.Po dziwacznej rozmowie z Ponimirskim Nikodem zupełnie nie rozumiał jużistoty tego lekceważenia ze strony córki, lekceważenia, które sięgało obrazliwejimpertynencji.Chciał w jakiś sposób rozgryzć niejasną sytuację i głowił się nad tym, jak tonajzgrabniej zrobić, niczego jednak nie wymyślił.Po kolacji Kunicki zaproponował spacer i chociaż Kasia wzruszyła ramionami, pani Ninaodparła:- Owszem, przejdę się z przyjemnością.Idąc na przedzie z mężem, postukującym grubą laską i pozostawiającym za sobą smugędymu cygara, skierowała się do parku, lecz nie w te jego okolice, które już znał Dyzma.Tambyły gęste stare drzewa, tutaj zaś przeważnie trawniki i klomby, gdzieniegdzie tylko na tleciemniejszego szafiru nieba rysowały się malownicze kępy wysmukłych drzew.Nikodem z konieczności został w towarzystwie Kasi.Milczeli, a że w parku panowałazupełna cisza, dolatywał do nich szmer półgłosem prowadzonej rozmowy Kunickich.Jakżeśmiesznie wyglądali tak obok siebie: on, mały, irytująco ruchliwy i gestykulujący staruszek,przy żonie młodej, zgrabnej, niemal posągowej, idącej równym, spokojnym, płynnymkrokiem.- Uprawia pan tenis? - spytała Kasia.- Ja? Nie, proszę pani.Nie umiem.- To dziwne.- Dlaczego dziwne?- No, bo dziś wszyscy panowie umieją.- Nigdy, proszę pani, nie miałem czasu nauczyć się tej gry.Znam tylko bilard.- Tak? To ciekawe, niech mi pan powie.Przepraszam - rzuciła nagle i odbiegła doklombu.Dyzma zatrzymał się, nie wiedząc, co ma robić, gdy Kasia powróciła z kilku łodygaminikotiany w ręku.Kwiaty pachniały już z daleka odurzająco.Zbliżyła je do twarzy Nikodema.Ten sądząc, że zostaje obdarowany, zaczerwienił się i wyciągnął rękę.- Ależ nie! To nie dla pana.Niech pan powącha! Bajeczne, prawda?- Owszem, ładnie pachną - odparł zmieszany.- Pan musi być, swoją drogą, bardzo zarozumiały.- Ja? Dlaczego? - zdziwił się szczerze.- No, bo już panu się zdawało, że kwiaty przeznaczam dla niego.Pewno często dostaje pankwiaty od kobiet?27 Dyzma wprawdzie nigdy nie dostał od żadnej kobiety kwiatów, odparł jednak na wszelkiwypadek:- Czasami.- Podobno słynie pan w warszawskim mondzie jako silny człowiek.-Ja?- Ojciec mi mówił.Zresztą, rzeczywiście, wygląda pan na.Aha, pan gra w bilard?- Niemal od dziecka - odpowiedział, przypominając sobie zadymioną salkę bilardową wcukierni Aronsona w Ayskowie.- My też mamy w domu bilard, lecz nikt z nas grać nie umie.Chętnie nauczyłabym się,gdyby pan znalazł dla mnie trochę czasu.- Pani? - zdziwił się.Nigdy nie wyobrażał sobie, że kobieta może grać w bilard.- Przecieto męska gra.- Ja właśnie lubię męskie gry.Nauczy mnie pan?- Z przyjemnością.- Możemy zacząć choćby zaraz.- Nie - odparł Dyzma - mam dziś jeszcze dużo roboty.Muszę rozpatrzyć się w księgach, wrachunkach.- Hm.nie jest pan przesadnie uprzejmy.Ale to leży w pana typie.- A to dobrze czy zle? - zaryzykował.- Co? - zapytała chłodno.- No, to, że jestem takim typem?- Wie pan.Będę szczera.Lubię mieć do czynienia z ludzmi stanowiącymi pewnąpozytywną wartość, byle nie przypominali mojego papy.Ale z góry chciałabym zaznaczyć ihm.wyjaśnić, że.Nie pogniewa się pan za szczerość?.- Broń Boże.- Ale bliżej mnie to nie obchodzi.- Nie rozumiem.- Lubi pan kropki nad  i ?- Co?- Lubi pan też, widzę, sytuacje wyrazne.To bardzo dobrze.Otóż, jeżeli nawet będę dlapana życzliwa, chciałabym, by pan nie wyciągał z tego zbyt dalekich wniosków.Inaczejmówiąc, ode mnie kwiatów nie będzie pan dostawał.Wreszcie się zorientował, o co jej chodziło i roześmiał się.- Ja nie liczyłem na to wcale.- To świetnie.Najlepiej jest, gdy się sprawy stawia jasno.Nie wiedział sam dlaczego, aleczuł się dotknięty i powiedział prawie bez namysłu:- Ma pani rację.Odpłacę więc pani równą szczerością.Pani też nie jest moim typem.- Tak? Tym lepiej - odparła nieco zaskoczona.- To porozumienie umożliwia nam naukębilardu.Kuniccy zawrócili i przyłączyli się do nich.Kasia wzięła Ninę pod rękę i podała jej kwiatyze słowami:- Proszę cię, Ninuś, lubisz nikotiany.Kunicki obrzucił ją spojrzeniem, w którym pomimozmroku Dyzma dojrzał wyrazną złość.- Po co te manifestacje? - syknął, sepleniąc mocno.Pani Nina, na twarzy której odbiło się zmieszanie, rzekła cicho:- Szkoda, że je zerwałaś.%7łycie kwiatów i tak jest bardzo krótkie.W hallu rozstali się,wymieniając zdawkowe życzenia dobrej nocy.Dyzma jednak nie myślał o śnie.Postanowił zawszelką cenę starać się zapoznać z materiałami dotyczącymi spraw majątkowych Kunickiego.Były to rzeczy wysoce skomplikowane, najeżone cyframi i pełne wrogich, niezrozumiałychwyrazów, których albo wcale nie znał, albo pojąć nie mógł ich tajemniczego znaczenia.28 Remanent, eskonto, trakcja, półfabrykat, cło ochronne, reasekuracja, rekompensata,tendencja, hossa, ekwiwalent - na czoło Dyzmy wystąpił kroplisty pot.Zaczął czytać półgłosem, lecz i to nie pomagało.Po prostu przestał rozumieć znaczeniewymawianych zdań, sens których uciekał z jego świadomości, stawał się pusty i nieuchwytny.Nikodem zrywał się od biurka i biegał po pokoju, wybuchając przekleństwami i tłukącskronie zaciśniętymi pięściami.- A jednak muszę, muszę - powtarzał uparcie - muszę to rozgryzć, bo inaczej przepadnę.Znowu zaczął czytać i zrywał się znowu.- Nie, to na nic, łeb mi pęknie, a nic nie zrozumiem.Poszedł do łazienki i odkręciwszy kran z zimną wodą, pochylony, kilka minut i myślał: -Pomoże czy nie pomoże.Nie pomogło.Całą noc spędził na wertowaniu papierów i jedynym rezultatem tej męki byłsilny ból głowy.Mgliste i urywkowe wyobrażenie o kompleksie gospodarki Koborowa żadnąmiarą nie mogło wystarczyć już nie tylko do administrowania, lecz nawet dla rozmawiania otych interesach z Kunickim.Co robić?.Myślał nad tym długo i postanowił w żadnym wypadku nie kapitulować bez walki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl