[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem te zbóje znalazły się brzyćko:Zciągnęły ci z niej do koszuli syćkoI nie baczęcy na płacze i jęki,Wzięni na męki.Takie historie pisały gazety Myślałek sobie: szkoda ci kobiety;Naraz się wielga oschodzi nowina,%7łe jest hrabina!Syćko się pyta, jak beło w tym lesie?Beło nie beło, nikt dziś nie dowie się,Bo swojej krzywdy ta kobita świętaNic nie pamięta.Diabeł nie dońdzie, jak ta sprawa ma się;Może i prawda, co pisało w Czasie ,%7łe to pewnikiem beł socjalistycznyGwałt polityczny.122Pisane w r.1907123PIEZC O NASZYCH STOLICACHI JAK JE OPATRZNOZ OBDZIELIAA Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie Powiedział niegdyś pewien wielki kpiarz;A jednak dzisiaj to figlarne zdaniePowtórzyć musi, kto kraj poznał nasz;Bo choć poszarpał los polską ziemicę,Lecz wnet się do nas uśmiechnął przez łzy:Wszak każda nacja jedną ma stolicę,A my, szczęśliwcy, mamy ich aż trzy!Kraków, Warszawa i nasz Lwów prastary,Ten beniaminek wszystkich polskich serc,Naszego ducha wszak to trzy filary,Naszej kultury tyleż dzielnych twierdz.Lecz nie dość jeszcze cóż powiecie na to?Całemu światu kładąc nas za wzór,Extra-stolicę dał nam Bóg na lato: Uroczą perłę zakopiańskich gór.Wnet sprawiedliwość boska dobrze znanaHojne swe dary równo dzieli nam:Nam dała F e l d-mana, Warszawie R a j c h-mana,Hoesick na przemian mieszka tu i tam Widząc zaś, że gdy skarby tak rozdziela,Lwów pokrzywdzony smutnie z boku stał:Autentycznego dał mu RafaelaI.w radzie miejskiej znawców sztuki dał.U nas Tarnowski w rektorskim ogonieDo Akademii zwabia gapiów ćmy Warszawa chwali sobie Filharmonię,Gdzie nasz Józefek wciąż poczciwie rży:Lecz i tym razem fortuna przekornaLwów wywyższyła kosztem innych miast:Dała mu, dała. Colosseum Thorna,Aby nam naszych nie zazdrościł gwiazd.Słyną Warszawy mistyczne wieczoryI ich subtelny nastrojowy cień,Lecz mistyczniejsze Kraków ma wybory,Gdzie głosy zmarłych słychać w biały dzień.I Lwów ma swoje igraszki natury Na czarnoksięstwo zakrawa ten gest:Bierze się kawał zwykłej, mocnej rury,Eccola! Dmuchnąć i prezydent jest!124W Warszawie zbytek, szampańskie kolacje,Płyną rubelki skąd? gdzie? Ani wiesz;Lwów ma na tydzień jedną defraudację,Coś więc gotówki liznie czasem też;Za to krakowskie mury osławione!Ilu mieszkańców, tyle w portkach dziur:U nas się mówi: Pożycz mi koronę ,Tak jak gdzie indziej mówi się: Bonjour!Dzięki tej stolic mnogości OjczyznaMa aż trzy rynki na talentów zbyt,Niejeden z państwa może w duchu przyzna,%7łe to ułatwia nam walkę o byt;Gdzie indziej, kto się na życia krawędziRaz jeden potknie oho! Bywaj zdrów!U nas, choć w jednej stolicy coś zwędzi.Założyć dziennik może w drugiej znów.Szeroko sięga sława naszych stolicI cudzoziemców zwabia do nas kwiat,Płyną podróżni z najdalszych okolic,Pod polskim niebem każdy spocznie rad.W niewieścim gronie, wśród miłej zabawy,Jeśli zapytasz: Skąd panienka jest?Z wszelką pewnością jedna jest z Opawy,Druga z Czerniowiec lub aus Budapest!.Pisane w r.1907125ZUR HEBUNG DES FREMDENVERKEHRS(Pieśń Poświęcona Krajowemu Tow.Turystycznemu)Krzywosz7 raz w przejezdzie, tęskniąc za niewiastą,Wyszedł szukać przygód w Krakowie na miasto,Gościu, gościu miły, gościu, gościu nasz,Zdaje mi się, że ty coś zle w głowie masz.Nakłada cylinder i cudne lakierki,W grubym pularesie szeleszczą papierki,Stanął przed zwierciadłem, by poprawić strój:Drżyjcie, krakowianki, wychodzi na bój!Elastycznym krokiem obchodzi plantacje,Patrzy, komu by tu postawić kolację:Wyszło wprawdzie z krzaków panienek ze sto,Lecz zdawały mu się nie dość comme il faut.Nieco już nerwowy przebiega ulice,Coś, gdzieś, kiedyś słyszał o cygarfabryce ;Zatem w tamtą stronę szybko zwraca chód,Patrzy: dobra nasza, jest towaru w bród.Zajął pod latarnią dogodną pozycję;Zwraca do dziewczęcia grzeczną propozycję,Lecz nim jeszcze zdążył w rozmowę się wdać,Tak ci go zwołała, że psia jego mać!.Zwabił do cukierni wreszcie dwie kobietki:Pannę Salczę z Ryfczą, polskie midinetki;Zjadły czekoladę, po sześć ciastek tyż Cóż, kiedy tapen jo, aber sztyken nysz!Ulice już puste, więc z resztką nadzieiPospiesza co żywo na dworzec kolei;Może tam przynajmniej będzie jakiś ruch: Cholera nie miasto powiada nasz zuch.Podsuwa się chyłkiem do jakiejś kobity,Wtem go łapie za kark dama świętej Zyty,Rozjuszonym głosem krzyczy prosto w twarz: K a t o l i c k i c h dziewcząt tknąć się ani waż! Dobryś, mówi sobie, diabli wzięli randkę;7Pragnąc, aby niniejsze wydanie mogło się stać definitywnym, krytycznym i naukowym, przywracawydawca [autor] oryginalny tekst, dotąd w druku zastępowany słowami: Pewien gość z Warszawy.126Gdzież ja o tej porze znajdę protestantkę?.Lecz umykać trzeba, to niezbity fakt,Pójdę do teatru na ostatni akt.Gość nasz, który zwiedzał cudzoziemskie kraje,Widywał w teatrach lekkie obyczaje,Zatem zakupiwszy cukrów cały stosZmiało za kulisy idzie wściubić nos.Rozpoczyna z lekka wstępną galanterią;Dama robi na to minę bardzo serio,Płomień oburzenia bije jej do lic: U nas, proszę pana, małżeństwo lub nic.Wypadł biedny Krzywosz8 trzęsąc się jak w febrze,Pędzi do hotelu, o rachunek żebrze;Aż do Oderbergu łamała go złość:Tak z Krakowa zniknął j e d e n d o b r y g o ś ć!!Pisane w r.19078Wariant:Wypadł gość z teatru etc.127DZIEC P.ESIKA W OSTENDZIE(Na podstawie korespondencji do Kuriera Warszawskiego i na wszelkąodpowiedzialność autora tychże korespondencji skreślony i pod muzykępodłożony.)Motto: Des Lebens ungemischte FreudeWar d o c h e i n e m Irdischen zuteil.(Schiller)Gdy skwar dopiekaBiednego człeka,Pot po nim ścieka,Topnieje już,Gdzież Esik będzie,Godniej zasiędzie,Jak nie w Ostendzie,Królowej mórz.Uroczy pobyt,Tłum pięknych kobit,Wkoło dobrobyt,Wszystko aż lśni;Rozkosz przenikaCiało Esika,Nóżkami fika,Ze szczęścia rży.Pierwsze śniadanko:Kawusia z pianką,Przegryza grzankąI pędzi w cwałProsto na plażę,Gdzie w słońca żarzeBłyszczą mirażeKobiecych ciał.Strojna dziewczynaKibić przegina,LUXUS-kabinaRozkoszą tchnie;Ruchem panteryZrzuca jegieryI gdzie hetery,Tam Esik mknie.Barwne półświatki,Pulchne mężatki,128Obcisłe gatkiZmieją się doń;Esik się nurza,Szczypie w odnóża,To znów jak burzaWciąga je w toń.Lecz dość na dziś z tym,Na piasku czystymJeszcze mój systemPrzez minut sześć;Potem swobodnieNakłada spodnieI nim ochłodnie,Pędzi coś zjeść.Ostryga tłustaWpada mu w usta,Potem langusta,Potem chablis:Otwiera paszczę,Językiem mlaszcze,W brzuszek się głaszczeI dalej ji.Znikł potraw szereg,Mały szlumerek,Potem spacerekPrzez pyszną sień;Przybił do portuW cieniach abortu;Co tu komfortu:Uroczy dzień!Wychodzi letkiZ cichej klozetki,Znów na kobietkiPopatrzeć rad;Z tłumem się miesza,Gdzie strojna rzeszaGwarnie pośpiesza Pięknym jest świat!Koncert w kurhauzie:Esik zdrzymał się,Budzi go w pauzieOklasków szum;Potem nos wetka,129Kędy ruletka,Stara kokietka,Przywabia tłum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]