[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obchodząc je wokół, zauważyła świeże zadrapanie na korzeniu drzewa.Staje się nieostrożny, pomyślała; albo chce, żebym tak myślała.Spostrzegła potrzask w ostatniej chwili, kiedy już miała włożyć weń stopę.Jego sznurki biegły od starannie ukrytej pętli w gęste zarośla, a stamtąd do mocnego, wygiętego w łuk drzewka, do którego były przywiązane.Gdyby go nie zobaczyła, zostałaby poderwana za nogę i zawisłaby głową w dół nad ziemią.Zaraz potem znalazła drugą pułapkę, lepiej ukrytą i tak pomyślaną, żeby ją schwytać, gdyby zdołała uniknąć pierwszej.Tę ominęła również i stała się teraz jeszcze bardziej czujna.Mimo to jedynie przypadkiem go ujrzała, gdy opuszczał się z klonu nie więcej niż pięćdziesiąt metrów z przodu.Zmęczony próbami zgubienia jej w lesie, postanowił szybko doprowadzić rzecz do końca.Zeskoczył cicho, kiedy przemykała pod starym, cienistym drzewem, i tylko instynkt ją uratował.Odskoczyła w bok, kiedy lądował, i zamachnąwszy się pałką, uderzyła go z głuchym odgłosem w szerokie ramiona.Jej napastnik zignorował cios i z groźnym chrząknięciem podniósł się na nogi.Był to ogromny mężczyzna, wyglądający szczególnie okazale na tle maleńkiej leśnej polanki.Rzucił się na Wren, która podpierając się pałką, szybko od niego odskoczyła.Pośliznęła się jednak i tamten przypadł do niej ze zdumiewającą szybkością.Poturlała się po ziemi, osłaniając się przed nim pałką, wyciągnęła zza pasa drewniany sztylet i przycisnęła go płazem do brzucha mężczyzny.Opalone, brodate oblicze obróciło się, szukając jej twarzy, głęboko osadzone oczy spojrzały w dół.- Nie żyjesz, Garth - powiedziała do niego, uśmiechając się.Następnie uniosła palce i uczyniła nimi znaki.Olbrzymi nomada przewrócił się, udając uległość, lecz po chwili podniósł się na nogi i również się uśmiechnął.Otrzepali ubrania i stanęli naprzeciw siebie w gasnącym świetle dnia.- Jestem coraz lepsza, prawda? - zapytała Wren, wykonując jednocześnie znaki rękoma.Garth odpowiedział bezgłośnie, szybko poruszając palcami w języku, którego ją nauczył.- Lepsza, ale jeszcze nie dość dobra - przetłumaczyła głośno.- Podejrzewam, że dla ciebie nigdy nie będę dość dobra.Inaczej straciłbyś pracę!Podniosła pałkę i zamarkowała wypad, który sprawił, że tamten odskoczył wystraszony.Fechtowali się przez chwilę, aż im się to znudziło i ruszyli z powrotem w stronę brzegu jeziora.Tuż za zatoczką znajdowała się mała polana, idealne miejsce na nocny biwak.Wren zauważyła ją podczas polowania na Gartha i teraz skierowała się ku niej.- Jestem zmęczona i wszystko mnie boli, ale nigdy nie czułam się lepiej - rzekła pogodnie, kiedy szli, rozkoszując się ostatnimi promieniami słońca na plecach i wdychając zapachy lasu; czuła się rześko i spokojnie.Trochę śpiewała, nucąc piosenki o nomadach i swobodnym życiu, o tym, co jest, i o tym, co będzie.Garth szedł z tyłu jak milczący cień.Znaleźli miejsce na biwak, rozpalili ognisko, przygotowali i zjedli kolację, po czym zaczęli na zmianę popijać piwo ze skórzanego bukłaka.Noc była ciepła i cicha i myśli Wren Ohmsford wędrowały pogodnie ku różnym tematom.Dopiero za pięć dni oczekiwano ich powrotu.Lubiła wycieczki z Garthem; były podniecające i pełne niebezpieczeństw.Wielki nomada był najlepszym nauczycielem - pozwalał swoim wychowankom uczyć się z doświadczenia.Nikt nie wiedział więcej od niego o tropieniu, ukrywaniu się, sidłach, pułapkach i najróżniejszych tajnikach pięknej sztuki utrzymywania się przy życiu.Od początku był jej mentorem.Nigdy nie pytała, dlaczego ją wybrał; po prostu była mu za to wdzięczna.Przez chwilę nasłuchiwała odgłosów lasu, z przyzwyczajenia usiłując odgadnąć wygląd istot, których poruszenia w ciemności słyszała.Wiodła wyczerpujące, pełne wyrzeczeń życie, lecz nie potrafiła już sobie wyobrazić żadnego innego.Urodziła się tutaj i spędziła wśród nomadów całe życie oprócz bardzo wczesnego okresu, kiedy mieszkała w wiosce Shady Yale, u swoich kuzynów Ohmsfordów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]