[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.***Scena dygotała od rytmicznego tupania.Rozlegały się pierwsze gniewne krzyki.Dibbler z przerażającym uśmiechem odwrócił się do Crasha.- Właśnie wpadłem na znakomity pomysł.***Maleńka sylwetka pędziła drogą od strony rzeki.Przed nią lśniły w mroku światła sceny.***Nadrektor szturchnął Myślaka i znacząco machnął laską.-Teraz - powiedział.-Jeśli nastąpi gwałtowne rozerwanie rzeczywistości i przejdą straszliwe, wyjące stwory, naszym zadaniem jest.- Poskrobał się po głowie.-Jak to mówi dziekan? Skopać przodka jakiegoś napuszonego osła?- Tyłek, nadrektorze - poprawił go Stibbons.- Skopać tyłek jakiemuś napuszonemu osłu.Ridcully spojrzał na pustą scenę.- Żadnego nie widzę.***Czterech członków Grupy wpatrywało się nieruchomo w zalaną księżycowym blaskiem równinę.Wreszcie Klif przerwał milczenie.-Ile?- Prawie pięć tysięcy dolarów.- PIĘĆ TYSIĘCYDOL.?Klif potężną dłonią zatkał Buogowi usta.- Czemu? - zapytał, przytrzymując wyrywającego się krasnoluda.- Trochę mi się wszystko pomieszało - wyznał Asfalt.- Przepraszam.- Nigdy nie uciekniemy dość daleko.Wiesz? Nawet kiedy umrzemy.- Próbowałem wam powiedzieć -jęknął Asfalt.-A może.Może odwieziemy je z powrotem?- Mmf nimf mmf?! -Jak możemy?- Mmf mmf mmf?!- Buog - powiedział Klif uspokajającym tonem.- Zabiorę rękę.A ty masz nie krzyczeć.Jasne?-Mmf.- Dobra.- Odwieźć z powrotem?! Pięć tysięcy dol.Mmfmmfmmf.- Trochę z tego jest chyba nasze - stwierdził Klif, wzmacniając uchwyt.-Mmf!-Ja nie dostawałem żadnej wypłaty - zgodził się Asfalt.-Jedźmy do Quirmu - nalegał Buddy.- Możemy wziąć.to, co nasze, a resztę mu odesłać.Klif wolną ręką pogładził brodę.- Część należy do Chryzopraza - przypomniał Asfalt.- Pan Dibbler pożyczył od niego trochę pieniędzy, kiedy organizował Darmowy Festiwal.- Od niego nie uciekniemy - stwierdził Klif.- Chyba że pojedziemy aż na Krawędź i rzucimy się przez nią.A i wtedy nie na pewno.- Możemy się wytłumaczyć.prawda?Przed ich oczami uformowała się wizja lśniącej, marmurowej głowy Chryzopraza.-Mmf.-Nie.- A więc Quirm - powtórzył Buddy.Diamentowe zęby Klifa błysnęły w promieniach księżyca.- Zdawało mi się - powiedział - żem chyba coś słyszał.Tak jakby brzęk uprzęży.***Niewidzialni żebracy opuścili park.Zapach Paskudnego Starego Rona został jeszcze chwilę, bo podobała mu się muzyka.A pan Szczota wciąż stał nieruchomo.- Mamy prawie dwadzieścia kiełbasek - poinformował Arnold Boczny.Kaszel Kaszlaka Henry’ego miał w sobie kości.- Niech ich demoniszcze - rzekł Paskudny Stary Ron.- Mówiłem, żeby nie szpiegowali mnie promieniami!Coś przemknęło po wydeptanej murawie w stronę pana Szczoty, wbiegło na jego szatę i obiema łapkami chwyciło kaptur.Zabrzmiał głuchy stuk dwóch zderzających się czaszek.Pan Szczota zatoczył się do tyłu.PIP!Pan Szczota zamrugał i nagle usiadł na trawie.Żebracy przyglądali się, jak mała figurka podskakuje na kamieniach.Sami z natury niewidzialni, potrafili bez trudu zobaczyć rzeczy niewidoczne dla innych ludzi, czy też - w przypadku Paskudnego Starego Rona - dla żadnych znanych naturze oczu.- To szczur - stwierdził Kaczkoman.- Demoniszcze - mruknął Paskudny Stary Ron.Szczur biegał w kółko na tylnych łapach i popiskiwał głośno.Pan Szczota znów zamrugał.i powstał Śmierć.MUSZĘ IŚĆ, oznajmił.PIP!Śmierć odszedł kawałek, zatrzymał się i zawrócił.Kościstym palcem wskazał Kaczkomana.DLACZEGO CHODZISZ WSZĘDZIE Z TĄ KACZKĄ?- Jaką kaczką?AHA.PRZEPRASZAM.***- Suchajcie, przecież to musi się udać.- Crash wymachiwał gorączkowo rękami.- Musi.Wszyscy wiedzą, że kiedy dostajesz swoją wielką szansę, bo wielka gwiazda zachoruje albo co, publiczność szaleje za tobą.Za każdym razem.Mam rację?Jimbo, Noddy i Scum spojrzeli za kurtynę, na rozpętane tam pandemonium.Niepewnie pokiwali głowami.Oczywiście, zawsze wszystko się świetnie układało, kiedy człowiek dostał już swoją wielką szansę.- Możemy zagrać „Anarchię w Ankh-Morpork” - zaproponował Jimbo z pewnym powątpiewaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl