[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak po prawdzie to całkiem proste stwierdziła w końcu. Mnóstwo ludzi sięw sobie kocha, jest dużo przebierania się za innych i ogólnego bałaganu, występuje bez-czelny sługa, nikt tak naprawdę nie wie, kto jest kim, parę osób dostaje obłędu, cygań-ski chór i w ogóle.Typowa opera.Pewnie ktoś się okaże czyimś dawno zaginionym sy-nem albo córką, albo żoną. Psst! odezwał się ktoś z tyłu. Szkoda, że nie wzięłyśmy czegoś do jedzenia mruknęła babcia. Mam chyba miętowe pastylki w nogawce. Psst!! Czy mogłabym dostać moje okulary? Proszę bardzo.Nie są najlepsze, prawda?Ktoś stuknął nianię Ogg w ramię. Droga pani, pani futrzany kołnierz wyjada moje czekoladki!Ktoś inny stuknął w ramię babcię Weatherwax.94 Czy zechciałaby pani zdjąć kapelusz?Niania Ogg zakrztusiła się miętową pastylką.Babcia Weatherwax obejrzała się na siedzącego za nią, czerwonego na twarzy dżen-telmena. Wie pan chyba, kim jest kobieta w spiczastym kapeluszu? Wiem, droga pani.Kobietą w spiczastym kapeluszu, która siedzi akurat przedemną.Babcia spojrzała na niego groznie.A potem, ku zdumieniu niani, zdjęła kapelusz. Bardzo przepraszam powiedziała. Widzę, że niechcący okazałam złe manie-ry.Proszę o wybaczenie.Wróciła do obserwacji sceny.Niania Ogg znów zaczęła oddychać. Dobrze się czujesz, Esme? Jak nigdy.Babcia przyglądała się teraz widowni, nie zwracając uwagi na rozlegające się wokółszepty. Proszę pani, naprawdę wyjada moje czekoladki.Zaczął już drugą warstwę. Oj.niech mu pan pokaże ten plan na wieczku pudełka, dobrze? Lubi tylko trufle,a z pozostałych łatwo można zetrzeć ślinę. Czy mogę prosić o ciszę? Jestem cicho.To ten pan i jego czekoladki tak hałasują.Wielka sala, myślała babcia.Wielka sala bez okien.Zaświerzbiały ją kciuki.Spojrzała na żyrandol.Lina znikała we wnęce w sklepieniu.Jej wzrok przesunął się wzdłuż szeregu lóż wszystkie były dość mocno zatłoczo-ne.W jednej wszakże ktoś zasunął kotary, jakby chciał widzieć spektakl, sam nie będącwidziany.Następnie babcia obejrzała amfiteatr.Publiczność składała się głównie z ludzi.Tui tam dostrzegła potężną sylwetkę trolla, chociaż trollowe odpowiedniki opery trwa-ją zwykle po parę lat.Lśniło kilka krasnoludzich hełmów, choć na ogół krasnoludy nieinteresowały się niczym, co nie miało w sobie krasnoludów.Z pewnością w dole byłosporo piór, a gdzieniegdzie błysk biżuterii.Ramiona w tym sezonie nosiło się obnażo-ne.Wiele uwagi poświęcano prezencji.Ludzie przychodzili tu, by wyglądać, nie by oglą-dać.Przymknęła oczy.W takich sytuacjach naprawdę stawała się czarownicą.Nie kiedy praktykowała gło-wologię na niemądrych staruszkach, kiedy przyrządzała leki, kiedy potrafiła bronićswego albo odróżniała jedno zioło od innego.Czarownicą ktoś staje się wtedy, kiedyotwiera umysł na świat i starannie bada wszystko, co tam znajdzie.95Nie zwracała uwagi na sygnały docierające do uszu; po chwili odgłosy widowni sta-ły się tylko odległym brzęczeniem.A w każdym razie odległym brzęczeniem zakłóca-nym głosem niani Ogg. Tu piszą, że donna Timpani, która śpiewa partię Quizelli, jest divą mówiła nia-nia. Czyli śpiew to dla niej zajęcie dodatkowe.Dobrze, bo takie ćwiczenia mogą sięprzydać.Babcia pokiwała głową, nie otwierając oczu.Wciąż miała je zamknięte, kiedy zaczęła się opera.Niania, która wiedziała, kiedy na-leży zostawić przyjaciółkę własnym myślom, starała się zachowywać milczenie.Czułasię jednak w obowiązku na bieżąco komentować wydarzenia. Tam jest Agnes! oświadczyła nagle. Hej, to Agnes! Przestań machać i usiądz mruknęła babcia, próbując zatrzymać swój sen na ja-wie.Niania wychyliła się przez poręcz. Jest przebrana za Cygankę opowiadała. A teraz taka dziewczyna występujenaprzód, żeby zaśpiewać. Zerknęła do zdobytego programu. Zaśpiewać słynnąarię Pożegnanie.Tak tu piszą.Trzeba przyznać, że głos ma dobry. To Agnes śpiewa odparła babcia. Nie, to ta dziewczyna, Christine. Zamknij oczy, głupia kobieto, i wtedy powiedz, czy to nie Agnes.Niania Ogg posłusznie zacisnęła powieki i zaraz uniosła je znowu. To Agnes śpiewa! Tak. Ale tam z przodu stoi ta dziewczyna z szerokim uśmiechem i rusza ustami,i w ogóle! Tak.Niania podrapała się po głowie. Coś tu jest nie w porządku, Esme.Nie można pozwolić, żeby kradli głos naszejAgnes.Babcia nie otwierała oczu. Powiedz, czy w loży, tam z boku po prawej stronie, poruszyły się kotary? Właśnie zauważyłam, jak się kołyszą, Esme. Aha.Babcia odprężyła się.Opadła w fotel; aria opływała ją falami dzwięku.Raz jeszczeotworzyła umysł.Krawędzie, mury, drzwi.Kiedy zamknie się jakąś przestrzeń, staje się ona wszechświatem samym w sobie.Pewne rzeczy pozostają w niej schwytane.96Muzyka wpadała jednym uchem, a wypadała drugim, ale wraz z nią nadpływały teżinne zjawiska, pasma zdarzeń, echa dawnych krzyków.Dryfowała dalej, poniżej świadomości, w ciemność poza kręgiem blasku ognia.Był tam strach.Krążył niczym wielka, mroczna bestia.Czaił się w każdym kącie.Tkwił w kamieniach.W cieniu skrywała się dawna groza.Była to jedna z najbardziejpradawnych, ta, która oznaczała, że ludzkość nauczyła się chodzić dopiero wtedy, kie-dy padła na kolana.Był to strach przed nietrwałością, wiedza, że wszystko przeminie,że piękny głos albo wspaniała figura to coś, czego pojawienia nie sposób kontrolowaći czego odejścia nie sposób odsunąć.Nie tego szukała, ale chyba w tym morzu pływało owo poszukiwane coś.Zeszła głębiej.I tak je znalazła, huczące w nocnym mroku duszy tego miejsca niby głęboki, zimnyprąd.Kiedy się zbliżyła, odkryła, że to niejeden obiekt, ale dwa, splecione wokół siebie na-wzajem.Sięgnęła ku nim.Oszustwo! Kłamstwa! Fałsz! Morderstwo! Nie!Zamrugała.Wszyscy się jej przyglądali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]