[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśliwi zapuszczali się tam niekiedy, jedynie przypadkiem.Nie o to chodzi, że brakowało zwierzyny, ale - jak by to.stały tam kamienie.Kamienne kręgi w górach spotykało się często.Druidowie budowali je jako komputery meteorologiczne, a że zwykle taniej jest zbudować nowy 33-MegaLitowy krąg, niż przerobić stary, wszędzie można spotkać mnóstwo porzuconych.Żaden druid nie zbliżył się nigdy do Tancerzy.Kamienie nie były specjalnie ukształtowane.Nie były też ustawione w jakiś szczególnie znaczący sposób.Nie chodziło o żadne promienie słońca padające pewnego konkretnego dnia na konkretny kamień.Ktoś zwyczajnie przywlókł tu osiem głazów i ustawił je mniej więcej w okrąg.Ale wewnątrz panowała inna pogoda.Ludzie mówili, że kiedy zaczyna padać deszcz, w kręgu pierwsze krople spadają kilka sekund później niż na zewnątrz - jak gdyby miały dalszą drogę do pokonania.Kiedy chmura przesłaniała słońce, mijała chwila czy dwie, nim wewnątrz kręgu przygasło światło.William Scrope miał umrzeć za kilka minut.Trzeba zauważyć, że nie powinien polować na jelenie o tej porze roku, a już szczególnie nie na tego pięknego samca, którego tropił.Tym bardziej że był to piękny samiec z gatunku czerwonych ramtopiańskich, oficjalnie uznanego za zagrożony.Chociaż w tej chwili nie aż tak jak William Scrope.Jeleń biegł teraz przed nim i przeciskał się przez paprocie tak głośno, że nawet ślepy mógłby go tropić.Scrope szedł za zwierzyną.Mgła wciąż wisiała wokół kamieni - nie grubą pokrywą, ale w długich, poszarpanych pasmach.Jeleń dotarł do kręgu i zatrzymał się.Zrobił kilka kroków w tył, do przodu, znowu w tył.Obejrzał się na Scrope’a.Scrope uniósł kuszę.Jeleń odwrócił się i skoczył między głazy.Od tego momentu wrażenia Scrope’a stały się niejasne.Pierwszym była.odległość.Krąg miał parę sążni średnicy i nie powinien nagle mieścić takich odległości.Potem nadeszła.szybkość.Coś wybiegało z kręgu: biały punkcik, coraz większy i większy.Scrope wiedział, że uniósł kuszę.Ale wyfrunęła mu z rąk, jakby czymś mocno uderzona, i nagle pozostało tylko wrażenie.spokoju.I krótkie wspomnienie bólu.William Scrope umarł.William Scrope spojrzał przez swoje dłonie na zgniecione paprocie.Były zgniecione, ponieważ leżało na nich jego ciało.Jego właśnie zmarłe oczy zbadały wzrokiem otoczenie.Dla umarłych nie istnieją złudzenia.Umrzeć to jak obudzić się po naprawdę udanej imprezie, kiedy człowiek ma jeszcze sekundę czy dwie niewinnej swobody, nim zacznie sobie przypominać, co robił wczoraj w nocy, a co wydawało się takie logiczne i takie śmieszne.Jeszcze później pamięć podsuwa wspomnienie tego naprawdę rewelacyjnego numeru z kloszem od lampy i dwoma balonami, wszyscy boki zrywali ze śmiechu.Po czym uświadamia sobie, że dzisiaj wielu osobom będzie musiał spojrzeć w oczy, a jest już trzeźwy, i oni też, ale wszyscy pamiętają.- Oj - powiedział Scrope.Pejzaż płynął wokół kamieni.Teraz, kiedy Scrope patrzył z zewnątrz, wszystko stało się takie oczywiste.Oczywiste.Żadnych murów, jedynie drzwi.Żadnych krawędzi, jedynie rogi.WILLIAMIE SCROPE.- Tak?JEŚLI MOŻNA, PRZEJDŹ TĘDY.- Jesteś myśliwym?WOLĘ MYŚLEĆ O SOBIE JAKO O PODNOSZĄCYM PORZUCONE OKRUCHYŚmierć uśmiechnął się z nadzieją.Scrope zmarszczył swe postfizyczne czoło.- Znaczy co? Z ciasta?Śmierć westchnął.Szkoda marnować metafory dla ludzi.ZABIERAM LUDZKIE ŻYCIA.TO CHCIAŁEM POWIEDZIEĆ, oznajmił kwaśnym tonem.- A dokąd?O TYM SIĘ PRZEKONAMY PRAWDA?William Scrope rozpływał się już we mgle.- To coś, co mnie załatwiło.TAK?- Myślałem, że one wymarły.NIE.TYLKO ODESZŁY- A dokąd?Śmierć wyciągnął kościsty palec.O TAM.***Początkowo Magrat nie zamierzała przeprowadzać się do zamku przed ślubem, bo przecież ludzie zaczną gadać.Owszem, w zamku mieszkało kilkanaście osób, a komnat było mnóstwo, ale przebywałaby pod tym samym dachem, a to zupełnie wystarczy.A raczej nie wystarczy.To było przedtem.Teraz krew jej zawrzała.Niech sobie gadają.Domyślała się zresztą, kto konkretnie będzie gadał.Które to czarujące osoby.Ha! Niech sobie plotkują do woli.Wstała wcześnie i spakowała swój majątek.Nie był wielki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]