[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałem, że mnie krew zaleje. Mówże waszmość, na miłość boską! zawołał Wołodyjowski. Zaliżeś co o naszej niebodze słyszał? Tak jest, niech jej Bóg błogosławi rzekł Zagłoba.Pan Skrzetuski podniósł się na całą swą wysokość i usiadł natychmiast nastała taka cisza, że słychać byłobrzęczenie komarów na okienku, aż pan Zagłoba zabrał głos znowu: %7łyje ona, wiem to na pewno, i jest w Bohunowym ręku.Moi mości panowie, straszne to ręce, ale przecie Bógnie pozwolił, aby ją krzywda lub hańba spotkała.Moi mości panowie, to mnie sam Bohun powiadał, któren byprędzej czym innym chełpić się gotów. Jak to może być? jak to może być? pytał gorączkowo Skrzetuski. Jeśli łżę, niech mnie piorun zapali! odrzekł poważnie Zagłoba bo to jest święta rzecz.Słuchajcie, co mnieBohun mówił, gdy sobie chciał drwić ze mnie, nimem go do ostatka splantował: Cóżeś to myślał (prawi), żeś dlachłopa ją do Baru przywiózł? że to ja chłop (prawi), abym ją siłą niewolił? Czy to mnie nie stać, by mnie w Kijowiew cerkwi ślub dali i czerńcy (powiada) żeby mi śpiewali, i żeby trzysta świec mi palili mnie atamanowi!hetmanowi i nogami nade mną tupał, i nożem mi groził, bo myślał, że mnie ustraszy, alem mu powiedział, żebypsy straszył.Skrzetuski już się opamiętał, tylko mu się mnisza twarz rozświeciła i grała na niej na powrót obawa, nadzieja,radość i niepewność. Gdzie ona tedy jest? gdzie jest? pytał z pośpiechem. Jeśliś się i tego waść dowiedział, toś z nieba spadł. Tego on mi nie mówił, ale mądrej głowie dość dwie słowie.Uważcie waszmościowie, że ciągle drwił za mnie,nimem go splantował, i tak znowu powiada: Naprzód, powiada, do Krzywonosa cię zawiodę, a potem na weselebym cię prosił, ale teraz wojna, więc to jeszcze nieprędko. Uważcie waszmościowie: jeszcze nieprędko! zatemmamy czas! Po wtóre, uważcie także: naprzód do Krzywonosa, potem na wesele, więc żadną miarą nie ma jej uKrzywonosa, ale gdzieś dalej, gdzie wojna nie doszła. Złoty z waści człowiek! zawołał Wołodyjowski. Myślałem tedy naprzód mówił mile połechtany Zagłoba że może ją do Kijowa odesłał, ale nie, bo mi rzekł,że na wesele do Kijowa z nią pojedzie; jeżeli tedy pojedzie, to znaczy, że jej tam nie ma.I za mądry on na to, by jątam wozić, bo gdyby się Chmielnicki ku Czerwonej Rusi posunął, to Kijowa łatwo litewskie wojska mogą dostać. Prawda! prawda! wykrzyknął pan Longinus. Ot, jak mnie Bóg miły! niejeden mógłby się z waścią narozum pomieniać. Jeno ja bym się nie z każdym mieniał od strachu, abym zaś boćwiny zamiast rozumu nie kupił, co by mi sięmiędzy Litwą snadnie przytrafić mogło. Już swoje zaczyna rzekł Longinus. Pozwólże waść skończyć.Tak tedy nie ma jej u Krzywonosa ni w Kijowie, więc gdzie jest? W tym sęk! Jeśli waść się domyślasz, to powiedz prędzej, bo mnie ogień pali! krzyknął Skrzetuski. Za Jampolem! rzekł Zagłoba i potoczył tryumfalnie swoim zdrowym okiem. Skąd waść wiesz? pytał Wołodyjowski. Skąd wiem? Ot skąd: siedziałem w chlewie, bo mnie w chlewie ów zbój kazał zamknąć żeby go wieprze zato zećpały! a naokoło gadali ze sobą Kozacy.Przykładam tedy ucho do ściany i co słyszę?.Jeden mówi: Terazchyba za Jampol ataman pojedzie a drugi na to: Milcz, jeśli ci młoda głowa miła. Szyję daję, że ona jest zaJampolem. O! jako Bóg na niebie! zakrzyknął Wołodyjowski. Na Dzikie Pola przecie jej nie zaprowadził, więc wedle mojej głowy, musiał ją ukryć gdzieś między Jampolema Jahorlikiem.Byłem też raz w tamtych stronach, gdy się królewscy i chanowi sędzie zjeżdżali, bo w Jahorliku, jakwaćpaństwu wiadomo, pograniczne sprawy się sądzą o zabrane stada, których spraw nigdy nie brak.Pełno tam jestnad całym Dniestrem jarów i zakrytych miejsc, i różnych komyszy, w których żyją w chutorach ludzie, co żadnejzwierzchności nie znają mieszkając w pustyni i bliznich nie widując.U takich to dzikich pustelników on pewnie jąukrył, bo mu tam było i najbezpieczniej. Ba! ale jak się tam dostać teraz, gdyż drogę Krzywonos zagradza rzecze pan Longinus. Jampol to też, jaksłyszałem, gniazdo rozbójnicze.Na to Skrzetuski: Choćbym i dziesięć razy gardło miał stracić, będę ją ratował.Pójdę przebrany i będę szukał Bóg mniepomoże znajdę. Ja z tobą, Janie! rzecze pan Wołodyjowski. I ja po dziadowsku z teorbanem.Wierzajcie mi waszmościowie, że najwięcej mam między wami eksperiencji,a że mnie teorban z ostatkiem obrzydł, więc wezmę dudy. Toż i ja się na coś przydam, braciaszki? rzekł pan Longinus. I pewnie odpowiedział pan Zagłoba. Jak będzie nam trzeba przez Dniestr się przebrać, to waćpan będziesznas przenosił, jako święty Krzysztof. Dziękuję z duszy waszmościom rzekł Skrzetuski i gotowość waszą chętnym przyjmuję sercem.Nie maszto w przeciwnościach nad przyjaciół wiernych, których, jak widzę, nie pozbawiła mnie Opatrzność! Dajże mnie,wielki Boże, odsłużyć waszmościom zdrowiem i mieniem! Wszyscy my jako jeden mąż! wykrzyknął Zagłoba. Bóg zgodę pochwala, i obaczycie, iż frukta naszychprac niedługo będziemy oglądali. To już nie pozostaje mnie nic innego mówił po chwili milczenia Skrzetuski jak chorągiewkę księciuodprowadzić i zaraz w kompanii ruszyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]