[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to dzisiaj.Ręce mu się trzęsły, autentycznie się trzęsły.Może jakieśszczere słowa pomogą im obojgu się odprężyć.- Terez.? - zagaił.Księżniczka pozdrawiała władczym gestem tłumy.- Zdaję sobie sprawę, że.praktycznie się nie znamy, ale.chciałbym cię lepiejpoznać.Ledwo dostrzegalne drgnienie ust było jedynym sygnałem, że go usłyszała.- Wiem, że musiał to być dla ciebie ogromny wstrząs, tak jak i dla mnie.Mam tylkonadzieję, że jeśli jest coś, co mógłbym zrobić, żeby.jakoś to ułatwić, to.- Mój ojciec uważa, że ten ślub posłuży interesom naszego państwa, a rolą córki jestposłusznie wypełniać ojcowską wolę.Ci z nas, którzy pochodzą z królewskich rodów, są oddziecka gotowi do poświęceń.Doskonała głowa odwróciła się płynnie na doskonałej szyi.Księżniczka sięuśmiechnęła.Może był to uśmiech nieco wysilony, ale na pewno nie mniej przez topromienny.Trudno było uwierzyć, że twarz tak gładka, tak idealna, jest zbudowana z ciała,jak u każdego innego człowieka.Przywodziła raczej na myśl porcelanę albo wygładzonykamień.Jej widok wprawiał w nieustanny, magiczny wręcz zachwyt.Jezal zastanawiał siętylko, czy te usta są zimne, czy ciepłe w dotyku; bardzo, naprawdę bardzo chętnie by tosprawdził.Nachyliła się ku niemu i delikatnie przykryła jego dłoń swoją.Jej skóra była ciepła wdotyku, bez dwóch zdań, ciepła, miękka i bardzo cielista.- Naprawdę powinieneś im pomachać - mruknęła Terez ze śpiewnym styriańskimakcentem.- Eee.No tak - zachrypiał Jezal.Zaschło mu w gardle - Tak, naturalnie.***Glokta - z Ardee u boku - wpatrywał się posępnie w drzwi Rotundy Lordów.Za tymiogromnymi wrotami, w wielkiej okrągłej sali, odbywała się ceremonia zaślubin. Ach, radosny, radosny dniu!.Przemądre wynurzenia najwyższego sędziego Marovii odbijały się echem odpozłacanej kopuły, szczęśliwa para młoda beztrosko wypowiadała słowa przysięgi.Tylkonieliczni mieli tyle szczęścia, żeby być świadkami tych chwil. Reszta z nas musi oddawać cześć na odległość.Spory tłum zgromadził się zresztą właśnie w tym celu.Plac Marszałków pękał wszwach.Podekscytowany bełkot wypełniał uszy Glokty. Zgraja pochlebców nie może się doczekać boskiego widoku Jego KrólewskiejMości.Kołysał się niecierpliwie w przód i w tył i z boku na bok, krzywił się i posykiwał,usiłując wpompować więcej krwi w obolałe nogi i ukoić skurcze. Prawdę mówiąc, tkwienie w jednym miejscu nieruchomo przez tak długi czas jesttorturą.- Ile może trwać taki ślub?Ardee uniosła ciemną brew.- Może nie mogli się od siebie oderwać i właśnie konsumują związek na posadzceRotundy Lordów?- No to ile może trwać takie konsumowanie, do diabła?- Możesz się na mnie wesprzeć, jeśli chcesz.- Ardee podsunęła Glokcie ramię.- Wiódł pijany kulawego? - Glokta zmarszczył brwi.- Dobrana z nas para.- Jeśli wolisz, możesz się przewrócić i wybić sobie resztę zębów.Ja raczej nie będęmiała nieprzespanych nocy z tego powodu. Może powinienem skorzystać z propozycji, chociaż na chwilę.Co to komu szkodzi?Jednakże w tejże chwili nad tłumem poniosły się pierwsze donośne wiwaty, doktórych szybko dołączyły następne, aż powietrze zawibrowało od triumfalnego ryku.DrzwiRotundy Lordów w końcu się otworzyły i najwyższy król i królowa Unii wyszli, trzymającsię za ręce, na skąpany w słońcu plac.Nawet Glokta musiał przyznać, że tworzą olśniewającą parę.Niczym mitycznimonarchowie stanęli przed ludem w lśniącej bieli przetykanej mieniącym się w słońcuhaftem.Złote słońca zdobiące plecy jej sukni i jego płaszcza rozbłysły, gdy odwrócili się dopodwładnych - wysocy, smukli i eleganccy, w złotych koronach z olbrzymimi diamentami. Tacy młodzi i tacy piękni.Mają przed sobą całe bogate, szczęśliwe, królewskieżycie.Hip, hip, hurra! Hurra na ich cześć! Wyschnięty bobek, który noszę w piersi zamiastserca, pęka z radości!.Glokta wsparł się na ramieniu Ardee, nachylił się do niej i wykrzywił usta w swoimnajbardziej zdeformowanym, bezzębnym, groteskowym uśmiechu.- Czy to prawda, że nasz król jest przystojniejszy ode mnie?- To odrażająca bzdura! - Ardee wypięła pierś, zarzuciła głową i posłała Glokciepogardliwe spojrzenie.- Ja zaś lśnię jaśniej niż Klejnot Talinsu!- O tak, moja droga, całkowicie się z tobą zgadzam.Przy nas oboje wyglądają jaknędzarze.- Jak ścierwa.- Jak kuternogi.Zaśmiali się oboje.Królewska para przeszła dostojnym krokiem przez plac w asyściedwudziestu czujnych Rycerzy Armii.W ślad za nią podążyła Zamknięta Rada, zachowującpełen szacunku dystans - jedenastu starców, wśród nich Bayaz w swoim czarnoksięskimstroju, rozradowany niewiele mniej niż sami państwo młodzi.- Od początku go nie lubiłam - mruknęła pod nosem Ardee.- Od samego początku. To jest nas dwoje.- Nie płacz.Za bystra z ciebie dziewczyna, żebyś miała się zadowolić takim ćwokiem.Ardee gwałtownie wciągnęła powietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]