[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nigdy nie był to dla mnie cel zawodowy.- Hm.- Diabeł zmrużył orzechowe oczy.- Twoja macocha była dla mnie idealnym naczyniem.- W to ci uwierzę - zapewniłam zgodnie z prawdą.- A twój ojciec był głupcem.No dobra, zaczynała mnie wkurzać.Co ja kiedykolwiek zrobiłam diabłu? Oprócz tego, że nie jestemcałkowicie i paskudnie zła przez cały czas? I nie sprzedałam swojej duszy za buty? Nad czym wciążsię zastanawiałam.- Powiesz mi coś, czego sama nie rozgryzłam? Bo miałam nadzieję na interesującą rozmowę.Widzisz,masz pewną reputację.Diabeł uśmiechnął się z wyższością.- Nieszczęsne dziecko.- Słuchaj, dziwnie się czuję, rozmawiając tutaj z tobą.- Byłam tutaj wielokrotnie.- Oo, łał, komentarz na temat naszej pazernej kultury i tajemnym zródle wszelkiego zła, jakim sącentra handlowe! Ze też tego sama nie zauważyłam.Widywałam pociągi, które były bardziej subtelneniż ty.Diabeł spiorunował mnie wzrokiem.- Podzieliłam się jedynie spostrzeżeniem.- To podziel się kolejnym.- Jedynie jeden krok dzieli cię od bycia idiotką.- Kto kogo przezywa - odpyskowałam szatanowi -sam się tak nazywa.Zmrużyła zielone oczy, jakby miała zaraz skoczyć na mnie przez stół.Po dłuższej chwili odparła:- Opiekuj się moją Laurą, jeśli łaska.- Jasne.- Mam co do niej wielkie plany.- Dobra.Wcale nie zabrzmiało to obleśnie.Założyła nogę na nogę i uniosła stopę, pokazując mi podeszwę buta.Całkowicie niezdartą.O Boże.Widealnym stanie.- Ostatnia szansa - kusił diabeł.- Precz mi z oczu, Leno Olin.Zniknęła w obłoku dymu, który śmierdział zgniłymi jajami.Serio.Zniknęła.A ja wróciłam dokatalogu Real Simple.Albo to, albo atak histerii w dziale gastronomicznym, a przecież zostało mitrochę dumy.Rozdział 34Wykończona zakupami i orange juliusem z diabłem weszłam chwiejnym krokiem do pokoju izobaczyłam duże pudełko leżące na skraju łóżka.Było to zwykłe, brązowe, kartonowe pudło, więc niewzbudziło większych emocji.Miało rozmiar kozaka, więc domyśliłam się, że Jess pewnie kupiła miparę butów na zimę, gdy była na zakupach.Otworzyłam pudełko.i niemal do niego wpadłam.Na cieniutkiej bibułce leżały kozaki od Kate Spa-de, całkowicie poza moim zasięgiem, za pięćset dolców.Marzenie z miękkiej czarnej i czerwonejskóry na czte-rocentymetrowych obcasach.Nawet leżąc w pudełku, wyglądały zgrabnie i pięknie.Niemal słyszałam, jak do mnie wołają: wrum, wrum!- Ooo, ooo - bełkotałam nieskładnie.Mnie się podobać! Przycisnęłam je, w bibule, w pudełku, do pier-si.- Ooo!Zachwycona, odwróciłam się, żeby pobiec i pokazać je - no cóż, komukolwiek - i znalazłam Sinclairastojącego w drzwiach z uśmiechem.Jego czarne oczy lśniły, gdy wyjaśnił:- Ponieważ ty mnie uwiodłaś, teraz kolej na mnie.- Och, kochanie! - krzyknęłam i przebiegłam tanecznym krokiem przez pokój, żeby go wycałować.Rozdział 35Dobrze, zatem na zakończenie.Zerknęłam znowu na swoje notatki.Nie było tak trudno, jak się obawiałam.Nie przyszło zbyt wieleosób (co było zarówno dobre, jak i złe) i szczerze mówiąc, wyglądałam zabójczo.Tak jak i pannamłoda: w kremowej sukni i srebrzystych perłach, z odsłoniętą głową i nienagannym makijażem.Daniel miał na sobie jakiś ciemny garnitur, ale kogo to obchodziło? Na ślubie pan młody nie jestważny.Daniel nie powiedział ojcu (z oczywistych względów, ale i tak było to smutne) i planowałpoinformować o swoim ożenku z panią Danielową, która bała się światła, nieco pózniej.RodzinyAndrei nie było.Przyszły moja mama i siostra, Marc, Jessica, Sinclair i Tina.George był oczarowanyswoim nowym szydełkiem numer 6 i nie chciał wyjść z piwnicy.Nie byłam mocno stremowana, ale chciałam, żeby ładnie wyszło.- Szukając informacji o ślubach bezwyznaniowych.oczywiście bezwyznaniowych.znalazłam to wsieci.No dobrze, zaczynamy.- Abyście składane dziś obietnice realizowali przez całe życie w atmosferze największej radości.-Zamilkłam.Daniel i Andrea wlepili w siebie wzrok, a mama siorbała nosem, jak to ma w zwyczaju na ślubach.Wszystko zgodnie z moim diabelskim planem, więc kontynuowałam.- Pomyślałam, że to dobra rada dla każdego, bez względu na, yy, okoliczności.Teraz złożymyprzysięgę i potem napijemy się ponczu.Czy ty, Danielu, bierzesz za żonę Andreę? Słowem tympołączysz się z nią do końca swoich dni.- Biorę.- Czy ty, Andreo, bierzesz za męża Daniela? Słowem tym połączysz się z nim do końca swoich dni.Znów zamilkłam.To było ważne pytanie.Andrea miała przed sobą długie, długie życie.A Daniel niebył owcą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]