[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyniósł je przed drzwi apartamentu i zostawił na korytarzu, poczym odwrócił się do Pahnera. Jaki jest status kompanii? zapytał chłodno. Nominalny odparł neutralnym tonem kapitan.Siedział na poduszce i klepał wklawisze pada; przekrzywił głową i spojrzał na księcia. wiczyli z nowym uzbrojeniem iczekają na rozkaz. Zawahał się na moment. Dowiedzieli się o zeszłym wieczorze.SierżantKosutic przez cały dzień dementowała plotki.Roger kiwnął głową na znak, że zrozumiał, ale nie odpowiedział bezpośrednio na ostatniezdanie. Mamy problem, kapitanie powiedział zamiast tego. Jaki? Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli dość żołnierzy i amunicji, by dotrzeć do wybrzeża.Książę zgarnął kilka poduszek na stos i usiadł obok kapitana.Pahner popatrzył na niego spokojnie, a O Casey oderwała wzrok od ekranu własnegopada. Zgadzam się z panem do pewnego stopnia, Wasza Wysokość.Ma pan jakieśrozwiązanie? Nie bezpośrednio. Roger podniósł manierkę i pociągnął łyk.Woda była ciepła, alechłodzący pęcherz księcia został w drugim pokoju. Ale myślałem o Cordzie i jegobratankach.Musimy mieć ze sobą więcej mardukańskich wojowników, przywiązanych do nasgotówką albo przysięgami lojalności. W takim razie szukamy grupy najemników? W głosie Pahnera zabrzmiałopowątpiewanie. Nie jestem przekonany, czy powinniśmy używać najemników do panaochrony, Wasza Wysokość. Nie patrzmy na najemników tak bardzo z góry powiedział Roger z gorzkimuśmiechem. W końcu mamy zdobyć inne miasto, żeby dostać zapasy na dalszą podróż.Nieprzesadzajmy z tą pogardą. To fakt, Wasza Wysokość zgodził się ze smutkiem Pahner. Ale nie robimy tego zwłasnej nieprzymuszonej woli.* * * Idziemy! syknął Denat. Nie mamy wyboru!Drobna kobieta nawet się nie rozejrzała.Była całkowicie skupiona na ścieżce,prowadzącej spod murów nad wodę; jakaś część Denata zazdrościła jej tej koncentracji.Niestety, on tego nie potrafił.Nie wiedział, co się działo w koszarach, ale cokolwiek tobyło, cholernie zdenerwowało Juliana, co nie wpłynęło też zbyt dobrze na stan umysłuMardukanina.Na szczęście plutonowy uspokoił się, kiedy przyszedł czas ruszać, a terazmonitorował sensory, którymi usiane było wyposażenie Denata. Nic dużego nie porusza się między wami a wodą rozległ się głos w słuchawce. Przyokazji, cieszę się, że to ty tam jesteś, a nie ja.Wojownik zmarszczył nos, ale nie odpowiedział.Droga na zewnątrz miasta prowadziłaprzez kanały, a chociaż ścieki płynęły wąskim strumyczkiem, pierwsze krople deszczu miałyzamienić go w potężną falę obrzydlistwa.Najwyższy czas skoczyć ku rzece. Szybciej! syknął. Wielki myśliwy powiedziała uszczypliwie Sena. Nauczyłam się nie poruszać zbytszybko.Trzeba wiedzieć, gdzie postawić następny krok.W przeciwnym razie można sięznalezć pod łapą flar-ke.Denat potrząsnął głową i podszedł do przodu. Julian mruknął. Masz coś? Strażnicy na moście odparł człowiek, wykrywając ruch z odległości stu metrów.Poza tym nic się nie rusza.Wojownik wciągnął powietrze, próbując wyczuć zapach ukrytych wrogów, ale wszystkozabijał smród kanału. Zostań tu szepnął Denat do Seny, zdejmując obciążający go pancerz.Kiedy skończył, miał na sobie tylko swoje zwykłe ubranie, czyli pas z nożem i torbę,wypchaną w tej chwili podarunkiem od ludzi dla króla Marshadu.Wyszedł z kanału i powoli, lecz naturalnie ruszył naprzód.Strażnicy na moście używalilatarni, które przeszkadzały im widzieć w ciemnościach, więc z tej odległości dwójkaspiskowców powinna pozostać niezauważona.Zdziwiła go ostrożność drobnej kobiety.Aż do tej chwili była praktycznie nieustraszona ita nagła zmiana zbiła go z tropu.Nagle zdał sobie sprawę, że dotąd przebywali w murachmiasta.Na otwartym terenie Sena nie była już u siebie i nie wiedziała, na co uważać.Denat z kolei czuł się tu swobodniej.Dorastał, polując w dżunglach na wschodzie, i jakojeden z niewielu wojowników w plemieniu robił to równie chętnie w nocy, co w dzień.Puszcza nocą zamieniała się w smoliście czarny labirynt niebezpieczeństw od trzęsawisk poatul.Nocą w dżungli czaiła się śmierć.A Denat czaił się na nią.Zostawił za sobą smród ścieku i puścił wodze zmysłów.Poruszając się nocą nie wolnobyło się skupiać.Próba koncentracji, usilne staranie, by coś dostrzec, wytężanie słuchu towszystko prowadziło do śmierci.By żyć, trzeba było zawierzyć intuicji.Stawiaj po prostustopy, a nie zaszeleści żaden liść.Szeroko otwieraj oczy, ale na nic nie patrz; nadstawiaj uszu,ale nie słuchaj.Wdychaj głęboko powietrze, ale nie czuj.Stań się jednością z nocą.A ponieważ tak właśnie się poruszał, natychmiast wychwycił dzwięk kłócący się zharmonią otoczenia.Stanął bez ruchu, jak ciemna dziura w mroku nocy, a obok niegoprzemknął skulony kształt.Postać była niewysoka mały mężczyzna lub kobieta; szła odstrony rzeki, zgięta pod ciężarem ociekającego wodą pakunku.Denat struchlał, kiedy zdałsobie sprawę, że przez rzekę prowadzony jest przemyt.Przemyt oznaczał patrole.Wojownik stał kilka sekund, rozważając problem, po czymwykonał drobny gest rezygnacji.Plan był prosty i jedyny możliwy: jeśli nad rzeką chodziłypatrole, będzie musiał po prostu ich unikać.Sądząc po zachowaniu miejscowych, którewidział do tej pory, nie powinno to sprawiać większych problemów.Ruszył dalej powolnym, lecz równym krokiem, zatrzymując się co jakiś czas i wydającjakiś naturalny odgłos szurając stopą lub szeleszcząc zwiędłym liściem.Dzwięki te wtapiałysię w szum nocnego życia, przypominając odgłosy małych zwierząt, buszujących w trawiekur w poszukiwaniu ziaren i korzonków.Jeśli ktoś usłyszałby jego kroki, pomyślałby, że tostap albo basik.Jeśli tylko nie rzuci się na niego żaden insheck, wszystko będzie dobrze.Wprzeszłości zdarzało mu się zostać zaatakowanym przez insheck albo młode atul, ponieważmali drapieżcy mylili go ze swoimi naturalnymi ofiarami.Udało mu się jednak dotrzeć do brzegu rzeki bez żadnych incydentów.Prąd był dośćwartki, ale nie mógł odstraszyć kogoś, kto pływał w gorszych miejscach od najmłodszych lat.Ludzie zapewnili go, że paczka była wodoodporna, więc zanurzył się w rzece, poruszając siętak ostrożnie, jakby polował na atul grack.Prąd porwał go i wyniósł na środek rzeki.Woda była cieplejsza niż nocne powietrze;uspokajająca kąpiel zmywała z niego smród miasta.Pozwalał rzece obracać nim jakkawałkiem drewna, wystawiając nad powierzchnię wody jedynie głowę, oddychając przeznos i wypatrując asleem.Gdyby natknął się na jakiegoś, cały plan ległby w gruzach, a on samby zginął.Prąd zaniósł go wkrótce pod most
[ Pobierz całość w formacie PDF ]