[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy Simon będzie w domu? A może wyszedł? Może nie był sam.Co powie, jeśli akurat będzie zabawiał gościa? Kobietę.Lynette powoli wzięła głęboki oddech, starając się uspokoićrozkołatane serce.Jej sylwetka w czasie jazdy opuszczone rami-ona i głowa potęgowała jedynie wrażenie, że spada w przepaść.Nie należała do kobiet, które stchórzyłyby w trudnej sytuacji, aleteraz wyraznie się bała.Bała się, że zostanie rozpoznana, że Simon będzie zajęty lub żego nie zastanie.Bała się, że rodzice nigdy jej nie wybaczą takiegonieposłuszeństwa.Nie zawróciła.Pragnienie, by znowu z nim być było silniejsze niżstrach.Potrafił ukoić ją, jednocześnie przywracając jej dawnyspokój ducha.Ducha utraconego w chwili śmierci Lysette.Przynim czuła się znowu sobą.Wolna od pozorów i wybiegów.Wolnaod potrzeby zachowania powściągliwych manier.Nie burzyć równowagi.Nie dawać rodzicom powodów dozamartwiania się i żalu po utracie tej dobrej i cichej córki, zamiasttej nieposkromionej.Lynette zatrzymała wierzchowca przed domem Simona.Nie byłapewna, jak znalazła się przed jego drzwiami, ani dlaczego miałaoddech tak ciężki, jakby przebiegła całą drogę do niego.Kręciło jejsię w głowie.Była zdezorientowana.Teraz, bardziej niż kie-dykolwiek, pragnęła wesprzeć się na jego ramieniu.158/272Zamrugała oczami i ujrzała przed sobą krępego kamerdynerao młodzieńczych rysach, któremu peruka nie dodawała wiele pow-agi.Jedyną oznaką zaskoczenia na widok jej w męskim stroju, byłauniesiona brew.Bez słowa wpuścił ją do środka i zamknął za niądrzwi. Mademoiselle powiedział głosem dochodzącym jakbyz oddali z powodu pulsującej w jej uszach krwi. Czy mogę wziąćod pani pelerynę i kapelusz?Podała mu kapelusz, ale trzymała grubą tkaninę niczym tarczę. Muszę panią ostrzec, mademoiselle, że panu Quinnowi niedopisuje dziś dobry nastrój. Czy jest sam? zapytała szeptem, ośmielona serdecznościąjego spojrzenia. W rezydencji zatrzymał się gość, ale jego lordowska mość jestobecnie zajęta. Gestem ręki wskazał jej drogę. Zechce panipoczekać w saloniku, a ja powiadomię pana Quinna o paniprzybyciu. Chciałabym sama go o tym poinformować.Obawiała się, że jeśli zostanie na dole, Simon ją odprawi.Ale wiedziała też, co się stanie, gdy wejdzie na górę.Kamerdyner też to wiedział, jeżeli dobrze odczytała rumieniec najego policzkach.Lekko skinął głową. Drugie drzwi po prawej powiedział cicho. Zaprowadzępani sługę do kuchni. Dziękuję.Trzymając się barierki mocno, aż pobielały jej kłykcie, Lynetteweszła powoli po schodach.Musiała uważać na każdy krok, takdrżały jej kolana.Gdy doszła na piętro, zawahała się.Korytarz byłsłabo oświetlony.Jedynie dwa stożkowe kinkiety dawały trochęświatła.Chociaż wystrój był zupełnie inny, przypomniały jej sięwnętrza rezydencji Orlinda.Krew w niej zawrzała na towspomnienie.159/272Strumień światła wydostawał się zza dwóch par drzwi, jednychpo prawej i jednych po lewej.Przechodziła koło pierwszych drzwi,gdy jej uszu dobiegły głosy.Nerwy miała już i tak napięte do granicwytrzymałości.Nie wiedziała, jak podoła przypadkowemuspotkaniu z kimkolwiek w tej sytuacji.Zamarła w obawie przed zdemaskowaniem.Na szczęście roz-mowa zyskała na żywiołowości, uniemożliwiając jej uczestnikomusłyszenie jej kroków.Już miała iść dalej, gdy nagle rozmowa ur-wała się i usłyszała wyrazne skrzypnięcie łóżka.Przygryzła wargi,pozostając w bezruchu.Rozległ się gardłowy śmiech kobiety, do którego dołączył męskigłos.Kojący baryton stał się bardziej głęboki, przymilny.Kobietawymruczała słowa, które spotkały się z wyraznym zadowoleniem.po czym rozpoczęło się rytmiczne dudnienie dobiegające zzaściany.Silne, jednostajne, niekończące się.Seks.Lynette zabrakło powietrza w płucach.Ręka powędrowała doszyi, a na czoło wstąpił pot.Nie mogła przestać słuchać.Oparła sięo ścianę, drugą rękę zaciskała na materiale peleryny.Zacisnęłauda, by przynieść ulgę narastającemu pulsowaniu i zagryzła wargi,gdy jęki uniesienia stały się głośniejsze i niosły się teraz swobodniepo całym korytarzu.Nie miała pojęcia, jak długo tak stała.Wiedziała tylko, że jejzmysły były rozszalałe.Skóra zbyt rozpalona, usta zbyt suche, pier-si zbyt nabrzmiałe i obolałe.Drzwi po prawej stronie otworzyły się, wlewając snop światła nakorytarz.Lynette wyprostowała się na widok Simona z ponurąminą.Miał na sobie tylko bryczesy.Były rozwiązane, ukazująctrójkątny fragment kuszącej, śniadej skóry i kępkę ciemnychwłosów wystającą zza materiału.tuż nad długim i grubym dowo-dem jego podniecenia.Brzuch miał mocno umięśniony,160/272a zaciśnięte pięści napinały potężne bicepsy.Rozpuszczonehebanowe włosy luzno leżały na muskularnych ramionach.Nigdy nie widziała czegoś równie dzikiego i pięknego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]