[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nie wiem, gdzie go szukać.To dlatego przyszłam do ciebie.Czy możesz mi pomóc, zaprowadzić mnie do niego? Zostało mało czasu.- Ten i jeszcze dwa dni dzielą go od śmierci.- Mam trzy dni na przeszukanie całego miasta.- Wiem.- Fate pokręciła opuszczoną głową.- Ale przychodzi tu, kiedy chce.Nie wiem też.Zaczekaj.- Poszukała na stole czerwonego paciorka, podniosła.- Jest ktoś, z kim spotyka się częściej niż ze mną.Nazywa się Tor Starhiker, prowadzi kasyno Persefona.Sama tak siebie określa, szukaj jej pod tym imieniem.Czy jesteś tu sama?- Nie - uśmiechnęła się Moon.- Mam kogoś.- Uprzytomniła sobie, że zostawiła go na znacznie dłużej, niż zamierzała.- Muszę wrócić i powiedzieć mu, czego się dowiedziałam.- Wstała z wahaniem.- Dziękuję ci za pomoc.I za to, że byłaś przyjacielem Sparksa, wtedy gdy ja nie mogłam.- Pragnęła bardzo mieć dość czasu, by wypytać ją o wszystko, co zdarzyło się w ciągu tej długiej-krótkiej przerwy.- Niech Pani się do ciebie uśmiecha - powiedziała nieśmiało.- Niech uśmiecha się do nas wszystkich.Ale zwłaszcza do ciebie - Fate też się uśmiechała.Przed wyjściem Moon spojrzała po raz ostatni na maskę Królowej Lata.Wreszcie dotarła do pensjonatu, w którym zostawiła BZ, wpadła przez oszklone drzwi, zadyszana z wyczerpania i ulgi.- Moon! - BZ stał w wąskim korytarzu, chowając do spodni tył podartej koszuli.Obok stała górująca nad nim gospodyni, zastygła w połowie wzruszenia ramion.BZ minął ją, podbiegł, by chwycić Moon w ramiona, odrywając od podłogi.- Bogowie! Gdzie, u diabła, byłaś? Myślałem.- Poszłam do maskarki.- Zaśmiała się, gdy zaskoczony postawił ją z powrotem.- Przestań, nie powinieneś.- Do maskarki? Sama? Dlaczego? - Skrzywił się, niby z naganą, lecz dostrzegła w tym tylko troskę.- Znałam drogę, a ty potrzebowałeś wypoczynku.- Uśmiechała się tak długo, aż odpowiedział tym samym.- Znalazłam ją.BZ, nie uwierzysz, że.- przerwała, przypomniawszy sobie, że gospodyni nasłuchuje za jego plecami.BZ obejrzał się przez ramię i odchrząknął.- Dobrze, dobrze, panie inspektorze.- Kobieta żartobliwie uniosła ręce w geście poddania się.- Zrozumiałam aluzję.- Przeszła obok nich, kierując się do drzwi swego mieszkania.- Sprawiła pani, że się martwił.- Mrugnęła otwarcie do Moon.- Proszę robić tak dalej, dziecko, a nie odleci stąd bez ciebie! - Weszła w swe drzwi i zamknęła je za sobą.BZ spojrzał w sufit, był równie zakłopotany, co Moon.Zaciągnął ją w głąb korytarza.- Powiedz mi teraz.Znalazłaś ją?- Tak! Słuchaj, gdy KR Aspundth wszedł w Przekaz, to ona kazała mi wracać.Minęła chwila, nim zrozumiał.- Jest sybillą? Tutaj?Moon przytaknęła, nie spostrzegła w jego głosie tonu niedowierzania.- Jedyną w całej galaktyce, która.- Co jej powiedziałaś? - przerwał z nagłą złością.Tym razem zrozumiała; stara niechęć i świeże rozczarowanie wypełniły mrokiem jego oczy.Cofnęła się, odsunęła od niego.- Powiedziałam, że chcę znaleźć Sparksa.- I tylko tyle masz prawo wiedzieć.- Nie o to pytałem.- Stłumił kaszel, wykorzystał przerwę, by powściągnąć zły humor.- Bałem się, że mnie porzuciłaś - mruknął zawstydzony - nie żegnając się nawet.Wiedziała, że nie jest to całą prawdą, ale przyjęła ją, bo wiedziała też, iż chce, by tak było.- BZ, nigdy.nie tobie.Nie tobie - obiecała, biorąc go za ręce i pocałowała go z łagodnym smutkiem.Wypuścił ją niechętnie, nagle zakłopotany nieporządkiem koszuli.- Czego się dowiedziałaś? Czy go widziała?- Fate nie wie, jak go złapać.- Moon zauważyła, jak podnosi głowę.- Powiedziała mi jednak o kimś, kto może wiedzieć.Nazywa się Persefona, prowadzi kasyno.Myślała, że będzie rozczarowany, lecz tylko kiwnął głową.- Dobrze.Znam to miejsce.To w górnym mieście, jest jednym z większych.Pójdziemy tam zaraz.- Spojrzał na kręte schody, które prowadziły spiralą na piętro, do pokoju, w którym spędzili noc.- Poczekaj tylko.aż wezmę płaszcz.39- Hej, ty.cześć, ślicznotko.witamy w piekle, rozrzutniku.Tor opierała się leniwie o filar, witając bezkształtne tłumy, wlewające się z bezduszną monotonią przez ścianę migoczących luster.Stłumiła ziewnięcie, starając się przy tym nie naruszyć makijażu.Kasyno zostało dopiero co otworzone po kilku godzinach przerwy na odpoczynek i posprzątanie, nie zostanie zamknięte, póki nie skończy się noc masek i nie nadejdzie dzień Zmiany.Wdychała środki pobudzające, aż wreszcie dały jej małego kopa, a oczy pod wymalowanymi w kwiaty powiekami wróciły do czaszki.Jak ktoś mający przystąpić do nie chcianego postu, tłumy podczas Święta były nienasycenie głodne wszystkiego, a Źródło wyciskał je do ostatniej kropli.Ona zaś musiała dawać wszystko, czego Źródło zapragnął.Swym wszechpotężnym, krzywym palcem uruchamiał biurokratyczną górę zezwoleń, aż rozpadała się w łatwą do przebycia równinę.Dał swe błogosławieństwo jej małżeństwu z Oyarzabalem, umożliwiającym ucieczkę z tej planety, nim pozaziemcy zatrzasną wieko trumny Zimy i zabiją je na głucho.Za kilka ciągnących się strasznie godzin kasyno zostanie zamknięte na zawsze - cóż, dla niej będzie to zawsze.Uprzytomniła sobie ze zdziwieniem, że będzie jej brakować tego miejsca.Ale tęsknić będzie do kasyna wypełnionego ludźmi żyjącymi, nie obawiającymi się wykorzystywać szans, ludźmi z planet tak różnorodnych, że ledwo mogła je sobie wyobrazić, ze światów, na które pragnęła się dostać i uda się jej, dzięki Oyarzabalowi i Źródłu.Przez chwilę opadły ją ulotne wątpliwości, gdy pomyślała, że stanie się żoną Oyarzabala.Małżeństwo pozaziemców wydawało się jej ciężkie i paskudne jak długi łańcuch.Być na zawsze przykutą do Oyarzabala.pożądającego Persefony, a nie Tor Starhiker.Czy na zawsze już ma nosić tę cholerną perukę, tę malowaną, sztuczną skorupę, aż przyrośnie do niej na zawsze? Och, do diabla z tym.Jeśli będzie miała dość Oyarzabala, szybko się go pozbędzie - łańcuchy mają to do siebie, że pękają.-.Wyglądasz na prawdziwego farciarza.cześć wam.- Umilkła w połowie potoku słów, stała z otwartymi ustami.- Wasza Wysokość?Dziewczyna z białymi warkoczami i tuniką koczowników spojrzała na nią z dziwnym zmieszaniem, wystarczyło to, by Tor się upewniła co do swojej pomyłki.Dziewczyna tkwiła przed nią nadal, nie zwracając uwagi na przepychające się obok tłumy.- Czy pani jest Persefoną?Uśmiechnęła się promiennie.- Tylko jej nędzną imitacją, dziecko.Ty jednak, na bogów, jesteś doskonałą kopią Królowej.- Ja.no.- Dziewczyna nie wydawała się zbytnio zachwycona pochlebstwem.- Przysłała mnie Fate.Tor roześmiała się nerwowo.- Bogowie, mam nadzieję, że nie.Och, chodzi ci o Fate Ravenglass?Dziewczyna przytaknęła.- Nazywam się Moon Dawntreader.Podobno zna pani mego kuzyna, Sparksa.- Sparksa! Tak, oczywiście.- Odrywając się od filaru, poczuła niezrozumiałą ulgę.Piekło z diabłami, przesadziłam dzisiaj.- Chodźcie, nie wywołujmy paniki.- Po raz pierwszy zauważyła, że dziewczyna nie jest sama; z tyłu jak cień stał pokryty bliznami Kharemoughi, ubrany w kurtkę Sinego z oznakami inspektora.Serce skoczyło jej do gardła, ponownie bezzasadnie, nim nie spostrzegła, że reszta stroju była całkowicie nieregulaminowa, a przód kurtki jest pobrudzony.Plamy wyglądały na zaschłą krew.Możliwe wyjaśnienie nie uspokoiło jej.Nie pytaj; tylko nie pytaj.Wprowadziła ich do wnętrza kasyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl