[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Quarendon wstał i podszedł do Alexa.— Czy to prawda? — zapytał drżącym z napięcia głosem— Czy to prawda, że ona…?Joe nieznacznie skinął głową.Quarendon otworzył usta, ale nie powiedział ani słowa więcej.— Boże! — powiedział półgłosem Frank Tyler — Kto…?— Ona, Ewa — głos pani Wardell był cichy, ale wyraźny.— Nie mogło być inaczej.Było w tych słowach tyle spokojnej, wykluczającej sprzeciw pewności, że Alexa przeszedł dreszcz.Potrząsnął głową, jak gdyby chcąc przebudzić się ze snu.Kedge usiadł powoli, później wstał i wsunął drżące ręce do kieszeni.Drzwi otworzyły się, weszła Amanda, a za nią Parker niosący poduszkę i koc.Podeszli do kanapki.Frank Tyler uniósł głowę leżącej i wysunął spod niej czarny żakiet Parkera, który z kolei położył na tym miejscu poduszkę.Amanda otuliła panią Wardell kocem.— Dziękuję, moje dziecko.Teraz jest mi naprawdę bardzo wygodnie.Dziękuję, panie komisarzu — stara kobieta zwróciła głowę ku Parkerowi, który szybko włożył żakiet i wyprostował zagięcia materiału kilkoma ruchami rąk.Skłonił się jej z daleka.Alex patrzył na nią i po raz drugi przeszedł go dreszcz.Ciągle ten uśmiech, łagodny, spokojny uśmiech.To ona odkryła ciało Grace Mapleton.Musiała stać tam u wezgłowia łoża i przy nikłym płomyku świeczki patrzeć na ten miecz i…— Chodźmy, panie doktorze — powiedział Parker półgłosem i ruszył ku drzwiom, a Harcroft za nim.Zniknęli.Joe podszedł powoli do stolika, przy którym siedziała Dorothy.— Czy można?— Och, oczywiście! — zamknęła notatnik i odwróciła go grzbietem do góry.— Biedaku — powiedziała półgłosem — wygląda pan, jak gdyby zobaczył pan ducha.Czy przynieść panu odrobinę whisky?— Ależ! — bąknął Joe i chciał się podnieść, ale Dorothy była już na środku sali i po chwili wróciła.Wszyscy milczeli.— Czy… czy ktoś chciałby może filiżankę mocnej kawy? — powiedziała Amanda starając się mówić spokojnie.— Jest bardzo późno i dobrze nam to wszystkim zrobi.Kilka osób miało ochotę na kawę.Dorothy pochyliła się nad stolikiem i szepnęła:— Czy naprawdę ją zamordowali?Alex zawahał się na ułamek sekundy, ale zaraz nieznacznie skinął głową.— Niesłychane! — uniosła swój notatnik, ale prędko odłożyła go na powrót.— Nie do uwierzenia!— Właśnie — Joe zniżył głos jeszcze bardziej.— A mówiąc nawiasem, pani jest ostatnią osobą, która widziała ją żywą.— To wspaniałe! — Dorothy stłumiła okrzyk i przykryła sobie usta drobną dłonią.— Tyle razy czytałam to zdanie w waszych książkach, a teraz usłyszałam je i w dodatku, dotyczy mnie!Oczy jej zabłysły.— Niestety — Joe nieznacznie rozłożył ręce.— Nie jest pani podejrzana… — pochylił się ku niej — Mogę pani zdradzić jedno: gdyby można było panią podejrzewać, mój przyjaciel komisarz Parker spędziłby dzisiaj znacznie spokojniejszą noc.Dorothy zbliżyła usta do jego ucha kładąc się niemal na stoliku.— A kto jest podejrzany?— No właśnie — Joe wstał widząc Amandę podchodzącą z tacą, na której dymiły filiżanki z kawą.— Dziękuję, Amando.Cieszę się, że jesteś dzielna.Uśmiechnęła się bladym, niemal płaczliwym uśmiechem.Śmierć sekretarki musiała wstrząsnąć nią bardziej niż chciała okazać.Joe powrócił do stolika.— Pytała pani, kto jest podejrzany, Dorothy.Mówiąc szczerze, nikt.I wszystko byłoby „wspaniale”, żeby użyć pani określenia, gdyby nie to, że przed niecałą godziną, ktoś wyprawił ją w wiekuistą podróż jednym uderzeniem miecza.XXINikt sam nie spuści tej kraty…Parker zatrzymał się na progu, a doktor Harcroft powoli podszedł do stołu z napojami nie spoglądając na nikogo z obecnych.Joe wstał od stolika i podszedł do komisarza, który przez chwilę stał zacierając odruchowo ręce i najwyraźniej szukając słów.— Proszę państwa, jest mi naprawdę niezmiernie przykro, że będę musiał prosić was wszystkich o pozostanie tutaj jeszcze przez pewien czas… Postaramy się załatwić, jak najprędzej, wszystkie… niezbędne czynności, a później będę nawet nalegał, żeby obecni udali się do swoich pokój ów… W tej chwili jednak… — zawahał się — chciałbym, aby drzwi tej sali były zamknięte od wewnątrz na klucz i otwarte dopiero wówczas, kiedy zapukamy po powrocie… Na razie, chciałbym prosić, aby pan Tyler i pan Quarendon udali się z nami… Chodzi o pańskie psy — dodał prędko widząc, że Melwin Quarendon blednie.— Im prędzej załatwimy konieczne sprawy, tym prędzej wrócimy.Proszę nie zapominać o kluczu! Widzę, że tkwi tu w zamku.Wyszedł z Alexem na korytarz.Czekali przez chwilę zanim Quarendon i Tyler nie dołączyli do nich.Usłyszeli szczęk przekręcanego w drzwiach klucza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]