[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podzieliliśmy się na dwie grupy i rozpoczęliśmy poszukiwania.- Czy ojciec jest bardzo zagniewany na mnie? - dopytywał się Tomek niespokojnym głosem.- Nie, przecież wiedzieliśmy, że jesteś razem z bosmanem Nowickim.Po prostu obawialiśmy się, czy przypadkiem nie spotkało was coś złego.Australijskie burze piaskowe powodują wiele szkód i nieraz stwarzają niebezpieczne sytuacje.Na szczęście gorący wiatr, który niósł z wnętrza kontynentu chmury pyłu, natrafił na prądy powietrzne napływające z południa.Spowodowało to gwałtowną ulewę i burzę.- Dzięki niej przepłukiwaliśmy nasze gardła, które były suche jak wióry - wtrącił bosman.- Tak, tak, niech mi nikt nie gada, że tutaj brak urozmaicenia oraz różnych niespodzianek.- Mieliście dużo szczęścia - dodał Smuga.- Burza piaskowa trwa niekiedy kilka dni i dość rzadko kończy się w taki sposób, jak ta ostatnia.POLOWANIE W POBLIŻU FARMY ALLANAKonie szły raźno po stepie.Obydwaj niefortunni łowcy emu skwapliwie korzystali w czasie jazdy z zapasów zabranych z obozu przez ich towarzyszy.W miarę jak zaspokajali pierwszy głód, nabierali lepszego humoru.Wiedzieli już przecież od Smugi, że Wilmowski nie miał im za złe samodzielnej wyprawy.Wesoło pokpiwali z siebie, wspominając niepokój, który ogarnął ich na widok podążających za nimi krajowców.- Ho, ho, pan bosman ledwo już powłóczył nogami, ale gdy tylko spostrzegł tropiących nas krajowców, to maszerował tak szybko, że nie mogłem za nim nadążyć - dogadywał Tomek marynarzowi.- Dobrze pamiętasz! Tak było naprawdę, obawiałem się, żebyś przypadkiem nie popsuł panu Clarkowi interesu - mruknął bosman, zerkając na chłopca.- Co też pan opowiada? Teraz próbuje się pan wykręcić sianem - oburzył się Tomek, nie podejrzewając podstępu.- Niech się zmienię w wieloryba, jeśli kłamię! Przypomniałem sobie historię pięciu królików przywiezionych przez pierwszych osadników do Australii.- A co króliki mają wspólnego z tym wszystkim?- Właśnie, że mają! Bo wbrew intencjom kolonistów tak się rozmnożyły, iż zaczęły wyjadać trawę konieczną dla hodowli owiec.Jakbyś teraz ty, brachu, ze strachu zgubił na stepie trochę „cykorii", to znów mogłoby się stać nowe nieszczęście.Czy wyobrażasz sobie, co by nastąpiło, gdyby twoja cykoria rozpleniła się tutaj i wyparła, trawę? Przecież owce pozdychałyby z głodu.- Jak pan może tak mówić? - oburzył się Tomek.- A kogo to musiałem pocieszać tam w parowie podczas burzy piaskowej?- A to wykrętne chłopaczysko! - śmiał się bosman.- No, pal cię licho! Kręcisz językiem jak kołowrotkiem.Ale my tu gadu gadu, a nie zapytaliśmy nawet, jak też udały się naszym kumplom łowy na emu?- Uwaga panowie! Nasi przyjaciele zabierają się obecnie do nas - zawołał Smuga.- Jeżeli jesteście bardzo ciekawi wyników naszego polowania, to mogę was pocieszyć, że i nam z początku szczęście nie dopisywało.Mieliśmy za mało wierzchowców nadających się do pościgu za emu.Większość jeźdźców mogła uczestniczyć jedynie w nagonce.Czarownicy australijscy robili, co mogli, aby nam pomóc.Pamiętacie chyba ich tańce przed łowami na kangury, którymi pragnęli zapewnić sobie przychylność duchów? Otóż podczas polowania na emu najstarszy czarownik codziennie przed wschodem słońca rysował na piasku australijskiego strusia.Dopiero trzeciego dnia pierwszy błysk słońca musnął wcale udany rysunek, co miało oznaczać, że duch łaskawie sprzyjał naszym zamierzeniom.Krajowcy zaledwie to usłyszeli, zaraz wpadli w doskonały nastrój.Z wielką werwą zabrali się do łowów, wskutek czego jeszcze tego samego dnia schwytaliśmy jedną parę ptaków.W pościgu za nimi znacznie oddaliliśmy się na północ.Załadowywaliśmy już emu na wóz, gdy Tony uprzedził nas o nadciągającej burzy piaskowej.Natychmiast ruszyliśmy w powrotną drogę, lecz mimo to nawałnica przychwyciła nas w stepie.Jechaliśmy wzdłuż skalistego pasma wzgórz, które osłaniało trochę przed uderzeniami gorącego wichru.Wtedy właśnie, zupełnie nieoczekiwanie, z bocznego wąwozu wybiegły prosto na nas cztery strusie.Musiały uciekać z daleka, ponieważ osaczyliśmy je bez większych trudności.W ten sposób zakończyliśmy łowy schwytaniem sześciu emu.Obecnie znajdują się one w naszym obozie.- Założyłbym się o butelczynę rumu, że były to te strusie, które skryły się przed nami w pagórkach imitujących góry - wtrącił bosman.- A to wspaniały zbieg okoliczności - przytaknął Tomek.- W ten sposób mimo woli przyczyniliśmy się do pomyślnego zakończenia polowania.- Jak z tego wynika, nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre - sentencjonalnie dodał bosman.- Może i tak było.Według wszelkiego prawdopodobieństwa znajdowaliśmy się w pobliżu wąwozu, który posłużył wam za schronienie przed burzą piaskową - potwierdził Smuga.- Wszystko dobre, co się dobrze kończy - rezonował bosman.- Pognajmy szkapy, wkrótce będzie wieczór.Po zapadnięciu zmierzchu wierzchowce zwolniły tempo biegu.Szły teraz stępa.Tomek, kołysząc się w siodle, był coraz bardziej senny.Zaczął pochylać się w kierunku szyi konia, jakby bił pokłony przed wschodzącym księżycem.Do obozu dotarli późną nocą.Tomek, pokrzepiony drzemką w czasie jazdy na koniu, postanowił nie kłaść się spać przed powrotem ojca.Nie musiał długo czekać.W niecałą godzinę później wrócił do obozu Wilmowski wraz z Bentleyem.Wilmowski cieszył się szczęśliwym zakończeniem niebezpiecznej przygody syna.Wszyscy zasiedli wokół ogniska do wieczerzy.Tomek jeszcze raz opowiedział przebieg niefortunnego polowania na emu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]