[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dalton wziął to ostrożnie i złożył na stole.- Witam ipozdrawiam - rzekł widząc, że Skorrogan milczy.- Zjednoczenie Republik Solar.- Dziękuję - przerwał ochrypły bas, metaliczny i wyrazisty.- Valtam ImperiumSkontaru śle pozdrowienia premierowi Solarii przez usta Skorrogana, księcia Kraakahaymu.Wyprostował się w środku sali zdając się ją wypełniać swą potężną, odrażającąpostacią.Należąc do świata wysokiej grawitacji i niskich temperatur, Skontarianie byli jednakrasą olbrzymów, powyżej dwóch metrów wzrostu, tak przy tym rozrosłych wszerz, iżwyglądali na krępych.Można ich było uznać za człekokształtnych, jako że byli dwunogimissakami, ale na tym właściwie kończyło się podobieństwo.Spod szerokiego, niskiego czoła inawisłych brwi Skorrogana patrzyły bystre, złociste, krogulcze oczy.Dół twarzy wyglądał jakścięty pysk, szczeki miał wypełnione straszliwymi, kłami, krótkie uszy osadzone wysoko naokazałej czaszce.Krótka, brunatna sierść pokrywała muskularne ciało aż po czubekruchliwego ogona, z głowy i szyi spływała rudawa grzywa.Nie bacząc na tropikalną, jak naniego, temperaturę, przybrany był w ceremonialne futra i skóry i wydzielał ostry zapach potu.- Książę spóznił się - z wątpliwą uprzejmością rzekł jeden z ministrów.- Mamnadzieję, że nie zaistniały jakieś poważne przeszkody.- Nie - odparł Skorrogan.- Po prostu przeliczyłem się z czasem.Przepraszam - dodałniezbyt przepraszającym tonem, opadł ciężko na najbliższy fotel i otworzył tekę.-Przystąpimy do interesu, panowie?- Mm.chyba tak - Dalton zasiadł pośrodku długiego konferencyjnego stołu.-Właściwie, w tej wstępnej rozmowie nie będziemy się zbytnio zajmować cyframi i faktami.Chcemy tylko uzgodnić cele podstawowe, ogólne zasady polityki.- Naturalnie, będziecie chcieli zapoznać się dokładnie z obecnym stanem zasobówAvaiki i Skangu, jak również allańskich kolonii - powiedział swym łagodnym głosem Vahino.- Rolnictwo na Cundaloa i kopalnie Skontaru już teraz mają znaczną wydajność, a z czasemgospodarka powinna osiągnąć samowystarczalność.- Będzie to także kwestia wyszkolenia - rzekł Dalton.- Poślemy cały zastępekspertów, doradców technicznych, nauczycieli.- Ponadto - zaczął szef sztabu - wyniknie kwestia zasobów wojennych.- Skontar ma własną armię - burknął Skorrogan.- Chwilowo nie ma co o tym mówić.- Może i nie - przyznał minister skarbu.Wyjął papierosa i zapalił.- Proszę pana! - ryknął Skorrogan.- Proszę nie palić! Pan wie, że Skontarianie sąuczuleni na tytoń.- Przepraszam! - Minister skarbu zgniótł papierosa.Ręka mu lekko zadrżała i spojrzałna posła.Obawa była płonna, urządzenia klimatyzacyjne momentalnie usuwały dym.A wkażdym razie nie krzyczy się na członka rządu.Zwłaszcza, gdy się przychodzi prosić opomoc.- W grę wchodzą inne jeszcze planetarne układy - rzekł z pośpiechem Daltonrozpaczliwie starając się załagodzić incydent.- Nie tylko kolonie solarne.Sadzę, że ekspansjawaszych obydwu ras sięgnie poza wasz własny troisty układ, a zasoby uzyskane w tensposób.- Dla nas ekspansja jest konieczna - zawołał kwaśno Skorrogan.- Traktat ograbił nas zwszystkich czterech planet.Mniejsza z tym.Przepraszam.Przykro siedzieć przy jednymstole z wrogiem.Szczególnie jak ktoś przypomni, że to taki niedawny wróg.Tym razem milczenie trwało długo.Dalton z nieomal fizyczną przykrością pojął, żeSkorrogan nieodwołalnie zrujnował swoją pozycję.Nawet gdyby zdał sobie sprawę, co robi, ipróbował sytuację naprawić - a któż widział, by arystokrata Skontaru kiedykolwiek tłumaczyłsię - było już za pózno.Miliony ludzi widziały w telewizji jego niewybaczalna wprostarogancję.Zbyt wiele wpływowych osobistości, czołowych, działaczy solarnych, siedziało wtej samej sali, patrzyło w jego wzgardliwe oczy i czuło ostry odór nieludzkiego potu.Skontar nie otrzyma pomocy.O zachodzie chmury zawisły nad ciemną linią szczytów na wschód od Geyrhaynu imrozny podmuch wiatru przyniósł w dolinę zapowiedz zimy.Przyniósł ze sobą pierwszepłatki śniegu; kołowały na tle ciemnoszkarłatnego nieba, zaróżowione odblaskiem gasnącejkrwawej łuny.Przed północą będzie śnieżyca.Z ciemności wyłonił się statek kosmiczny i wpłynął do hangaru.Za małymkosmoportem widać było w półmroku stary gród Geyrhayn kulący się pod wiatrem.Rudyblask świateł padał od starych domów o spiczastych dachach, ale kręte uliczki były jak pustewąwozy wijące się aż na szczyt wzgórza, gdzie sterczał ponury zamek, dawne gniazdobaronów.Valtam obrał go na swoją siedzibę i mały Geyrhayn był teraz stolicą Imperium.Albowiem z dumnego Skirnoru i wspaniałego Thruvangu zostały tylko radioaktywne ruiny, adzikie bestie wyły teraz na zgliszczach dawnego pałacu.Skorrogan syn Valthaka wyszedł z kabiny statku.Poczuł dreszcz i szczelniej owinąłsię futrem.Skontar był zimną planetą.Marzli tam nawet miejscowi.Przed wyjściem czekali najwyżsi wodzowie Skontaru.Pod maską obojętnościSkorrogan zadrżał wewnętrznie.Może wśród tej milczącej posępnie grupy czekała nańśmierć? Pewien był niełaski, a nie wiedział.Na spotkanie przybył sam Valtam.Jego biała grzywa powiewała na wietrze.Złoteoczy świeciły w zapadającym mroku złowieszczym blaskiem, wyzierała z nich dzika, zleukrywana nienawiść.Tuż przy nim stał jego najstarszy syn i następca tronu, Thordin.Wpurpurze zachodu ostrze jego włóczni wyglądało jak umazane krwią.Obok czekali możnicałego Skangu, margrabowie Skontaru i innych planet.Za nimi połyskiwały hełmy i kirysylejbgwardii.Twarze były w cieniu, ale biła od nich pogarda i wrogość.Skorrogan podszedł do Valtama, uderzył na powitanie włócznią i pochylił nieznaczniegłowę.Zapadła cisza, tylko wiatr pojękiwał i unosił śnieżne tumany.Wreszcie przemówił Valtam, bez żadnych wstępnych pozdrowień.Zabrzmiało to jakpoliczek.A więc jesteś z powrotem - rzekł.- Tak, panie.- Skorrogan usiłował panować nad głosem.Przychodziło to z trudem.Nie bał się śmierci, ale ciężar niepowodzenia przygniatał go boleśnie.- Jak już wiadomo,muszę z żalem donieść, że moja misja spełzła na niczym.- Wiadomo - powtórzył lodowato Valtam - oglądaliśmy teleraport.- Miłościwy panie, Cundaloa dostaje od Solarian nieograniczoną pomoc.AleSkontarowi odmówiono wszystkiego.%7ładnych kredytów, żadnych doradców technicznych,nic.I nie możemy liczyć prawie wcale na handel i turystów.- Wiemy - rzekł Thordin.- A ty byłeś wysłany, aby tę pomoc uzyskać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]