[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego wieczora, gdy księżycowe latarnie były już zapalone i wszystko było gotowe do wieczornego przedstawienia, powiedziałam Malezowi:— Może istnieje sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej.Jeśli jacyś Kupcy przyjdą na pokaz i jeśli wydadzą ci się nieszkodliwi, zaproś ich tutaj, bym mogła z nimi porozmawiać.Czegokolwiek się dowiemy, pomoże to Dawnym w zrozumieniu sprawy.— Lepiej nie posuwać się za daleko — zaczął, po czym zawahał się.— Nie posunę się za daleko — obiecałam, nie zdając sobie wówczas sprawy, jak szybko taka obietnica może stać się ulotna niczym mgła o świcie, którą unicestwiają promienie słońca.W tym względzie Slafid miał rację.Na przedstawieniu byli dwaj Kupcy.Nie potrafię dobrze oceniać wieku obcych, lecz wydali mi się młodzi i żaden nie miał wielu pasków na tunice.Ich skóra była bardzo ciemna, jak zwykle u osób przebywających w kosmosie, podobnie włosy, gładko zaczesane, by hełmy dobrze leżały.Nie uśmiechali się jak Slafid i niewiele ze sobą rozmawiali.Gdy mój mały ludek prezentował swoje zdolności, Kupcy byli przejęci jak dzieci i pomyślałam, że gdyby byli z Yiktor, moglibyśmy się zaprzyjaźnić.Zgodnie z moją sugestią, Malez przyprowadził ich po przedstawieniu.Gdy przyjrzałam im się bliżej, wiedziałam, że nie są podobni do Gauka Slafida.Może to byli prości ludzie, jak my Thassowie określamy większość innych gatunków, ale była to prostota nie mająca nic wspólnego z ignorancją, często wspieraną przez ambicje i złość.Zaczęłam rozmawiać z tym, który przedstawił się jako Krip Vorlund, na temat mojego odwiecznego marzenia o wyruszeniu z moim ludkiem w inne światy.Wydawało mi się, że był szczerze zainteresowany, choć nie omieszkał przedstawić mi licznych niebezpieczeństw, które zagrażają takiemu przedsięwzięciu, jak i faktu, że można by tego dokonać tylko będąc w posiadaniu wielkich bogactw.W głębi duszy zaświtała mi myśl, że może i ja mam swoją cenę.Jak na swój gatunek, ten obcy człowiek miał przyjemny wygląd — nie był tak wysoki jak Osokun, raczej smukły i umięśniony.Myślę, że gdyby zmierzył się bez broni z synem Oskolda, ten drugi miałby marne szansę na zwycięstwo.Mój ludek wzbudził w nim zachwyt, nic zresztą w tym dziwnego, bowiem takie zwierzęta jak nasze potrafią wyczuć kogoś bezbłędnie.Fafan, która w obcym towarzystwie jest bardzo nieśmiała, pierwsza podała mu swoją łapę i wołała za nim, gdy odchodził, musiał wrócić, przemawiać do niej pieszczotliwie jak do dziecka.Wybadałabym dokładniej tego człowieka i jego towarzysza, ale Otjan, jeden z chłopców na posyłki, właśnie przybył z informacją o okrutnie więzionym barsku i musiałam odejść.Ten Vorlund zaproponował, że ze mną pójdzie.Zgodziłam się, choć nie wiem dlaczego.Wiem tylko na pewno, że chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej.Na szczęście jego refleks wybawił mnie z kłopotów, bo kat futerkowego ludu, Othelm z Ylt, sięgnął po podstępny hak.Vorlund użył broni ze swojego świata, którą nie można zabić ani poważnie zranić, a jedynie odstraszyć napastnika.Dało mi to czas na sięgnięcie po różdżkę i unieszkodliwienie tego padalca.Potem przewieźliśmy barska i znaleźliśmy dla niego mieszkanie.Zrozumiałam wówczas, że nic nie powinno mi przeszkadzać w pielęgnacji tego biedaka, więc odprawiłam Kupców tak grzecznie, na ile było mnie stać w tej sytuacji.Gdy już odeszli, zajęłam się barskiem najlepiej jak tylko potrafiłam, wykorzystując całe umiejętności sługi Molastera.Ciało barska nie było w najgorszym stanie, ale umysł był tak wyczerpany bólem i strachem, że nawiązanie kontaktu było niemożliwe.Nie mogłam jednak zdobyć się na wysłanie barska w Białą Drogę.Pozostawiłam go we śnie bez snów, by uleczyć jego tułów i kończyny oraz odegnać ból z jego myśli.— To nic nie da — rzekł do mnie Malez przed świtem — będziesz musiała utrzymywać go we śnie albo uśpić na zawsze.— Może, ale poczekajmy jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]