[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak coś w sercu Debety radowało się wielce, że będzie miała teraz dwie zupełnie nowe sukienki, których nikt przed nią nie nosił.Miała także cichutką nadzieję, że dzięki temu Iantine wreszcie ją zauważy.Teraz zaś, po tym, co powiedziała jej Morath, zastanawiała się, czy malarz w ogóle spostrzeże, że włożyła coś nowego.— Mówiąc na temat weyrów… — zaczęła Mesla.— Rozmawiałyśmy o tym pół godziny temu, Meslo — zaprotestowała Angie.— A o co chodzi?— Nie ma ich tak wiele, a większe smoki będą miały pierwszeństwo wyboru, prawda?— Nie martw się o to — odpowiedziała Jule.— Kiedy będziemy ich potrzebować, niektóre zdążą się już opróżnić — palnęła i zakryła dłonią usta, zorientowawszy się, co powiedziała, — Nie chciałam tego powiedzieć.Naprawdę nie chciałam.To znaczy, nie przyszło mi do głowy, żeby się wprowadzić…— Zamknij się wreszcie, Jule — powiedziała Sarra cicho, lecz stanowczo.Na dłuższą chwilę zapanowała cisza.Dziewczęta pospuszczały oczy.— Słuchajcie, która z was ma balsam? — spytała cicho Grasella z łóżka pod ścianą, przerywając ciszę, która zaczęła im nieznośnie ciążyć.— Znów mnie swędzą palce.Nikt mi nie powiedział, że opieka nad smokami powoduje odmrożenia.Angie znalazła słoiczek pomiędzy futrami i podała dziewczętom.— Będę następna — stwierdziła cicho Debera, podsuwając słoik Graselli.Na tym skończyła się beztroska nocna pogawędka.— Mam mało czasu — powiedział Jemmy Clisserowi niechętnym tonem, zapytany, jak idzie praca nad ostatnią balladą historyczną.— Musiałem zająć się waszymi prawniczymi szpargałami.Dlaczego narobiliście tyle hałasu wokół tych przeklętych strażników? Trzeba ich było od razu zesłać na wyspy.Po co ta farsa z sądem?— Procesy nie były farsą, Jemmy — odparł Clisser tak ostro, że Jemmy, nie wierząc własnym uszom, spojrzał na niego ze zdziwieniem.— Procesy były potrzebne.Musieliśmy pokazać, że postępujemy zgodnie z prawem…— Czyli odwrotnie, niż Chalkin — uśmiechnął się Jemmy.Nierówne zęby w długiej twarzy bardziej niż kiedykolwiek nadawały mu podobieństwo do lisa.— Właśnie tak.— Marnujecie dla niego cenny czas — prychnął Jemmy i wrócił do czytania.— Czego szukasz?— Nie wiem.Szukam, bo wiem, że istnieje już coś, co można by wykorzystać do określania pozycji Czerwonej Planety… coś tak prostego, że aż wstyd o tym nie pamiętać.Wiem, że gdzieś to widziałem… — zdenerwowany, odsunął od siebie książkę.— Szkoda, że ludzie, którzy to wszystko kopiowali, pisali tak niewyraźnie.Tracę dużo czasu, żeby to rozczytać — gwałtownie wyciągnął rękę nad zagraconym stołem roboczym, sięgnął na parapet okienny i z trzaskiem postawił przed sobą dziwaczny przedmiot.— To nowy komputer dla ciebie — uśmiechnął się do Clissera, który zdziwiony, przyglądał się kolorowym paciorkom umocowanym na dziesięciu wąskich drucikach, podzielonych na dwie nierówne części.— Co to jest? — Clisser wziął przedmiot do ręki.Okazało się, że można z pewnym trudem przesuwać paciorki po drutach.— Kiedyś nazywano to liczydłami.Starożytna, lecz jakże pożyteczna zabawka.— Jemmy wyjął mu z ręki przyrząd i pokazał jego działanie.— Zastąpi kalkulatory, zresztą większość już się popsuła.Aha, znalazłem też rysunki czegoś innego — chwilę pogrzebał w papierach i wyciągnął linijkę z ruchomą nakładką.Na obu częściach narysowano podziałkę logarytmiczną.— Na tym suwaku logarytmicznym można wykonywać całkiem skomplikowane działania matematyczne, prawie z taką samą szybkością, z jaką wpisuje się dane do urządzeń cyfrowych.Clisser przenosił wzrok z jednego przyrządu na drugi.— Ach, więc tak wygląda suwak.Kiedyś czytałem o nim wzmiankę w traktacie o prymitywnych kalkulatorach, ale nigdy nie pomyślałem, że będziemy zmuszeni uciekać się do starożytnych rozwiązań.O liczydłach też tam napisano.Rzeczywiście ciężko pracujesz, szukając alternatywnych metod.— I tę trzecią rzecz też znajdę, jeśli wreszcie dasz mi święty spokój i przestaniesz zawalać mnie pilnymi sprawami niezwykłej wagi.— Mam nadzieję — stwierdził Clisser dyplomatycznie — że dostarczysz mi coś przed zimowym przesileniem i Końcem Obrotu, żebym mógł to pokazać na Zgromadzeniu.Jemmy gwałtownie wyprostował się na krześle, przechylił głowę i wpatrzył się w Clissera tak, że rektor, pełen nadziei, pochylił się w przód, wstrzymując oddech, by nie zburzyć jego koncentracji.— Ach, do diabła — rozluźnił się wreszcie i huknął pięściami w stół.— To musi mieć coś wspólnego z przesileniem.— No cóż, jeśli wracasz do liczydeł i suwaków logarytmicznych, to może chodziło ci o zegar słoneczny? — zażartował Clisser.Jemmy znów usiadł prosto, jeszcze bardziej napięty.— Nie słoneczny… — powiedział powoli… — ale kosmiczny… zegar kosmiczny… jak… kamienny… kamienny…— Kamienny krąg? Stonehenge?— A co to takiego?— Prehistoryczna budowla na Ziemi.Sallisha będzie potrafiła podać ci więcej szczegółów, jeśli zechcesz ją zapytać — powiedział chytrze Clisser.Zgodnie z jego oczekiwaniem, Jemmy tylko machnął grubiańsko ręką.— Okazało się, że to zdumiewający kalendarz, dokładnie przewiduje zaćmienia, a także o świcie wskazuje dni przesilenia.Clisser przerwał, wpatrując się szeroko rozwartymi oczyma w Jemmy’ego, który otworzył usta, jakby chciał powiedzieć O, ale mu zabrakło głosu.Obaj byli z lekka oszołomieni.— Tylko że to był kamienny krąg… na równinie… — wyjąkał Clisset; szkicując w powietrzu kształt dolmenów i wspartych na nich kamiennych płyt.Mrucząc coś pod nosem, podszedł do półki po odpowiedni tekst.— Na pewno to skopiowaliśmy.To musi być przepisane.— Niekoniecznie, bo interesowały cię tylko hasła historyczne mające związek z Pernem — odpowiedział Jemmy.— Pamiętam, jak raz otworzyłem ten zbiór.Wystarczy tylko zaprojektować konstrukcję odpowiednią do naszych potrzeb, tak, żeby ukazywała się w niej Czerwona Planeta w okresie, kiedy jej tor oznacza Opady — gorączkowo przerzucał papiery na biurku, w poszukiwaniu czystej kartki i ołówka.Znalazł trzy, ale albo za krótkie, albo połamane.— No właśnie, trzeba na nowo wynaleźć jeszcze jedną rzecz… wieczne pióra.— Wieczne pióra? — powtórzył Clisser.— Nigdy o czymś takim nie słyszałem.— Zrobię je jutro.Pozwól mi teraz popracować samemu… — przerwał i uśmiechnął się diabolicznie na widok zmieszanej miny rektora.— Będę coś miał dla ciebie przed Końcem Obrotu.Może nawet model… pod warunkiem że dasz mi teraz spokój.Clisser wyszedł, zamknął za sobą cicho drzwi i zatrzymał się na moment.— Zdaje się, że wyrzucił mnie z mojego własnego gabinetu — powiedział na głos i popatrzył na drzwi.Rzeczywiście, na świeżo wymalowanej plakietce widniało jego własne nazwisko.— Mhm.— Odwrócił wiszącą na drzwiach tabliczkę tak, by na wierzchu znalazł się napis NIE PRZESZKADZAĆ, i poszedł, nucąc pod nosem refren z Pieśni o Powinnościach.Wyjdzie Sallishy na spotkanie, zanim ta wiedźma wejdzie po schodach.Będzie jej miło.W każdym razie, powinno jej być miło.Pośpiesznie zszedł na dół i spotkał ją w drzwiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]