[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Największą u niego specjalnością są uszy, ależ za to uszy, którena wypadek mogłyby posłużyć za mapę jednej półkuli ziemskiej, a wysuszone i wygarbowaneoprawiłyby zamiast oślej skóry niejeden foliant łokciowy.Cała postać pana aptekarza ginęłaobok tych uszu jak czcigodny kancelista Staberl obok swego nosa.Za uszyma pana aptekarza, jak zając za krzakiem, wyglądał z miną skromną i przyzwoitą,ale pełną statku i powagi, pan profesor, głęboki znawca wielkiego i małego abecadła, szczo-dry szafarz pierwszych fundamentów oświecenia dla młodego pokolenia oltenickiego.Za daleko by poprowadziło, chcąc wyliczać i opisywać kilku innych jeszcze gości prezesa,dla lepszej znajomości wolimy raczej podsłuchać ich rozmowy.181 Pan komisarz drogowy przestał właśnie sprzeczać się o jakąś zasadę mechaniki z panemkapitanem, a pan pocztmajster, który do atrybucji swego urzędu policzał bezpłatne czytywa-nie urzędowych gazet i stąd miał się za głębokiego polityka, zagadnął nagle towarzystwo: Słyszeliście państwo o dowcipie na nowe ministerium hiszpańskie? Kapitalny! Nie, nie słyszeliśmy zgoła  wtrącił prędko pan profesor, który był strasznie ciekawy. Nie wiemy nic o tym  powtórzyło kilka głosów.Pan pocztmajster brzęknął ostrogami i z poważną miną głasnął się po czerwonym kołnie-rzu. Kapitalny dowcip, powiadam państwu. Nie ma o tym nic w ,,Gazecie naszej  ozwał się pan komisarz, który tę jedną prenume-rował gazetę.Pan pocztmajster ofuknął się niechętnie: W jednej gazecie nie może stać wszystko! Dlatego ja czytam wszystkie gazety.Liczba wszystkich gazet nie wynosiła u pana poczmistrza więcej jak trzy. No i cóż tam tedy stoi?  zapytał pan konsyliarz i wyciągnął rękę naprzód, jakby chciałpuls pomacać komu. Te szelmy za granicą  krzyknął pan poczmistrz  na wszystko znajdą dowcip. Powiedzże go pan już raz  ozwał się niecierpliwie pan prezes.Pan pocztmajster brzęknął naprzód ostrogami, potem ze znaczeniem klasnął w palce.Leczwtem pan prezes otworzył drzwi do salonu i rzekł: Moja żona panów prosi na herbatę.Po prawdzie nie czas było jeszcze na kolację czy na herbatę, ale pan prezes nie lubiłwszystkich dyskusji politycznych, choćby ściągały się do państwa Irokezów lub króla Mo-skitów. To niebezpieczny przedmiot  mawiał zawsze, a jak złodziej, na którym czapka gore, lę-kał się we wszystkim aluzji do stosunków własnego magistratu.Pan poczmistrz niekontent, że mu przerwano w samym toku opowiadania, zmarszczył brwii machnął ręką, jakby chciał powiedzieć: ,,szkoda czasu z takimi ludzmi , a potem pierwszyposunął za gospodarzem.Za chwilę stanęli wszyscy w pokoju bawialnym, gdzie, podzielone na kilka grup osobnych,siedziały kobiece znakomitości miasteczka.Pani prezesowa bystrym okiem potoczyła po całym towarzystwie i nagle niechętniezmarszczyła brwi. Panów Grążewskich nie ma?  zapytała żywo. Może jeszcze przyjdą  odpowiedział prędko pan konsyliarz, nawykły nie tracić nadzieido samego ostatka. Bardzo wątpię  ozwał się na to głos piskliwy z jednej grupy kobiet.Był to głos pani aptekarzowej, zacnej połowicy znanego nam już jegomości o olbrzymichuszach.Jeżeli czcigodny małżonek policzał się do znakomitości małej mieściny, to pani apte-karzowa miała do tego podwójne prawo.Uchodziła za chodzącą kronikę, żywe biuro wywia-dowcze nie tylko dla małej mieściny, ale i dla okolicy.Nie mogło się nic stać na dziesięć milw pobliżu, czego by pani aptekarzowa nie tylko nie wiedziała, ale nawet o wiele wcześniej nieprzeczuła.Tajemniczymi jakimiś drogami i sposobami jak wszystkie wody do morza, tak wszystkienowiny i nowinki spływały do głowy pani aptekarzowej, a jak morze wszystkim zebranym wswym łonie wodom nadaje swoją barwę właściwą i swój smak szczególny, tak i pani apteka-rzowa umiała skoncentrowane w sobie wiadomości zaprawić zawsze pewną barwą odrębną ipewnym wybitnym smakiem słonym.Z tym wszystkim pani aptekarzowa strasznie nieszczęśliwa osoba: całe życie utyskuje naplotki i złośliwe języki, dla których, jak powiada, ma nienawiść i pogardę nieprzebraną.182  Ja się plotkami brzydzę jak grzechem śmiertelnym  powtarza przysłowiowym niemalnawyknieniem każdą razą, kiedy ma wypróżnić uzbierany kram świeżych różnorodnych no-winek.Stanowcza pewność, z jaką obecnie wypowiedziała swe powątpiewanie, niemiłe na całymkobiecym towarzystwie zrobiła wrażenie.Spodziewano się przecież tańczyć, a Tadeusz Grą-żewski był zawołanym tancerzem, nieobecność jego musiała sprawiać wielką lukę w ułożo-nym programie.Najwięcej jednak zmartwiła się pani prezesowa, widać, że ze wszystkich swych gości naj-serdeczniej może rada byłaby jemu. Skądże pani jesteś tak pewna?  zagadnęła nagle aptekarzową. I ja to chciałam właśnie powiedzieć  dodała prędko pani kasjerowa, która miała tęszczególną właściwość, że zawsze to tylko chciała powiedzieć, z czym się naprzód ktoś innyodezwał.Pani aptekarzowa wydęła naprzód spodnią wargę, która wielkością i wydajnością mogłabysię równać chyba z uszyma małżonka, i pokiwała głową ze znaczeniem. Już to, moje państwo, ja się rzadko mylę, ale tym razem założyłabym się na pewne. O prawda, prawda, pani aptekarzowa rzadko się myli  ozwał się, nie wiedzieć, czy zuznaniem, czy z przekąsem, suchy i przeciągły głos, który bardzo stosownie należał do sucheji przeciągłej figury wyobrażającej panią profesorową.Pani profesorowa z panią aptekarzowa były to dwie serdeczne przyjaciółki, a zarazem naj-zawziętsze rywalki, nie o młodość i wdzięki, bo żadna do nich nie miała pretensji, ale o pew-ność i niezawodność swych nowin, w których bogactwie pragnęła prześcignąć jedna drugą.Przyjazń ich obopólna zdawała się zresztą sprawdzać tylko przysłowie: ostateczności sięstykają, bo trudno by wyobrazić sobie dwie sprzeczniejsze z sobą postaci nad te dwie panie.Aptekarzowa była niska, gruba, pękata, z wydętymi wargami i nabrzękłymi policzkami;profesorowa chuda, wysoka, jasnokoścista, z twarzą kobylego zakroju i kobylej chudości.Aptekarzowa mówiła nadzwyczajnie żywo, prędko i głośno; profesorowa z cicha, powoli iprzeciągle.Aptekarzowa niekontenta była widocznie z wtrącenia się swej przyjaciółki, bo z marsemna czole odpowiedziała prędko: Nikt nie jest nieomylny na świecie, jednakowoż przekonacie się państwo; pan Tadeuszprzenosi innego rodzaju towarzystwo.Prezesowa ze złością przegryzła wargi. Rybitwa31  mruknęła przez zęby.Aptekarzowa zaśmiała się półgłosem i przychylając się do ucha pani kasjerowej, szepnęłajej żywo: Biedna prezesowa! Starej torbie ciągle romanse w głowie. I ja to chciałam właśnie powiedzieć  odpowiedziała po swoim zwyczaju kasjerowa.Pani profesorowa tymczasem zwróciła się ku pani komisarzowej. Co ta aptekarzowa tak się interesuje tym młodym chłopcem?  szepnęła.Komisarzowa uśmiechnęła się złośliwie. Niech się pani nie boi, nie będzie stąd niebezpieczeństwa dla pana aptekarza.Między pannami, co zasiadły rzędem w kącie, także półgłośne o panu Tadeuszu rozlegałysię szepty, chociaż pan sekretarz Peller wszystkich przykładał starań, aby wszelkie zajęcieskierować na siebie samego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl